Idee!

Ostatnio dowiedziałam się, że młodzi cierpią na brak idei, na brak autorytetu i zaczęłam się zastanawiać, jakie idee nam przyświecały, jakie były nasze autorytety, jak długo błądziliśmy nim znaleźliśmy pewną dojrzałość.

Bo prawda jest taka, że jeżeli wielu młodych czuję się naprawdę zagubiona w tym wyścigu, w tej pędzącej rzeczywistości i sądzę, że my mieliśmy łatwiej. Co nie oznacza, że wszyscy wybrali dobrze…może nawet ja nie wybrałam najlepiej, ale chodzi mi o pewne strony etyczne, które mi, czy komuś innemu przyświecały.

Dzisiejsza rzeczywistość jest inna, niż ta z przed dwudziestu siedmiu laty, świat wtedy nie był tak mały, jakim jest teraz. Ale wracając do sedna, czyli do autorytetów, czy idei, jak to się kiedyś rozkładało?

Wiem jedno, pierwszymi i najważniejszymi autorytetami tamtych czasów byli rodzice, to oni kształtowali nasze umysły, nie szkoła, środowisko, tylko podstawa, czyli rodzina.
Rodzice przekazywali nabytą wiedzę od własnych rodziców i dokładali własne przemyślenia, czy ukierunkowywali do pewnych idei.

Czy tak jest dzisiaj?

Jestem rodzicem i wiem, że dziś trudniej dotrzeć do młodego człowieka, niż te dwadzieścia siedem lat temu. Nie mówię oczywiście, że wszystko kiedyś było super, a dziś jest do niczego, nie, to nie to, tyle, że każdy młody umysł jest chłonny, bardzo chłonny i potrzebuje paliwa i czasem z braku lepszego chłonie zupełny bełkot.
I nawet jestem skłonna uwierzyć, że wielu spośród tych od bełkotu, zostanie kiedyś mędrcami. Tylko by się w porę umieli zatrzymać, bo tak, stanie się najgorsze, czyli mrówczy świat, bez idei każdy będzie popychał swój kawałek rozglądając się tylko, by nikt mu tego nie wyrwał.

Nie mówię, że i drzewniej tak nie bywało, tyle, że pewna gradacja autorytetu, choćby rodzinnego wstrzymywała wielu, by nie narobili zbyt wielu głupstw. Zawsze mieliśmy jeszcze miernik, czegoś, co dziś zapewne wyda się zabawne, to był miernik dobra, zawsze się zastanawialiśmy, czy to co robimy, może kogoś dotknąć, zaszokować. Jasne, że szokowanie jest przywilejem młodości, robienie czegoś szalonego także, tyle, że i szaleństwo ma swoje granice.

Jasne, często dziś uśmiechamy się wspominając nasze autorytety, które nam przyświecały w odległej młodości, lub rumienimy się, myśląc, jacy byliśmy naiwni, ale to one nas formowały, dawały bezkształtności, kształt!

Nie chcę tu robić za złego belfra, który z groźną miną woła „kajecik”, ale można by na próbę na przykład wpisywać sobie uwagi, „czego nie będę się musiał kiedyś wstydzić” i spróbować tylko dla siebie taki dziennik uwag pisać. Mnie kiedyś polonistka zaproponowała, bo pisałam bardzo długie zdania, bym zaczęła pisać dziennik i starała się robić notatki z mnie rozbudowanymi zdaniami, pomogło.

A teraz jakie mi autorytety przyświecały gdy miałam o te dwadzieścia siedem lat mniej, czyli siedemnaście.

Muzyka Rockowa – TSA – wiem, wiem…ale przyznaję się.
Poezja śpiewana – Stachura – najczęściej w wykonaniu Różańskego

Jazz – Benny Goodman

Muzyka klasyczna – bu, nic

Literatura – Trylogia Sienkiewicza

Poezja – Broniewski

Bohater, który był dla mnie autorytetem – pan Wołodyjowski.

Historyczna postać, która wywarła na mnie największy wpływ – Bona Sforza

Proszę i co dziś ze mnie wyrosło?;p

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

Witaj :)

dziś społeczeństwo ma innego bochatera, Adama i nie jest to bynajmniej Mickiewicz
Idee, hm ciekawy temat i coś w tym temacie staram się też naszkicować, ale czy się uda?

