Władza na spacerze

Burmistrz przechadzał się ze swym niezbyt dekoracyjnym i mało okazałym zastępcą nad brzegiem stawu w Łazienkach z dużymi i przez to wręcz niejadalnymi karpiami, które kilka razy w roku głodni emeryci i renciści mieli prawo odłowić za darmo. Wiosenne słońce odbijało się na jasnych, szczerych, niemniej zatroskanych twarzach wybrańców ludu wiernego, lubawskiego. Burmistrz, pochrząkując ambitnie, zwrócił się do idącego zdyscyplinowanie pół kroku z tyłu zastępcy:

- No, zobacz chłopaku, co ci moi poprzednicy tutaj narobili. Jakie zaniedbania ogromne w drzewostanie, zarybieniu a nawet podściółce. To jest nie do uratowania. Ja to przez sześć lat precyzyjnie obserwowałem. My musimy to zrekultywować, to znaczy zrewitalizować synu, bo zaczną nam koło piór robić. Czy nam wolno dopuścić do dalszej degradacji? Miejsca, gdzie większość moich kolegów chuliganów spędzała czas uciekając z lekcji rosyjskiego mojego brata, który tak się starał i ucieczki bardzo te przeżywał…

Burmistrz ponownie chrząknął ambitnie i kontynuował: – Łazienki Miejskie, to była prawdziwa ozdoba Lubawy, synu. One miały kiedyś nawet nazwę „Parku Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”, i kamień stosownie o tym wyryty informował, czy ty wiedziałeś o tym? Może przedstawię wniosek wysokiej radzie i powrócimy do tej starej, przywołującej wspomnienia i wzruszenia nazwy? To były czasy jak pracowałem w „kumitecie”… Ale się rozmarzyłem – mówiąc to burmistrz postukał sygnetem pamiątkowym w metalowe ogrodzenie stawu, drugą rękę przyciskając saszetkę z dokumentami i pugilaresem do piersi. – Skorodowany – skonstatował z mocą. – Znaczy się płot, nie sygnet – dodał wyjaśniająco.

- Idźmy dalej, chrząknął wzruszony burmistrz, a zastępca na dowód oddania, pokazał zza okularów załzawione oczy inteligenta. – Obszar ograniczony od zachodu i północy ulicami Pawią, Kupnera, od wschodu granicą Łazienek, a od południa terenem sportowo-rekreacyjnym OSiR. Są wielkie problemy aktualnie z tymi Łazienkami. Stały się one bardzo niebezpieczne dla spacerujących matek karmiących piersią. Narażane są one na niewybredne aluzje, docinki i inne szykany ze strony „marginesu”. Mówiła mi jedna taka matka, że dwóch pijanych ją zagadało, że za jeden łyk mleka z jej piersi, dadzą jej dwa łyki jabcoka. Ty sobie synu to wyobrażasz? Za łyk szlachetnego, macierzyńskiego pokarmu, dwa łyki podłego wina? I powiedzieli jej jeszcze, że ożywia ciało i umysł. Jak w tej reklamie jednej. Co to się dzisiaj porobiło? Kiedyś, to byśmy wzięli takiego na egzekutywę, a dzisiaj? Jeden, za dwa łyki…? Co za proporcje…?

- Idźmy dalej: – Łazienki reprezentują aktualnie zdegradowaną funkcję wypoczynkową i rekreacyjną dla mieszkańców, a nawet przyjezdnych. Co my tutaj jeszcze mamy? No, mamy lokalny obszar powodziowy, że się jeszcze nikt nie utopił, to chyba cud, ale pewnikiem św. Karol, a może nawet św. Fryderyk czuwają nad nami? Poza tym, występuje tutaj zagrożenie zdrowia i życia mieszkańców, a nawet obco miejscowych ze względu na zły stan techniczny skarp okalających zbiorniki wodne oraz drewnianych przejść nad kanałem. Czy ty wiesz co by taki K… nie będę nawet jego nazwiska wymieniał, napisał, jak by mi kto wpadł do kanału? Że to wina burmistrza, że nie dba, że baseny kryte ma w głowie i temu podobne. Czy ja mogę się zgodzić na to, żeby ktoś wpadł na kładce do kanału, kiedy tyle miejsc pracy stworzyłem? Nie, nie tej nowej w mieście za 280.000 zł., tutaj w tych naszych przebrzmiałych Łazienkach. Widzisz zresztą, jak ja się ostrożnie na niej przemieszczam, trzymając kurczowo poręczy?

- Co te łabędzie takie niemrawe? O, zobacz synu. O… pióra gubią, może to kleszcze, albo jakaś inna choroba, mieliśmy to na drugim roku studiów, ale tak dawno to było, że zapomniałem. Czy to nie przypadkiem od tych wron które srają im, za przeproszeniem, na głowy? Skaranie z tymi srającymi wronami. Też patrzę na nie od sześciu lat, jak poprzednik mógł mi takie stado zostawić w schedzie? To niebywała złośliwość, a nawet mściwość. Ale, mogłem się tego po nim spodziewać.

