To sprecyzuję, w takim razie. Tych morderców co wymieniłem, to owszem, na pal, bez zwlekania, zaraz po prawomocnym wyroku, bez dania czasu na egzystencjalne/etyczne extra wątpliwości czy dywagacje. Decyzję co do szansy na “resocjalizację” zostawiłbym w tym przypadku w kompetencji Sądu Ostatecznego – niech Oni wtedy główkują, prawda, co zrobić.
Natomiast z wieszaniem sprawa jest względnie prosta, mimo wszystko, jeśli przyjąć, że wieszaniem zasadniczo zajmuje się wściekły tłum, a nie kat po prawomocnym wyroku sądu. Staje się skomplikowana, gdy pośredniczyć w ewentualnym wieszaniu ma realnie niezawisły sąd – nie tylko dlatego, że wieszać zdaje się zabrania, aktualnie.
Zgodzę się jednak, że warto zatrzymać się przy subtelnościach, a przynajmniej zostawić na boku rozwiązania ostateczne, bo mamy wtedy wbrew pozorom wiekszy wybór środków i mniejsze koszty etyczne, że tak brzydko powiem, i mniej czy bardziej skutecznie możemy sprawiedliwości uczynić zadość, nie wchodząc w kompetencje Opatrzności bez uzasadnionej pilnej potrzeby.
Można przecież zrobić tak, by delikwent miał wciąż szansę na nawrócenie (odkupienie win), skoro żyje, a jednak nie miał w międzyczasie komfortu i poczucia bezkarności – czy dokładniej – nieistotności przeszłych win. To się da zrobić, i nie trzeba do tego mieć ani większości sejmowej ani w ogóle wpływu na politykę, sądy itd. Dwa czynniki są tylko potrzebne, moim zdaniem – ruszyć głową, a następnie ruszyć d*pę (pardą!). W każdym razie, wyrzuty sumienia to nie jest ani jedyna ani zawsze skuteczna kara za popełnione niegodziwości.
W końcu przypomniałem sobie, co chciałem napisać: że miłosierdzie jest często mylone z pobłażliwością, i tylko dlatego mamy skłonność mieć o nie żal, pretensje itd. Pobłażliwość to coś jak miłosierdzie plus głupota i trudno byłoby nie mieć o nią pretensji.
Może w tym rzecz, żeby tych dwóch nie mylić i nie mieć nadmiernych skrupułów w kwestii sprawiedliwości?
Panie Referencie,
To sprecyzuję, w takim razie. Tych morderców co wymieniłem, to owszem, na pal, bez zwlekania, zaraz po prawomocnym wyroku, bez dania czasu na egzystencjalne/etyczne extra wątpliwości czy dywagacje. Decyzję co do szansy na “resocjalizację” zostawiłbym w tym przypadku w kompetencji Sądu Ostatecznego – niech Oni wtedy główkują, prawda, co zrobić.
Natomiast z wieszaniem sprawa jest względnie prosta, mimo wszystko, jeśli przyjąć, że wieszaniem zasadniczo zajmuje się wściekły tłum, a nie kat po prawomocnym wyroku sądu. Staje się skomplikowana, gdy pośredniczyć w ewentualnym wieszaniu ma realnie niezawisły sąd – nie tylko dlatego, że wieszać zdaje się zabrania, aktualnie.
Zgodzę się jednak, że warto zatrzymać się przy subtelnościach, a przynajmniej zostawić na boku rozwiązania ostateczne, bo mamy wtedy wbrew pozorom wiekszy wybór środków i mniejsze koszty etyczne, że tak brzydko powiem, i mniej czy bardziej skutecznie możemy sprawiedliwości uczynić zadość, nie wchodząc w kompetencje Opatrzności bez uzasadnionej pilnej potrzeby.
Można przecież zrobić tak, by delikwent miał wciąż szansę na nawrócenie (odkupienie win), skoro żyje, a jednak nie miał w międzyczasie komfortu i poczucia bezkarności – czy dokładniej – nieistotności przeszłych win. To się da zrobić, i nie trzeba do tego mieć ani większości sejmowej ani w ogóle wpływu na politykę, sądy itd. Dwa czynniki są tylko potrzebne, moim zdaniem – ruszyć głową, a następnie ruszyć d*pę (pardą!). W każdym razie, wyrzuty sumienia to nie jest ani jedyna ani zawsze skuteczna kara za popełnione niegodziwości.
W końcu przypomniałem sobie, co chciałem napisać: że miłosierdzie jest często mylone z pobłażliwością, i tylko dlatego mamy skłonność mieć o nie żal, pretensje itd. Pobłażliwość to coś jak miłosierdzie plus głupota i trudno byłoby nie mieć o nią pretensji.
Może w tym rzecz, żeby tych dwóch nie mylić i nie mieć nadmiernych skrupułów w kwestii sprawiedliwości?
s e r g i u s z -- 03.09.2012 - 18:29