W moim środowisku to oznacza odejście ze związku z inną kobietą.. .
Jakoś wyraźnie piszesz, że trzeba się wyrabiać , bo koleżanka (kolega) z pracy się zajmie. I to ma być moja (jego) odpowiedzialność?
Ja (on) bym za to odpowiadała?
Ona i ON odpowiadają za relację jaka ich połączyła. Codziennie. To podobnie jak z kwiatem. Albo go przezyje albo uschnie – w zaleznosci od tego czy będzie podlewany. Stąd “podlewanie miłości” leży po obydwu stronach a nie po jednej. Gdy są dzieci, obowiązki, koniecznośc podziału ról, to “podlewanie” ma jeszcze inną formę. I to czy jest “podlewanie” powoduje uwiąd albo rozwój miłości.
Niektórzy mężowie pili równo przed ślubem, ale we właściwym czasie się zabunkrowali z tym problemem. Następnie obciążają swoje żony, obarczając je winą za swoje uzależnienie, a one to kupują i latami zastanawiają się, gdzie popełniły błąd…
Każdy przypadek jest inny i złożony. Trudno uwierzyć, że facet się skutecznie zabunkrował. Wiele osób uważa, że jak ożeni się z nim, to On się zmieni, albo Ona go zmieni. Gdy najczęściej jest tak jak było lub jeszcze gorzej. Małżenstwo nie jest lekarstwem na zmianę. Ale realizowanie wspólnych celów.
Fajnie by było, gdyby Twoja znajoma pani doktor od beznadziejnych przypadków wiedziała, że nie porusza się kwestii winy, jeśli naprawdę chce się pomóc.
Wspólnota problemu, to fantastyczny fundament.
Pisałem już o tym do Grzesia. Są takie przypadki które nie są w stanie ruszyć z miejsca gdyż wzajemnie oskarżają się “kto jest winny”. Oboje są winni, jeśli każde sądzi, że ten obok jest winny. Pani doktor zaś ma ogromne doświadczenie. Jest doktorem nauk medycznych ze specjalizacją w psychiatrii. Zajmuje się trudnymi małżenstwami kilkadziesiąt lat.
Pozdrawiam.
************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Gretchen
Wiesz co to znaczy pójść w tango ?
W moim środowisku to oznacza odejście ze związku z inną kobietą.. .
Jakoś wyraźnie piszesz, że trzeba się wyrabiać , bo koleżanka (kolega) z pracy się zajmie. I to ma być moja (jego) odpowiedzialność?
Ja (on) bym za to odpowiadała?
Ona i ON odpowiadają za relację jaka ich połączyła. Codziennie. To podobnie jak z kwiatem. Albo go przezyje albo uschnie – w zaleznosci od tego czy będzie podlewany. Stąd “podlewanie miłości” leży po obydwu stronach a nie po jednej. Gdy są dzieci, obowiązki, koniecznośc podziału ról, to “podlewanie” ma jeszcze inną formę. I to czy jest “podlewanie” powoduje uwiąd albo rozwój miłości.
Niektórzy mężowie pili równo przed ślubem, ale we właściwym czasie się zabunkrowali z tym problemem. Następnie obciążają swoje żony, obarczając je winą za swoje uzależnienie, a one to kupują i latami zastanawiają się, gdzie popełniły błąd…
Każdy przypadek jest inny i złożony. Trudno uwierzyć, że facet się skutecznie zabunkrował. Wiele osób uważa, że jak ożeni się z nim, to On się zmieni, albo Ona go zmieni. Gdy najczęściej jest tak jak było lub jeszcze gorzej. Małżenstwo nie jest lekarstwem na zmianę. Ale realizowanie wspólnych celów.
Fajnie by było, gdyby Twoja znajoma pani doktor od beznadziejnych przypadków wiedziała, że nie porusza się kwestii winy, jeśli naprawdę chce się pomóc.
Wspólnota problemu, to fantastyczny fundament.
Pisałem już o tym do Grzesia. Są takie przypadki które nie są w stanie ruszyć z miejsca gdyż wzajemnie oskarżają się “kto jest winny”. Oboje są winni, jeśli każde sądzi, że ten obok jest winny. Pani doktor zaś ma ogromne doświadczenie. Jest doktorem nauk medycznych ze specjalizacją w psychiatrii. Zajmuje się trudnymi małżenstwami kilkadziesiąt lat.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 15.12.2009 - 09:58W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .