Kolejny spór rusza. O samorządy. Polska, według PiSu, przekształci się w luźną federację, kiedy gminy, powiaty i województwa dostaną większe uprawnienia. Kiedy się wreszcie skończy bałagan z krzyżowaniem się kompetencji. I kiedy się administracja wreszcie stanie tańsza.
Pamiętam początek lat dziewięćdziesiątych. Ruszała reforma Balcerowicza i w jej cieniu administracyjna. I głosy przerażonych ludzi. Przecież prowincjusze wybiorą komunistów i towarzysze znowu wrócą do władzy. Niech ich wybierają – padała odpowiedź – jak się sprawdzą, to dobrze, nie, to jeszcze lepiej. Lokalna społeczność nabierze doświadczenia. Ale to jest wpuszczanie komuny tylnymi drzwiami – precyzowano zastrzeżenia. No tak. Ale rezygnacja z samorządu jest zakonserwowaniem komunistycznych form zarządzania państwem.
Wtedy też pojawił się problem, jakie kompetencje można przenieść z województwa do gmin. Walka o to aby tych kompetencji jak najwięcej przekazać, aby ludzi ustrzec od konieczności wędrowania do województw trwała stale. I z różnym skutkiem. Do tego pieniądze. Przekazywano zadania skąpiąc środków. Podatki nadal wędrują do Warszawy i stamtąd wracają, po uważaniu, do gmin.
Próbowano samorząd traktować jak fasadę. Stosując zasadę, że nasz otrzyma, obcy nie. Możliwości było wiele. Fundusze celowe, komunalizacja mienia itd. Stosowały to przede wszystkim postkomunistyczne ugrupowania. Zarówno Cimoszewicz, Oleksy jak i Miller ograniczali stopniowo kompetencje samorządów. Awuesowska reforma została przez Kwaśniewskiego, we współpracy z rydzykowymi ortodoksami, doprowadzona do minimum. Destrukcyjne dla samorządów dzieło komunistów kontynuował PiS. Samorządność bowiem oznaczała ograniczenie możliwości tworzenia ogólnokrajowych sitw. Sitwy były lokalne, bardziej widoczne i o mniejszym zasięgu. Mniej szkodliwe.
Pojawił się samorządowy uzus. Jawność. Nie jest tak łatwo czegoś w gminie pod stołem przeprowadzić, jak na szczeblu krajowym. Nie może na przykład brat szefa wiodącej partii wywalić burmistrza, nawet gdyby sam był marszałkiem. Albo wojewodą. Fasada przepisów, które służą jedynie władzy a nie krępują jej nijak, nawet kiedy są jej przeciwne, tu nie działa. Tu przepis jest szanowany bo ludzie już na ogół swoje prawa znają.
Dlatego samorządność wszelkiemu totalizmowi jest wstrętna. Dlatego już w czasach AWSu widać było rzeczywistą linię podziału społeczeństwa. Na tych, którzy wiedzą, że tak mądrzy jesteśmy jak najmądrzejszy z nas albo tak mądrzy jak wódz. Ponieważ wódz, to na ogół bezwzględny paranoik, systemy totalitarne zawsze przegrywają.
Zawsze.
komentarze
Panie Stary,
tekst Pański przypomniał mi, jak na dyskusji o samorządności, związanej z doświadczeniami kadarowskich Węgier i toczonej gdzieś w latach siedemdziesiątych, profesor J. (już nieżyjący), postanowił zająć stanowisko pryncypialne i zwięzłe. I wypowiedział je tak:
- Żadnych samorządów, żadnej demokracji! Silna władza w ręku Ludu!
Jak widać nawet najgłupsze myśli nie umierają.
Pozdrawiam
yayco -- 29.05.2008 - 09:16Yayco
No właśnie. Jak Lenin, wiecznie żywy.
Pozdrawiam.
Stary -- 29.05.2008 - 09:48Naprawdę?
“ Ponieważ wódz, to na ogół bezwzględny paranoik, systemy totalitarne zawsze przegrywają”.
Nie wiedziałam, że Józef Piłsudski, który niewatpliwie wodzem był, w dodatku był bezwzględnym paranoikiem.
Małgorzata -- 31.05.2008 - 07:39Małgorzata
Nie wiesz jeszcze jednego. Nieuważny pedant się na ogól ładuje w ośmieszające pułapki. Pedanteria to w ogóle przede wszystkim uwaga. Tym bardziej, że pedantów nikt nie lubi.
Przeczytaj zacytowane zdanie jeszcze raz.
Może jeszcze?
Próbuj do skutku.
Stary -- 31.05.2008 - 14:34