Dominującą subkulturę, modę, prezentują przede wszystkim kobiety. One ją przyswajają najprędzej, one ją rozprzestrzeniają, smakują ją wręcz. Są arbitrami. Stopień dojrzałości narzuca pewne preferencje, z których wypływają różnice.
Grupa nastolatek urwawszy się z kolonijnej wspólnoty okupuje ławkę w parku sąsiadującym z promenadą. Śmiecą papierkami od słodyczy, skaczą po ławce nogami i… fotografują świeżutkie tatuaże, jakimi się właśnie za niewielką opłatą poozdabiały. W różnych miejscach. Tam przede wszystkim, gdzie “plecy swą szlachetną nazwę” tracić zaczynają. Przed kilku tygodniami nie da się tego zetrzeć. Będzie miała mama nad czym wydziwiać.
Ich starsze siostrzyce zażywają słonecznej kąpieli na granicy wody i lądu. Są w specyficzny sposób adorowane. Krzepkie młokosy kopią możliwie wysoko piłkę starając się nie dopuścić do jej upadku w wodę. Biegają przy tym szaleńczo pomiędzy małymi dziećmi, skrzętnie kopiącymi w piasku. Przepędzani stamtąd odchodzą niechętnie. Dziewczyny też się przemieszczają obrzucając wzrokiem pełnym miażdżącej wyższości zwapniałych opiekunów maluchów. Każdą zabawę zepsują.
Kolejny szczebel wiekowy jest już bardziej różnorodny. Najgłośniejszy i dość obrzydliwy jest margines, na szczęście, działający według niezmiennego schematu, określanego potem przez uczestników jako pech. Jego owocem są starsze kobiety, pojawiające się w terenowych przedsiębiorstwach od przedwiośnia następnego roku. Córka oto rodzi i sama przyjechać nie może a wy wykonywaliście latem prace w … i tu pada nazwa miejscowości. A on się nazywał Lolo, czy jakoś tak. Nazwy przedsiębiorstwa też nie jest pewna. Ewentualny zaś Lolo, jeżeli już został zlokalizowany stwierdzał, że “wzięlim siatkę win, wypilim w parku i poszlim nad rzekę. A potem, to wszyscy tam byli, to czemu ja“.
Teraz to jest reklamówka piw. Wypija się je nie w parku a przy stoliku lodziarni. Potem, po drodze “nad rzekę” fotografie pamiątkowe się robi przy jakiejś parkowej rzeźbie, w pozach symulujących seks oralny. Wszystko przy okrzykach pełnych wulgaryzmów, od których nie stronią uczestniczące w rytuale “damy”. Policja, dość widoczna skądinąd, jakoś nie reaguje. Wodzirej na ogół konfabuluje o pracy w Anglii. Widać niewiele tam płacą. Albo też proceder niezbyt jest ekspensowny.
I cała reszta pań. Z sympatią traktująca dzieci, zatem moje bliźniaki były dla nich nieodpartym magnesem. Układały się opodal, przepędzały młokosów, ostrzegały przed nadmierną beztroską moich podopiecznych. Nie tylko więc walor estetyczny ale i praktyczny piękniejszej połowy ludzkiej populacji jest niezaprzeczalny.
A polityka? Czy kogoś to tam obchodzi?
komentarze
Stary
no ciekawe obserwacje, nad morzem ostatnio nie bywam ale kupuję opis w ciemno
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 18.08.2008 - 12:26Stary! Ale dałem się złapać...
Myślałem o jakiejś solidnej, popartej dużym doświadczeniem, ocenie najpiękniejszej części ludzkości, a tymczasem trafiłem na jakieś wapniackie zaiste dogryzania…
Opis działania terenowych przedsiębiorstw od przedwiośnia poprzedniego roku jest znakomity. Prawie jak Wiesława Dymnego.
: ))
Pozdrowienia i powodzenia
jotesz -- 18.08.2008 - 12:33Obserwacje owszem, ciekawe
Szkoda tylko, że tytuł wpisu jest całkowicie nieadekwatny do treści.
Stwory opisywane przez Starego można nazwać kaszalotami, pontonami, w najlepszym razie laskami. Ale z kobietami mają one bardzo niewiele wspólnego.
Delilah -- 18.08.2008 - 12:34No właśnie!
Dołączam dla Delilah innego Starego, wykonującego She’s a Woman na żywo w Hiszpanii dość niedawno, bo w 2004.
Kiedyś spolszczył ten klasyk wspomniany Wiesław Dymny – początek był taki: “Ktoś struny głośno trąca, a ty wciąż jesteś śpiąca”...
:)
jotesz -- 18.08.2008 - 12:50Kochani
Opisałem margines. Wszystko inne byłoby banalne albo poetyckie. Poetą jednak nie jestem. Nie potrafię wyrażać uczuć. Próbuję więc szydzić. Ale i to nie bardzo wychodzi, bo mi w istocie tych “kaszalotów, pontonów, lasek” żal.
Z drugiej strony przykro mnie uderza trwałość miałkości potocznych wyobrażeń o dorosłości, radości, głębi życia. Trwałość przekonania, że wykorzystanie drugiego człowieka jest warunkiem własnego powodzenia. Przekonania, że życie to gra o zerowej sumie wartości. Tutaj, w zaobserwowanych scenkach to najbardziej na jaw wychodzi.
Całe życie zawodowe spędziłem w otoczeniu pozbawionym kobiet, nasyconym męskimi stereotypami, także wadami, oczekiwaniami. Nauczyłem się więc kobiety idealizować. Dlatego może widzę przede wszystkim odstępstwa od wyobrażeń.
To i tekst jest adekwatny.
Stary -- 18.08.2008 - 17:24Hm,
w tytule kobiety, a jeszcze pan Igła nie przyszedł?
grześ -- 19.08.2008 - 00:26No nie wierzę
:)
>Grzesiu
Przecież Igła za grosz nie zna się na kobietach. Co miałby tu do gadania?
Delilah -- 19.08.2008 - 08:20Ale lubi gadać
nawet jak się nie zna.
grześ -- 19.08.2008 - 10:12Zreszta najlepiej gada się o tym, na czym się nie zna:)
Cos o tym wiem.