A z Ciebie wyrosła fajna dziewucha, dziś kobieta, matka, żona Jacka
Pozdrawiam oboje :)


Wiesz, Bohaterów powinniśmy stwarzać sobie sami

a młodym, lekko ich kierować w stronę nie Michników i Mędrców Europy, ale ku takim, którzy przetrwają wiecznie jako bohaterowie pozytywni.

Bardzom ciekawa Twojego spojrzenia na idee…czekam niecierpliwie.

Serdeczności.:D

Ps. I dzięki, za komplementy…

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Jak się domyślam, to jest Pani raczej rodzicielką niż rodzicem. Jest Pani jednym z rodziców, ale rodzicem jest pan Jacek.

Rodzice, ci co dziecko wychowują, zawsze będą dla niego najważniejszym wzorcem. Nawet gdy buduje swoją tożsamość w opozycji do nich.

Co do tego czy 27 lat temu było łatwiej, to jest to bardzo ryzykowne stwierdzenie. Trzeba by znależć kogoś, kto miał nastoletnie dziecko wtedy i teraz, a potem poprosić o porównanie. Przecież wtedy była Pani po drugiej stronie bariery i narzekała Pani na zbytnią ingerencję (wpływ) rodziców, a teraz usiłuje Pani wpływać, co zmienia perspektywę.

Interesująca lista. I nie wiem czemu Pani się wstydzi zauroczenia TSA. Przecież poza nimi Perfectem i Maanamem wtedy prawie nikogo nie było.

Ja do dziś nie mam dżezowych idoli poza Elą i Luisem, ale oni raczej w popowym repertuarze. Wychodzi na to, że jeszcze bardziej powinienem buczeć, a nie mam na to ochoty.

Pozdrawiam


Po kolei, Panie Maciejowski

Czy wstydzę się, że byłam fanką TSA, nie, tylko sama dziś widzę, że to delikatnie mówiąc ten ich rock był taki cieniutki.

A rodzic to tak samo matka, jak ojciec.
Czy musiałabym być 27 lat temu rodzicem, by mieć rozeznanie, nie koniecznie, bo potrafię być samokrytyczna.

Byłam wtedy co prawda po drugiej stronie, tyle, że pamiętam siebie, swoich rówieśników, nawet tych, którzy robili b. złe rzeczy.
Widzę też młodych ludzi, mam córki w wieku 22 i 16 lat i ich znajomych.

Buczałam tylko z powodów, że nie doceniałam wtedy muzyki klasycznej.

Pozdrawiam

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Rodzic jako liczba pojedyncza od rodziców jest kalką z języka angielskiego. W tradycji polskiej rodzic to ojciec. Liczba mnoga to dwaj rodzice. Rodzic i rodzicielka to razem dwoje rodziców, potencjalnie rodzina.

Żeby nie wiem jak być samokrytycznym, to nie sposób wyjść z własnej skóry i wleźć w cudzą. Lubimy wierzyć, że to możliwe, ale jest to złudzenie. Zmiana perspektywy z wychowywanego na wychowującego powoduje, że gdzie indziej widzi się trudności. Już starożytni Grecy narzekali na „współczesną” młodzież. Dlatego ja jestem sceptyczny, gdy słyszę, że dzisiejsze dzieci są „gorsze” niż my w tym samym wieku.

Pozdrawiam


to nie tak...

i rozumiem, tyle, że ja nie wyrzekam na młodzież, tylko na brak idei u nich…sami się skarżyli na innym portalu.
Nie mówię, że są gorsi od nas, sama zauważyłam, przecież, że mogą być z nich kiedyś mędrcy, tylko,...obawiam się, że tu jest pewien kłopot, bo ten pęd ku szybkiemu życiu, niszczy najważniejsze.

Pozdrawiam

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

Pełna zgoda co do obaw. Jest to zupełnie naturalne, ale świadczy o tym, co napisałem powyżej.

Mój syn właśnie doszedł do wniosku, że nie wie co chce w życiu robić. Na razie nie znalazł wskazówki, tak jak mnie to się zdarzyło. Niemniej mam zaufanie do niego i wiem, że prędzej czy później, znajdzie swój sposób na życie. Nie wiem czy będzie jeszcze zmieniał kierunek studiów, czy dojdzie do wniosku, że tym razem trafił. Wiem, że stara się przeżyć życie najlepiej jak potrafi.

