Dzwonek telefonu. Nie lubię. Szczególnie, kiedy coś liczę. Wyrwany z toku myślenia dłuższy czas muszę potem śledzić ekran aby wrócić do zapomnianego wątku. Nie ma jednak rady. Dzwoni. Podnoszę słuchawkę. Apatyczny głos kobiety o niemiłej barwie. Jestem Anita, czy Iwona z jakiejś tam firmy. Najczęściej ze znaczącym przedrostkiem lub nie mniej znaczącą końcówką, zdobiącą skrót. Pamiętam eko, jako początek, potem ex, jako koniec. Teraz nie zapamiętałem.
Apatyczna pani informuje mnie, że wygrałem bezpłatną nagrodę i wyśle mi katalog, z którego będę ją sobie mógł wybrać. Mam tylko adres podać. Odmawiam apatycznej pani, starając się aby nie brzmiało to opryskliwie. Pracuje, zarabia, zbiera dane, musi dzwonić. Odkłada słuchawkę bez dalszych prób przekonywania mnie. Jest już koniec pracy. U jej początku panie są bardziej energiczne. I starają się bardziej abym… wespół z nią obrabował jej firmę? Tak to na pozór wygląda. Oto wszystko za darmo i sam sobie powybieram, jeżeli tylko…
No właśnie. Jeżeli tylko. W każdym z nas tai się wiara w to, że tylko my mamy prawo do wygrania na loterii losu, który nam podsunie a to nieznana pani a to polityk a to związkowiec. Wszyscy oni są po naszej stronie i my tylko mamy dokonać niewiele znaczącej czynności. W zamian usłyszymy to, co się wydaje najbardziej nieprawdopodobne a jednak możliwe. Oto wespół z panią, politykiem czy związkowcem obrabujemy państwo, pracodawcę, onych i z katalogu nam osobiście przesłanego odbierzemy sobie nagrodę. Albo się doczekamy potężnej związkowej opieki. Jeżeli w dodatku jesteśmy skłonni leżeć czas jakiś na niezbyt dobrze pachnącym materacu, rzuconym na podłogę korytarza jakiegoś biura, jadać związkowe, zimne jadło i zrezygnować na długo z mycia się, to trafimy może do związkowych czy politycznych struktur i posiądziemy prawo innym mówić co mają robić. I już my sami będziemy tymi, którzy zmęczonym paniom każą nie ustawać w wysiłkach i za złe mieć ich apatię i wyzierającą z każdego słowa rezygnację.
Bo wierzymy w cuda. Wierzymy w nie nawet, kiedy nasi polityczni idole zmieniają diametralnie zapatrywania bez jakiegokolwiek dla nas jasnego powodu. Wierzymy też wtedy, kiedy kłamią i wręcz nas obrażają swoim lekceważeniem podstawowych logicznych implikacji.
Bo chcemy wierzyć w cuda. Bo jesteśmy przekonani albo o naszym wyjątkowym pechu, który każe się nam chronić pod opiekę oczywistych oszustów lub dawać wiarę apatycznym kobietom, z rezygnacją w głosie przekonującym nas, że stoją nad workiem darmowych nagród i nam je będą rozdawać. Bo wierząc, że po przełamaniu jakiegoś spisku, układu, koterii staniemy się energiczni, fachowi, rzeczowi, pewni siebie. Bo zapominamy o oczywistej oczywistości.
Darmowy lunch jest w pułapce na myszy.
komentarze
Panie Stary!
Zgadzam się z Panem! Normalnie jestem w szoku!
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.11.2008 - 21:38Ano coś w tym jest,
wierzymy, że jak się nie udaje, to przez pecha/układ/kogoś tam, a jak się udaje, to tylko dzięki nam samym.
taki lajf:)
Pozdrówka.
grześ -- 17.11.2008 - 23:09Grześ
Głównie małe dzieci mają takie przekonanie. Ale my jesteśmy młodym społeczeństwem.
Stary -- 18.11.2008 - 10:41E tam,
ja myślę, że w każdym jest cos takiego, niezależnie od dojrzałości społeczeństwa czy jej braku.
Znaczy taki mechanizm obronny, łatwiej znieść niepowodzenia wtedy, pewnie psychlogicznie można to jakoś wyjasnić, mam wrażenie.
pzdr
grześ -- 18.11.2008 - 10:50Grzesiu
Nie wiem, czy nie emocjonalną niedojrzałością.
Stary -- 18.11.2008 - 14:53Szanowny Stary,
zawsze to pisząc, zastanawiam się ile lat młodszy jestem i często przez to tracę wątek…
Takie panie dzwoniące traktuję opryskliwie, zupełnie nie traktując tego co robią za pracę, tylko za upierdliwe i namolne naruszanie spokoju. Podobnie traktuję polityków. Coraz większą ich ilość i to z partii wszelkaich. Łącznie z tą, na którą oddałem głos wyborczy!
Pozdrowienia i powodzenia
jotesz -- 18.11.2008 - 15:54od zakatarzonego i przeziębionego
Joteszu
Ja jestem jakoś bardziej chyba wyrozumiały. Chyba, że rzecz jest rozgrywana po godzinie szesnastej.
Kiedyś mnie kolega namówił do wypełnienia jakiejś ankiety. Jego synowi to zlecono i Rysiek, jako dobry tata porozdawał to kolegom w pracy. Po południu, przed szesnastą, zadzwoniła do domu energiczna panna. Prosto z mostu zapytała, cz rozmawia z, tu wymieniła najpierw nazwisko a potem imię. Odpowiedziałem pytaniem, czy pani z policji? Nie obraziła się. Wyjaśniła, że moja ankieta wygrała i w zamian za udział w jakiejś prezentacji czegoś mogę coś tam.
Wtedy nie tylko młodszy byłem ale i w Szczecinie dość popularny. Odmówiłem, nie sprawdzając co właściwie bym… Panna była bardzo energiczna.
To był jedyny wypadek, kiedy się przed szesnastą lekko najeżyłem.
Poza tym nie robię tego zabieganym rodakom.
Ale, jak bym miał katar, kto wie. Na razie się trzymam.
Pozdrawiam serdecznie. Tym bardziej, że kilka dni walki o oddech masz murowane.
Stary -- 18.11.2008 - 16:52