- Słyszałeś zapewne synu, tę starą radziecką maksymę: – Divide et imperia! Ta sentencja z łaciny „dziel i rządź” oznacza de facto – siej niezgodę, byś mógł łatwiej rządzić. Ten sposób sprawowania władzy wylansowany w cesarstwie rzymskim, a później doskonalony u naszych braci radzieckich, jest stosowany również tu i teraz przez naszą lubawską „elitę polityczną”, której my jesteśmy najlepszymi przedstawicielami.

- Jest tu jeden taki w Lubawie któremu nic nie odpowiada. W sumie tylko jemu, więc nikt się nim specjalnie nie przejmuje. Poza tym trzeba go w dalszym ciągu cenzurować, osaczać, eliminować. Ale to na marginesie.

- Pomyślałem też synu, że mogliby lubawianie napisać list do wysokiej rady, żeby ta się zastanowiła i ich poparła, żeby zmienić nazwę ulicy Dworcowej. Dworca przecież od lat u nas nie ma, batalię o szyny przegraliśmy, podobnie jak i o szpital. Tyle zrobiłem dla miasta i jeszcze wiele zrobię – będę rewitalizował i animował, a nawet reanimował, będę wzniecał, wszczynał i temu podobne. I Pan Tadeusz ma swoją ulicę, i pan Chopin i jeszcze inni mają, a ja ciągle swojej nie mam. Źle to wpływa na moje samopoczucie, oj źle, że o żonie własnej, rodzonej nie wspomnę… Brata też poproszę, niech w Głosie o tym kilkakrotnie napisze. Przecież ja naprawdę na swoją ulicę zasłużyłem…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Andrzeju!

A nie zasłużył?

Pozdrawiam


Szanowny Panie Lorenzo

Jak taką ulicę nazwać “Starego tawariszcza” ?
Kłaniam się :)


Panie Jerzy,

ja to już mam chyba jaki zespół albo co, czy inne może zaleganie afektu? Bo ja nie znoszę organicznie czerwieni, poza tą na ferrari.
Pozdrawiam…


Panie Marku,

gdzie mnie tam do Pana Lorenzo, ale miło też :) Na najbliższej sesji zaproponuję nazwę ulicy “Chronicznego burmiszcza”.
Pozdrawiam…


Panie Andrzeju

Widzi Pan, to jest tak kiedy się zapędzę w czytaniu i …Reszta, już wiadomo
Jeśli mogę, to sugeruję Panu, aby po przerwie na tej najbliższej sesji zaproponował Pan władzy i radnym zawody w dmuchaniu w balonik (alkomat) Zobaczy Pan ciekawe reakcje

Pozdrawiam i przepraszam Pana i Lorenzo


Szanowni Panowie Andrzej i Marek

przepraszam, ale tzw. obowiązki znowu wycięły mnie z życia txttowiskowego na dni dwa. Sta opóźnienie w reakcji.

Po pierwsze dziękuję za odwołanie (się do mnie). Po drugie to proponuję nazwę “Ulica Towarzyszy”. Każdy będzie wiedział o kogo idzie, a p. burmistrz (aktualny i przyszli) zawsze będzie mógł twierdzić, że to o innych łaziło. A jaka oszczędność kosztów w perspektywie! Już np. za lat kilka będzie można powiedzieć, że idzie o towarzyszy w biedzie, albo w cierpieniu. Lub też boju o lub w świętości. A tabliczek i adresu w dokumentach zmieniać nie trzeba.

Pozdrawiam Panów serdecznie i przewrotnie


Panie Marku,

kupuję pomysł, powiem nawet więcej, pójdę na sesję z prawdziwym balonem. Stachu mówi, żebym napisał na nim sprayem “Jestem gejem”... Wyobraźnię mam jak insekt tylko w trakcie linienia, ale ja już widzę miny tych gości, he, he, he…
Pozdrawiam…


panie Lorenzo,

podoba mi się Pana nazwa, ale ja tym chłoptysiom demokratycznie z trzy warianty przedstawię, może “Red sztrase”?
Pozdrawiam serdecznie…


Panie Lorenzo!

Jest „Szanowni Panowie Andrzej i Marek” powinno być „Szanowni Panowie Andrzeju i Marku!”

Przepraszam, że się czepiam, ale jakoś tak wyszło…

Merytorycznie pomysł świetny. A może po prostu ulica Burmistrza?

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

Przepraszam, że się czepiam, ale jakoś tak wyszło…

A proszę, proszę, nie mnie się Pan czepia… A wyszło świadomie, co do tego nie mamy ze Stachem żadnych wątpliwości.
Pozdrawiamy…


Subskrybuj zawartość