I jakoś nie widzę pędu do tego szybkiego życia u moich dzieci. Może ja jestem ślepy, a może moje dzieci jakieś nietypowe? Nie wiem…

Pozdrawiam


Gratuluję w takim razie dzieci...

ja akurat na starszą pociechę narzekać nie mam co, młodsza, no cóż tu jest inaczej, ale nie tragicznie…co z najmłodszym, jeszcze nie wiem, bo ma dopiero 5 i pół roku.

Ale tu nie chodzi o moje, czy pańskie dzieci, tylko o ogólną tendencję....

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Algo,

ale by wyciagac jakies ogolne wnioski, to trza miec jakas podstawe:badania, sondaze czy cus.
Tak to tylko rzucasz swoja obserwacje, ktos inny moze miec totalnie inna.

Dla mnie zagubienie to normalny stan u mlodych, ba, sa tacy co wiecznie zagubieni juz zostaja:)

P.S. Marku, tylko nie “bochatera”.
Czyzby nagle zacmienie ortograficzne cie dopadlo?

:)


Panie Grzesiu!

Sam bym tego trafniej nie ujął. Moje obserwacje są trochę inne i dlatego jestem ostrożny w generalizowaniu. Zaś moja fachowa wiedza podpowiada mi jeszcze dalej idącą ostrożność w tym temacie. :)

Pozdrawiam


Krótkie tłumaczonko...

Pozwalam sobie dorzucić trochę inny punkt widzenia. Oto tłumaczenie z fajnego tekstu dotyczącego przemian kulturowych zachodzących w obrębie naszej cywilizacji. Czy można się dziwić, że wobec gwałtownie rosnącego dystansu międzyludzkiego wywołanego ekspansją polityczno-poprawnościowej kultury terapeutycznej trudno dzisiejszej młodzieży nawiązać z kimś bliską relację typu uczeń-mistrz, która jest konieczna do zbudowania w nich poczucia potrzeby autorytetu?

—————————————————-
Narcystyczna koncentracja na sobie jest istotnym elementem kultury społeczeństwa terapeutycznego. Jak pisze Frank Furedi, rosnący wpływ tej kultury skutkuje problem, jakim jest postrzeganie innych ludzi wokół nas jako zagrożenia.

Świętym Graalem kultury terapeutycznej jest dążenie do wysokiej samooceny, lecz w dość szczególny, zdeformowany sposób, gdzie poczucie własnej wartości budowane jest w oderwaniu od relacji międzyludzkich, niezaależnie od tego, w jaki sposób jesteśmy postrzegani przez innych i jakie mamy z nimi stosunki. Co więcej – ludzkie emocje, ambicje czy aspiracje, które od tych międzyludzkich czy społecznych relacji zależą – takie jak miłość, przyjaźń, sukces, odpowiedzialność, powinność – są w ramach kultury terapeutycznej odrzucane jako kłopotliwe zobowiązania społeczne, które mogą narazić naszą wysoką samoocenę na szwank.

Wynika z tego nawyk rezerwy emocjonalnej, z perspektywy której każde silniejsze przywiązanie do jakiegoś uczucia czy idei grozi złym samopoczuciem lub wręcz emocjonalnym urazem (proszę zwrócić uwagę na wpływy buddyjskie – przyp. Z.Szczęsny). Kultura społeczeństwa terapeutycznego promuje zatem specyficzne formy “zarządzania emocjami” a normą staje się pozostawanie w pewnym dystansie do innych ludzi i ich spraw, dzięki czemu nie grożą nam negatywne konsekwencje będące skutkiem bliskości i płynącej z niej zobowiązań.

Imperatyw dystansowania się od nieformalnych relacji międzyludzkich idzie w parze z innym fenomenem charakterystycznym dla kultury terapeutycznej: profesjonalizacją opieki. Doradcy, mediatorzy, oficjalni opiekunowie i cała sieć związanych z nimi instytucji ma nam świadczyć profesjonalną poradę w każdej bez mała sytuacji. Usługi tego typu mają przynieść nam pomoc w sytuacji próżni emocjonalnej w jakiej znajdują się ludzie, którzy czują, że nie powinni, że nie wypada im niepokoić swoimi problemami swoich bliskich – rodziny czy przyjaciół.

