Nie wyłuskałbym kolejnych perełek Pana Pawła Paliwody gdyby nie agitacja w Textowisku. Uległem jej i do salonu zajrzałem, a tam oczy w słup mi postawiło.
(…) Jestem specjalistą od tekstów morderczych – luzacko stwierdził PP. I poleciał dalej: – Takie pisałem głównie ja – we wszystkich mediach nieelektronicznych, w których pracowałem. To nie oznacza chamstwa. To oznacza inteligentne zadawanie bolesnych ciosów tym, którzy na to zasługują. Ja tutaj nie jestem po to, żeby sobie pogadać. Ja prowadzę – na miarę swoich możliwości – kulturową wojnę w obronie ginącej cywilizacji Zachodu. I tak rozleci się ona za – najdalej – 20-30 lat, ale winni tego stany rzeczy powinni być ukarani. A są to właśnie głównie agresywni lewacy, których mam szczególnie na oku.
(…) Jednej rzeczy nie życzę sobie kategorycznie. Ironicznych uwag typu “Paliwoda słynny filozof”. Swego czasu napisałem w IFiS PAN jeden z najlepszych doktoratów, jakie tam powstały na temat filozofii starożytnej. I choć praca nie była nigdy broniona, była to opinia tak promotora, jak i sporej grupy osób, które w Polsce znają się na Arystotelesie. Wypraszam sobie szyderstwa na ten i pokrewne tematy.
Gwoli usprawiedliwienia. Ja nigdy, ale to nigdy, nie nazwałem PP „słynnym filozofem”. Ja jedynie używałem określenia „PP zwany filozofem”, a to nie to samo przecież. Ja z Arystotelesa, to tylko o zasadzie sprzeczności, a to i tak tylko po łebkach, słyszałem. Pierwszy doktorat pisać zacząłem już na III roku. Kaprys taki miałem bowiem. Nie obroniłem go jednak, bo mi promotor wziął i umarł. Czyli się narobiło. Jego rodzinie, ale i mnie też. Nigdy mnie nie pochwalił, czasami mówił tylko, że „model” jestem. Czterech nas tylko gości było na sto babek na roku, to i modele byliśmy. Ciepło Go bardzo do dzisiaj wspominam, mimo, że na stres, a nawet traumę mnie podwójną naraził. Bo wziął i umarł a ja przez to nie obroniłem… Bo gdyby nie umarł…
Nauczyłem się wtedy mówić „gdybym tylko” albo „gdyby” i ciągnie się to za mną do dzisiaj. Gdybym tylko obronił doktorat, byłbym przed 30-tką profesorem. Albo, gdybym należał do PZPR, byłbym dzisiaj kumplem nie tylko Tęgiego Rycha i byłbym gość. Albo byłbym na placówce. Zagranicznej. Albo, gdybym poszedł na porządne studia dziennikarskie, byłbym lepszy od Pawła Paliwody. Gdybym trenował sztuki walki, umiałbym tak jak PP zadać bolesny cios. Nawet w podbrzusze. I byłbym specjalistą od tekstów morderczych i prowadziłbym kulturowa wojnę w obronie wszystkiego. A, jakbym poszedł na teologię, to byłbym Poldkiem, albo nawet biskupem, jak mój kumpel z podstawówki.
Ale, nie o mnie to przecież być miało. Tak mnie naszło, bo czasami to tak mnie nachodzi, skąd się wzięło u PP zwanego filozofem, to pomachiwanie Szczerbcem i innymi ostrymi narzędziami? Najważniejsze jest ponoć dzieciństwo. Miłość rodzicielska, opieka babcina, gry, zabawy, nawet z dziewczynkami, a może przede wszystkim w doktora z dziewczynkami, nauka… Z zachowania PP miarkuję (ciekawym czy Pani Venissa by mnie poparła?), że jego matka oczekiwała nie chłopca a dziewczynkę. Blondynkę, z kręciołkami na główce, z zadartym noskiem, słodziutką, taką do zjedzenia. A przyszedł Pawełek. Blondynek, kręciołek, noseczek, oczęta odrobinę potrzebą poznawczą wytrzeszczone.
I przywdziano go, kiedy z czworaków pion uzyskiwać począł w sukienkę, niebieską, śliczniutką taką bardzo. I bawił się Pawełek laleczkami fajnymi, i latek to trwało parę też. I w pewnym momencie śmiechy słyszeć za sobą zaczął i też latek to kilka trwało.
I zmężniał bardzo i marzenie miał odtąd jedno: zostać filozofującym wojownikiem. I został. W saloonie. A śmiech niechybnie nadal się ciągnie za nim…
komentarze
E tam, mordercze teksty
to pan pisze…
grześ -- 07.03.2008 - 20:30A ten jest morderczy szczególnie…
Nie P.P.
Pozdrówka.