Tak jakoś się składało, że z usług PKP nie miałem okazji korzystać od połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, tym to sposobem umknęło mi ponad trzydzieści lat tej frajdy.
Więc od początku, udałem się warszawskim tramwajem na Dworzec Centralny, odstałem trochę w kolejce, poprosiłem o bilet. Pani z okienka stwierdziła, że do
Olsztyna taka przyjemność kosztuje 50 zł, zapłaciłem. Z przepustką na przejazd pociągiem pośpiesznym o godzinie 15.16 wyruszyłem do domu.
Było miło, czysto, widno, żadnego tłoku, w przedziale ja i młodziutka studentka germanistyki udająca się do domu do Ciechanowa. Czas zszedł nam na miłej rozmowie o niczym, celowo nie ruszałem polityki – bo po jakie licho psuć dobry nastrój?
Po kilku godzinach dojechaliśmy do celu podróży studentki, wysiadła, zostałem sam.
Nie na długo, z uradowaną miną wsiadł mężczyzna w wieku około 35 lat.
Ruszyliśmy, nowy znajomy z podróży poukładał pakunki i spytał mnie o której będziemy w Warszawie?! Długo nie chciał mi uwierzyć, że mogę jedynie odpowiedzieć kiedy przypuszczalnie będziemy w Olsztynie.
Nie będę pisać jakich słów użył celem skomentowania sytuacji w jakiej się znalazł, najciekawsze, że informację, że to pociąg do Warszawy uzyskał od pracownicy kolei!
Chłop był umówiony w Warszawie ze znajomymi na wyjazd do Francji do roboty, na najbliższym przystanku wysiadł licząc na pociąg w odwrotnym kierunku. Dobrze, że nie było konduktora, bo ani chybi jeszcze musiałby opłacić te dodatkowe kilometry.
Dalej jechałem sam. Nudząc się przeokropnie, szybkość tego wehikułu, podobno pośpiesznego była wprost zawrotna! Pośpieszny który wyjechał z Warszawy o 15.16 planowo miał być w Olsztynie po godzinie 19, i był, a miał do przebycia zaledwie 233 km. To było ponad cztery godziny! Autobus do Olsztyna potrzebuje na ten przejazd trzy godziny.
Ciekawe, że taką szybkość podróżną osiągały nasze koleje w zamierzchłych czasach zaraz po wojnie. Nie pamiętam dokładnie, ale pośpieszny to nawet był chyba nieco szybszy.
W domu włożyłem na nos okulary, żeby sobie obejrzeć bilet – bez okularów z odległości do jednego metra nic nie jestem w stanie przeczytać.
Tutaj spotkało mnie następne zaskoczenie,
bilet opiewał na 40 zł plus 2,62 zł vat.
Więc 7,38 poszło do kieszeni kasjerki, ile dziennie ma takich obrywów? Jak sobie radzi z oddzieleniem kasy PKP od swojej?
Jak się okazuje to wszystkie kwitki wydane przez urzędnika należy wnikliwie analizować, korzystać z okularów, w takich wypadkach lenistwo nie popłaca.
Ale ogólnie? Było fajnie! Tylko gdzie ten postęp?
komentarze
polecam podróż z Warszawy do Gdańska
w sezonie. nie będzie ani pusto, ani miło, ani widno. za to na pewno będzie maksymalnie ciasno.
niestety PKP to trup.
“Stay Rude, Stay Rebel”
Docent Stopczyk -- 07.02.2008 - 13:33To jest nic
Ja jakieś 15 lat temu pokonywałem koleją, oczywiście PKP, 65km w 3,5 godziny (nie licząc przesiadek).
Dymitr Bagiński -- 07.02.2008 - 22:29KriSzu
A jaka to była trasa? Bo szybkość była faktycznie oszałamiająca!
wiki3 -- 08.02.2008 - 09:46> wiki
No taka dolnośląska, mniejsza o to skąd-dokąd:)
Autentycznie można było iść obok pociągu i nadążać.
Dymitr Bagiński -- 08.02.2008 - 22:22