Rodzicom wpaja się przekonanie, że nie są wystarczająco kompetentni, żeby “profesjonalnie” śłużyć radą swoim dorastającym dzieciom. Ich rolę mają przejąć przeróżne programy wychowacze ogranizowane przez instytucje publiczne i szkołę.

Młodzież jest uczona, że w przypadku, kiedy dostrzeże jakieś niepokojące objawy w zachowaniu swoich przyjaciół czy rodziny – powinna zgłosić problem do odpowiedniego specjalisty dostępnego poprzez witrynę internetową lub ‘gorącą linię’ telefoniczną.

W sytuacji takiego nasycenia przestrzeni międzyludzkiej “kompetentnymi głosami ekspertów” zwykli ludzie czują się podwójnie zdezorientowani – nawet jeśli uważają, że powinni samodzielnie w jakiejś sytuacji pomóc czy interweniować, co wiąże się na ogół z przekroczeniem granicy intymności, mogą nabrać przekonania, że udzielona przez nich pomoc nie będzie dostatecznie “profesjonalna”, że zamiast pomóc – zaszkodzą i pogorszą obrót sprawy. Pojawia się wysoka niepewność co do tego, ile właściwie możemy czy powinniśmy dawać z siebie a ile oczekiwać od innych.

Skoro ludzie mają tyle niepewności w zakresie relacji z najbliższymi, nie ma co się dziwić, że niepewność ta jest zdecydowanie większa w przypadku relacji z osobami trzecimi czy nieznanymi. Jeśłi rodzice nie są pewni tego w jaki sposób powinni egzekwować autorytet wobec własnych dzieci, i kiedy wpojono im przekonanie, że w żadnej sytuacji nie powinni odnosić się krytycznie wobec przyjaciół tych dzieci, to z pewnością będą całkowicie bezradni w sytuacji, kiedy przyjdzie im zmierzyć się z grupą zakłócającej porządek publiczny młodzieży w autobusie czy pociągu.

Ponadto, jeśłi zwyczajne okazanie życzliwości i opiekuńczości, takie jak objęcie czy przytulenie zdenerwowanego dziecka lub pomoc osobie starszej na ulicy stają się w perspektywie kultury terapeutycznej mocno podejrzane, jako możliwe zachowania pedofilskie lub próba grabieży – nie może dziwić, że stojąc wobec tak wysokiego ryzyka błędnej interpretacji altruistycznych zachowań ludzie izolują się od siebie i tracą zmysł współczucia.
———————————————————————-
Jennie Bristow
http://www.spiked-online.com/index.php/site/reviewofbooks_article/7209/


Jerzy Maciejowski i Grześ

Jasne, to są tylko moje własne wysnute z głowy obserwację..

Już nie mam zamiaru nic nikomu udowadniać.

Pozdrawiam.

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Panie Szczęsny

Nasza kultura? Ona chyli się ku upadkowi…i dzięki za ten elaborat…już żadnych poważnych tematów nie będę poruszać, bo i po co.

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Pani Iwono!

To, że mam inne przemyślenia niż Pani, to nie znaczy, iż mam rację. A Panią proszę o pisanie, bo może się zdarzyć, że Pani tekst zmusi mnie znów do myślenia. :)

Proszę…! A Zbysiem proszę się nie przejmować, tylko ignorować. To najlepsza na niego metoda. :)

Pozdrawiam


Algo, sory

jak dla ciebie zwykla roznica zdan ma byc powodem do obrazania sie czy odchodzenia, to sory, ale nie chce mi sie cie przekonywac.

Pisz jak chcesz, jak nie chcesz, nie pisz, twoj wybor.

Pozdrawiam serdecnie acz nie rozumiejac twoich komentarzy ni tu ni u Gretchen.


Panie Jarzy i Grzesiu

Żeby nie było, że nie odpowiadam.

Primo, do pana Maciejowskiego – Ależ proszę bardzo, l będę tu wklejała, jakby na złość co niektórym. Czy będą w stylu, że Pan się nie będzie ze mną zgadał, ale każe Panu coś przemyśleć, tym lepiej.
A co do pana Szczęsnego, no cóż, jest bloggerem jak każdy z nas, więc jemu jak każdemu z nas należy się uwaga.

