Jeden z moich komputerów przestał otwierać stronę salonową ze zdjęciami z wystawy; obrazki zaczęły pojawiać się pod postacią miniatur kółek i krzyżyków. Jest to dość irytujące, bo dodatkowo — mimo niemożności — komputer cały czas walczy, grzeje się i wyświetla strzępy kadrów — pół roweru, róg mapy, ćwierć jabłka...
Doszedłem do wniosku, że tylko zamieszczenie nowej notki (tym razem bez zdjęć) może udrożnić dostęp do mojego bloga. Przy tym pomysł ten był wyjściem pragmatycznym, realistycznym i pod każdym względem zrozumiałym dla naszych partnerów zagranicznych. Trwanie w dysfunkcji, upór i nadzieja na zmianę postawy rzeczy martwej nie dają się jakkolwiek wytłumaczyć — to czysty romantyzm i żywa tarcza.
Wszystko szło doskonale do momentu, kiedy przyszła faza konkretnego pisania. Dysponowałem co prawda ciekawym cytatem z Jasienicy, który stwarzał możliwości, coś mi jednak przeskoczyło i po kwadransie męczarni byłem bliski zarzucenia planu. Wtedy uświadomiłem sobie, że w ten sposób dołączyłbym do drugiej istotnej tego dnia rezygnacji, zgryzłem więc usta i spróbowałem jeszcze raz.
Cytat pasował prawie wszędzie. Można była powiązać go z geniuszem dyplomatycznym premiera i ministra spraw zagranicznych, którzy w mgnieniu oka przeszli metamorfozę właściwą tylko — jak to się mówi — mężom stanu. Dokonali rzeczy równie wielkiej jak nasi akademicy, którzy kilkanaście lat temu zasnęli w glorii teoretyków demokracji socjalistycznej, a po kilku godzinach obudzili się ufni w demokratyczne państwo prawa. Musi być — w nocy dostąpili łaski.
Po drugie, cytatem można było skarcić ludzi małej wiary, zwłaszcza tych, którzy ostatnio przebąkiwali, że Adam Małysz nie odda już dwóch równych skoków. Co za brednie!
Wreszcie — wpadłem na to późno — cytat świetnie opisywał fenomen nawrócenia. Historia św. Pawła dla wielu osób jest niewiarygodna. Nie są one skłonne uwierzyć w "światłość z nieba" i "głos"; najczęściej też szczerze i bezinteresownie wątpią w samego Boga. Tymczasem Jasienica zaproponował alegorię, której logika jest nie do odrzucenia. Kto zaprzeczy, że w niektórych regionach świata zdarzają się wielomiesięczne susze? Kto zaprzeczy, że umiejętnie poprowadzone kanały mogą nawodnić pole ryżu? No, kto? Wydaje się, że nikt rozsądny nie zaprzeczy; trudno spierać się o fakty. Nawrócenie motywowane świeckim zaangażowaniem w społeczeństwo obywatelskie i podniesieniem wydajności z hektara z całą pewnością może być "cool", "jazzy" albo "trendy".
Wspomniałem przed chwilą, że możliwości wykorzystania cytatu było kilka. Niestety, ostatecznie wszystkie okazały się pustosłowiem; żadna nie chciała ułożyć się w jakikolwiek sensowny ciąg skojarzeń. Pozostała żałość i ogólne wkurwienie (pardą), że wieśniakowi się jednak udało, a mnie — nie. Natomiast z tym wieśniakiem było tak:
"W roku 1956 przez pięć miesięcy nie było deszczu. Spółdzielcy ocalili zbiory, sprowadziwszy wodę z odległości trzech kilometrów, kopiąc w tym celu dziesięć większych i osiem mniejszych kanałów. Pogłębili też trzy stawy, każdy przeciętnie o jeden metr. Skutek tej walki o wodę był między innymi taki, że przystąpił do kooperatywy chłop, który się dotąd trzymał od niej z daleka. Pólko jego leży za jakąś rozpadliną i gospodarz o własnych siłach nie mógł go nawodnić w tym roku posuchy. Spółdzielnia wykonała to dobrowolnie, budując mu specjalny kanalik. To przekonało wieśniaka do korzyści, jakie daje praca w zespole."
komentarze (51) skomentuj