Teatr pisania. DZIENNIK 2001-2005 (67)

06.11.2004 Jezu ufam Tobie

*

Która odeszłaś od własnego Syna,
Kiedy już sprawę Ojcową zaczyna,
I chociaż M a t k ą Ciebie nie nazywa,
Odeszłaś czuła i nie mniej szczęśliwa!...
Lub – kiedy kończąc, Syn Twój zdejma ciało,
I mówi Tobie (jak Bogu przystało):
„Niewiasto!...” O! Ty, najwybrańsza z wielu,
Błogosławiona między niewiastami,
Matko, a widzę, M a t k o S t w o r z y c i e l a,
Módl się za nami…

:-{)))
Nasza św. pamięci Babcia, była bardzo silną osobą. Nasze spotkania rodzinne przy Jej grobie zdominowała inna jej cecha. Pogoda ducha.
Na cmentarzu, zachowujemy się troszkę „nieprzystojnie”.

W powietrzu fruwają różne wesołe dialogi, mniej i bardziej kąśliwe uwagi posyłane sobie nawzajem i wspomnienia Jej słów. Nie wiem czy to my swoim zachowaniem przywołujemy Jej Ducha, czy też Jej Duch spotyka się z nami i wprawia nas w ten nastrój.
Do swoich wnucząt (po części dorosłych i „pożenionych”) mawiała często per „ moja Ty bryło złota”.
Czasem ta „bryła” odpowiadała – tak , tak a na Powązkach ,{sory, nie chodzi o cmentarz lecz o istniejące w czasach powojennych (lata 50-te,60-te) osiedle domków „jakby-to-powiedzieć” trochę bardziej niż midle,midle,midle klass} to witką z topoli „znakowałas” to złoto.
Pewnego razu jedno z „wżenionych” wnucząt płci pięknej spytało: „Babciu a Ja”
A Ty to… też bryła złota, tylko trochę mniejsza – odparła Babcia.
Chyba mam coś z Babci, nie mam jeszcze wnucząt ale o moich dzieciach myślę czasem per „moje złote cegły”
Skąd Babciu brałaś siłę aby być silną

10-11.11.2004 Jezu ufam Tobie!

*

Więc Ty pod krzyża stojąca boleścią
Między klątwami rzeszy krwią plugawej,
Z ofiarą w sercu wszechmocnie niewieścią,
Najogromniejszej Połowico sprawy;
Podejmująca wzrokiem czoło Syna,
Gdy się ku gąbce zatrutej nagina
Lub, przełamawszy moc nieprzyjaciela,
Spowiada w górę testament ustami,
Matko, a widzę, że O d k u p i c i e l a,
Módl się za nami…

Wracając do piękna. W niedługim czasie usłyszałam Profesorze przytoczony przez Pana cytat:
„Piękno uratuje świat”
Co było dalej opowiem w następnych odcinkach bo w święta lubię świętować.

:-{)))

Wyjechałam z naszej osiedlowej alejki zwanej ulicą. Ona , starsza, skromnie ubrana dochodziła zmęczonym krokiem do przystanku.
To był impuls (iskra?), noga przycisnęła pedał hamulca. Zanurkowałam przez siedzenie pasażera aby otworzyć boczne drzwi. – może się Pani ze mną zabierze?
Jej oczy ożywiły się, – proszę siadać, jadę na pusto i w tą samą stronę – cały czas było w nich zdziwienie ale ich właścicielka już siedziała obok.
Uśmiechnęła się nieśmiało po czym z powagą powiedziała:
-wie pani,… nigdy w życiu mi się to nie zdarzyło
Powiedziała to tak jak mówią często ludzie, którzy wygrali fortunę w jakiejś grze.
Teraz ja się uśmiechnęłam , poczułam się jak… milion :)

W ciągu dalszej rozmowy dowiedziałam się, że Ona wraca od Mamy przebywającej w hospicjum do chorego obłożnie męża leżącego w domu. Jest jej bardzo ciężko bo mąż nie zgadza się aby jacyś wolontariusze przychodzili do domu ( może po ostatniej akcji TVP – szereg reportaży wspierającej hospicja, zgodził się ).

Średnia ocena
(głosy: 0)
Subskrybuj zawartość