Sekundo, do Grzesia – Różnica zdań? A może to nie jest zwykła różnica zdań, może to zwykła prowokacja? I gdzie napisałam, że odchodzę? ja tylko zauważyła, że nadal tu nie pasuję.

A Gretchen, no cóż, nie znoszę takich prowokacyjnch wpisów, kto zapytał się np. tym rodzicom jak było na prawdę?Wybacz, ale siedmiolatek potrafi być okrutniejszy niż najdzikszy sadysta.

Pozdrawiam

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Hm,prookacyjny wpis?

Jeszcze mniej rozumiem.

A co do sedna tamtego wpisu, czasem niestety jest tak, ze dzieciaki musza sie bronic przed rodzicami.
Lub jednego z rodzicow pred drugim.
I dobrze ze to robia.

I to jest naturalne i madre, a nie zadne skurwienie, jak twierdzi glupawo Triarius.

No ale niektorzy najprostszych rzeczy nie rozumieja, dobrze, widac nie mieli takich problemow ani nie znaja takich przypadkow, akurat Gretchen z racji swojej pracy zna.

POzdro.


pytanie

pani Alga – a Kaczmarskiego pani lubiła ?


Panie Grzesiu!

tecumseh

Hm, pro[w]okacyjny wpis?
Jeszcze mniej rozumiem.

A co do sedna tamtego wpisu, czasem niestety jest tak, ze dzieciaki muszą się bronić przed rodzicami.

To jest patologia i w zasadzie prawie pewne, że w przyszłości ich dzieci będą musiały się bronić przed nimi lub ich partnerami.

Lub jednego z rodziców przed drugim.
I dobrze, że to robią.

Bardzo źle, że dzieci są stawiane przez rodziców w takiej sytuacji i jeszcze gorzej, że są durnie uważający, że jest to powód do ograniczenia praw rodzicielskich komukolwiek.

I to jest naturalne i mądre, a nie żadne skurwienie, jak twierdzi głupawo Triarius.

Chyba Pan pojechał po bandzie, niezależnie od tego, że się z Panem nie zgadzam. :)

No ale niektórzy najprostszych rzeczy nie rozumieją, dobrze, widać nie mieli takich problemów ani nie znają takich przypadków, akurat Gretchen z racji swojej pracy zna.

POzdro.

A bierze Pan pod uwagę, że ktoś może mieć inne zdanie na temat tego, co jest ważniejsze. Może są ludzie, dla których krzywda dziecka nie jest wystarczającym powodem do ograniczania wolności? Prosze na to spojrzeć z szerszej perspektywy.

Pozdrawiam


re: Idee!

W imię wolności powinno pozwolić się pijanemu tatusiowi zatłuc to dziecko. Wtedy Maciejowski byłby kontent i jeszcze jednego śmiecia (tej skurwiałej kapusiowatej dziewczynki) ziemia nie musiałaby nosić.

Tak trudno zrozumieć, grzesiu, że dzieci są własnością rodziców? dziecko to jak pies. dajesz żreć to ma słuchać aj jak nie, to za nóżki i o ścianę.


Szanowne ***!

Kiedy ostatnio zdarzyło się, że tatuś lub mamusia trzepnęli dzieckiem o ścianę? A zakaz podważania decyzji o przekazaniu wnuków do wychowania parze homoseksualistów jest całkiem świeżej daty. Zatem proponuję mniej potencjalnej demagogi a więcej realizmu.

Zawsze się znajdzie drastyczny przykład, ale tylko baran uważa, że ograniczenie wolności zapobiegnie takim tragediom. :)

Myślenie nie boli, nawet ja się jest ***.


Grześ, jesteś rodzicem, że spytam?

Wiesz jaka była tam sytuacja, czy tylko relacja tej dziewczynki z prowokacyjnego wpisu Gretchen?

Nie, dzieci nie powinny bronić się przed rodzicami, wybacz, to rodzice powinni otaczać dzieci bezpieczeństwem. Uważasz natomiast, że dzieci mogą donosić na rodziców. Wiesz, to zawsze będzie pachniało Pawką Morozowem…

Jasne, zdarzają się patologie, zawsze się zdarzały, nawet w najcudnieszych systemach. A jeszcze jedno, skąd pewność, że to siedmioletnie dziecko, nie doniosło na “starych”, bo dzień wcześniej nie chcieli jej kupić lalki typu “barbie”, a urządzili przyjęcie i sprytna dziewczynka zemściła się za swoją “krzywdę”.

A może jej dorosły brat, który się nią tak chętnie zajął, jej zboczeńcem???

Widzisz ile treści można się doszukać w siedmiu zdaniach?

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


MAW

w wieku lat siedemnastu nie znałam Kaczmarskiego, chciała zgodnie z prawdą tu pisać...a tak było. Kaczmarskim zafascynowałam się dopiero w wieku lat 20, poznałam jego twórczość dzięki Jackowi.

Kelusa poznałam dopiero rok temu, też wielki bard, dzięki Tygrysowi, ba, poznałam też dzięki niemu twórczość Hanka Wiliamsa w którym się można powiedzieć zakochałam, czy Amalię Rodrigez.

pozdrawiam.:D

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Panie Jerzy

jestem szczerze wdzięczna.

pozdrawiam.

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Gość

ten koment powinien być u Gretchen

ha! jestem znów na TXT
Wspólny blog I & J


Iwona

Ile razy jeszcze powtórzysz słowo prowokacja?
Naprawdę brzmi to mantrycznie, aż mnie dziw bierze.

Kto zapytał rodziców? Policja wezwana przez dziecko. Mama miała 1.3 promila aloholu, tata 1,8. Już wiesz kto zapytał.

Zapewne ta siedmiolatka była okrutniejsza, niż największy sadysta, z powodu że nie dostała lalki barbie.

Zapewne też ten pięciolatek, który po dwóch dniach bez jedzenia i picia, otworzył okno i krzyczał o pomoc, jest Pawką Morozowem. I nic z tego, że zatrzymana mama, miała 3 promile. Nic z tego. Dawka śmiertelna jest cztery. Nic z tego.
Grunt, że do zdrajcy rodziny przyjechała policja i pogotowie, mamę zatrzymano. Zdumioną.

Nic z tego, że w ostatnich dniach w Niemczech zmarło dziecko, porzucone przez rodziców na kilka dni, za małe żeby zrobić cokolwiek.

Najważniejsze, żeby nic z rodziny nie wyciekło , bo jaka by nie była, rodzina, to rodzina.

Umknęłaś od mojej do Ciebie odpowiedzi. Wygodnie, łatwo, jasne.
Od dwóch dni jednak powtarzasz, że mój tekst był prowokacją.

Zacytuję Ciebie:

“Nie, dzieci nie powinny bronić się przed rodzicami, wybacz, to rodzice powinni otaczać dzieci bezpieczeństwem. Uważasz natomiast, że dzieci mogą donosić na rodziców. Wiesz, to zawsze będzie pachniało Pawką Morozowem…”

Napisałam już u siebie, że żyjesz w świecie własnych fantazji. Muszę niestety powiedzieć, że są rodzice, którzy nie otaczają swoich dzieci bezpieczeństwem.
Są rodzice, których zachowania narażają dzieci na niebezpieczeństwo. Naprawdę o tym nie słyszałaś?

W Twojej opinii dzieci nie mogą donosić na swoich rodziców, bo to Tobie pachnie Pawką Morozowem. To piękne.
To dziecko podrośnięte na tyle, żeby mogło poszukać pomocy , nie ma już prawa do ochrony?
Ma poświęcić zdrowie, czy życie?

Te za małe poświęcają, nie wiem czy tego chcą. Wątpię.

Gdybym napisała siedem wersów za aborcją ( co jest niemożliwe) inaczej byś mówiła.

Wyobraź sobie takie siedem wersów:

Dziewczyna miała 16 lat,

zakochała się, w kilka lat starszym mężczyżnie,

Bardzo go kochała,

Sypiali ze sobą,

po jakimś czasie okazało się, że zaszła w ciążę,

mężczyzna powiedział, mam to gdzieś,

usunęła ciążę.

Bronisz rodziców, dziewczynę młodą, niedoszłego ojca, czy zabite dziscko?

Kogo bronisz Iwona?


Panie Jerzy,

“To jest patologia i w zasadzie prawie pewne, że w przyszłości ich dzieci będą musiały się bronić przed nimi lub ich partnerami.”

Fakt, prawdopodobne, patologia też, ale wynika ona z winy nie tych dzieci, a ich rodziców.

czytał pan kiedyś pewien wpis Marka.pl o biciu?
Jak nie to polecam bardzo.
Wstrząsająca rzecz.

“Bardzo źle, że dzieci są stawiane przez rodziców w takiej sytuacji i jeszcze gorzej, że są durnie uważający, że jest to powód do ograniczenia praw rodzicielskich komukolwiek.”

Ja tam jestem jeszcze większym durniem, uważam, że z akatowanie dzieci nie tylko powinno się odbierać rodzicom prawa obywatelskie, ale zwyczajnie powinni iść do więżenia.
A jeżeli robi to jeden z rodziców, to drugi powinien zwyczajnie wziąć rozwód io odseparować go od dzieci.

Panie Jerzy,

“A bierze Pan pod uwagę, że ktoś może mieć inne zdanie na temat tego, co jest ważniejsze. Może są ludzie, dla których krzywda dziecka nie jest wystarczającym powodem do ograniczania wolności? Prosze na to spojrzeć z szerszej perspektywy.”

Bicie czy katowanie nie jest jakąś tam krzywdą, jest przestępstwem, czy według pana każdy powinien mieć prawo podejść do pana i np. uderzyc pana w twarz?
tak, po prostu?

Moim zdaniem nie.
I jeżeli pan z jakichś powodów nie umie się bronic lub nie może (a taka jest sytuacja dzieciaka), to powinno tym bijącym zająć się państwo.

I tyle.


Algo,

tak uważam, że dziecko jeśli jest bite czy katowane cyz dręcozne przez rodziców ma prawo donosić, ma prawo rodzicowi oddać, ma prawo nim pogardzać, ma prawo go nienawidzieć.

Uważam też, że gdyby np. wiele lat katowany przez ojca go zabil (czy kobieta katowana przez męża), powinni być sądzenia jak za zabójstwo w samoobronie czy w afekcie, nie jak za morderstwo.

I zamierzam się tego zdania trzymać.

To jest jeden z tematów, w których nie ustępuję, chyba obok rasizmu jedyny, w którym nikt mnie do niczego nie przekona.

Ty piszesz, co rodzice powinni, niestety bywa z tym różnie.

Dla mnie matka, czy ojciec, którzy uderzą swoje dziecko, przegrywają.
Ci którzy je biją cyz katuja latam, przegrali już dawno.

Ci co bronią prawa(żenujące już samo nazewnictwo jest ) rodziców do bicia, też przegrali.


Panie Grzesiu!

Umówmy się tak. Jak Pan będzie miał dzieci, to pogadamy o tym co wolno dziecku. Ja już kiedyś popełniłem wpis na temat czym się różni klaps od katowania. Nie chcę się powtarzać.

Relacje między rodzicami i dziećmi są często skomplikowaną materią, niemniej ingerencja państwa, jest ostatnią rzeczą, za jaką bym optował.

Donosić ma każdy prawo. Natomiast chwalenie donosicielstwa, to jest coś zupełnie innego.

Panie Grzesiu!
W Polsce jeszcze na razie jest to jedno z rodziców. Dwóch panów na razie nie może jeszcze udawać rodziny.

Jeśli chodzi o dawanie w twarz, to od tego są mężczyźni by bronić swoje kobiety i dzieci, gdy ktoś je chce skrzywdzić. Oczywiście ochrona ta dotyczy także kalekich mężczyzn z rodziny. Państwo nie powinno zastępować mężczyzny w jego obowiązkach. :)

A jeśli uważa Pan, że prawo jest czymś co trzeba bezwarunkowo przestrzegać, to czy wpisuje Pan do deklaracji podatkowej wszystkie prezenty jakie Pan dostaje na imieniny, urodziny i zakończenia roku szkolnego? W końcu to są korzyści majątkowe. :)

Są granice lewa (zwanego prawem), jakich Pan nie będzie przestrzegał, więc fakt penalizacji czynu jest słabym argumentem za jego niemoralnością.

Pozdrawiam, pomimo że zapowiedział Pan wyłączenie myślenia


Subskrybuj zawartość