Dupa… w ten dość nieoryginalny sposób jacyś prokariotyczni Słowianie albo nie, nazwali dystalne mięśnie podlędźwiowe. Masywne wielkie dupsko. Zad. Niestety blejki trafiły w samo sedno sprawy…
- Kurcze, ale tu coś nieurokliwie pachnie fermentami- zmartwił się Kaczątko.
- Wiesz, jakbyś sobie włożył głowę w odbyt, to byłoby dosłownie identycznie, może tylko mniej przytulnie – uspokajała Barreyola.
- To co zrobimy? Bardziej niekomfortowo czułem się tylko po obiedzie w Qchni Artystycznej.
Barreyola zaczęła nerwowo grzebać w swej niezwykle pojemnej torbie w poszukiwaniu czegoś, co nie było błyszczykiem.
- A! Jest – znalazłam: “Surwiwalowy Podręcznik Akcji i Reakcji” Dzideka.
- Kwa? Przecież to jest zupełnie niezdatne do użytkowania-powiedział Kaczątko, biorąc do ręki ową starą zakurzoną książkę. W pewnym nieoczekiwanym momencie idąc przez jelito cienkie zawadził o włosek jelitowy i zaliczył glebę.
- Coierunt! – powiedział z rozbawieniem, rozmasowując sobie kuperek. -Będę miał siniaka w trendowym kolorze navy-blue.
Grimoire, który wypadł z rąk Kaczątka otworzył się na właściwej stronie.
- Mówiłem – fatalizm jest niezwykle przydatny w niektórych przypadkach.
Barreyola wzięła podręcznik do ręki i odczytała z namaszczeniem charakterystycznym dla smarowidła do chleba babuni:
- “Jeśliś jest zgubionym być, zamiast w miejscu stać i tyć, li Twój zadek obrósł w plusz? lepiej w światło gardła rusz- to jest gdzie u góry…”.Ależ to jest strasznie głupie-skrytykowała. – Nie dość, że pisane rymem częstochowskim, to jeszcze otrzymaliśmy namiary bardziej mgliste niż wymogi Unii Jewerołpejskiej, dotyczące kakao Puchatek.
- Ale ja nie chcę, żeby zadek mi obrósł pluszem – mam ten trendowy siniak – załamał się Kaczątko.
- Pieprzysz kotka, Kaczątko! Idziemy do góry, rozumiesz? Nawet wymyśliłam coś niedziągalskiego – zosmozujemy się i ruszymy z gradientem barycznym do przełyku – zaproponowała Barreyola z uśmiechem psychotycznego Heideggera.
- Boli mnie głowa!!! Nie mów tak, bo może mi się coś stać – od nadmiaru naukowości tracę włosy – załkał Kaczątko.
- Dobra – tak łopatycznie – zmienimy stan skupienia i wyjdziemy z tego dziwnego organizmu, w który wpakowała nas ta efebolubna pieczarka.
- Teraz lepiej – powiedział Kaczątko przez łezy.
*
Poza organizmem, w innej części świata ktoś purzył hurbytę. Chatka kumkała, a Efebofilia mruczała:
-Mrrrrrrry…..
Tak, Matko? zapytał jakiś spłoszony głos w ciemnym kącie pokoju.
-Rozmysuj me stypy. – rzekła pieczarkobieta tonem, który wskazywał na oznajmujący tryb rozkazujący, bez nuty przypuszczenia, że tak się nie stanie.
Z kąta pomie…..(auaaaaaa!).....poko…...(kurde…. to boli!).....Salonu?...Z kąta salonu wyszedł przepłoszony chłopiec w wieku wskazującym na to, że gdyby to nie była bajka, to miałby on prawo jazdy i dziewczynę......albo kaftan bezpieczeństwa, jeśli wszystko było w tej rodzinie dziedziczne.
Tak, Matko. rzekł smętnie chłopak.
Wyglądał zupełnie zwyczajnie. Jeżeli zwyczajnie może wyglądać człowiek mieszkający w domu z pieczarką. No i mający zamiast głowy Niewidomy Kamień. Jego głos był głuchy i miażdżący jak młot albo tyłek Jagienki. Ale mimo to był przepłoszony (głos). Jakby kazać oglądać Martwicę mózgu basiście Opery Bałtiańskiej, w ciemnym pokoju bez możliwości wyjścia, nawet na siku, a nawet pożywanie pop cornu. Tylko przerażony basista rzekłby:
- Ojej!
Efebofilia mruczała sugestywnie, gdy jej synek wykonywał nikczemną czynność.
- Muszę dyrwać Kaczątko – byndzie mym nuewym efebem.
To bardzo niesmaczne, co się działo – zmiana otoczenia musiała nastąpić
*
- Kurde, gazowy stan jest cholernie rozlazły – narzekał Kaczątko.
- Tak, ale zwróć uwagę, że się nie brudzisz – tłumaczyła przekonująco Barreyola.
- Masz u mnie dużego krzyżyka dodającego.
- To plus – zasugerowała.
Dwie blejkowe mgiełki poruszały się osmotycznie przez niezbadany wcześniej organizm. (Choć były pewne ślady badań- odcisk stetoskopu w okolicy serca)
W pewnym momencie Kaczątko stwierdził, że Barreyola się wlecze. A raczej, że stracił ją z pola widzenia.
- Hajlededi – duchu! – zajodłował czystym szwajcarskim.
- Ni! Duchów tu nie ma – powiedział ktoś z okolic nerek.
- A…... zmora? – spytał zaabsorbowany Kaczątko.
- Tu bym też polemizowała – odezwał się ponownie obcy głos.
- Może byś wyszła i się przedstawiła….....Kwa? – zaproponował Kaczątko.
Zza nerek wyszła dziewczyna.
- Ni! – powiedziała przyjaźnie.
- Jak możesz tak mówić do starej kobiety, którą nie jestem. Wi wont zy szrabbery! – oburzył się Kaczątko.
- Ni…..e? No dobrze – cześć – powiedziała, podając dłoń.
Kaczątko wysunęło dystalną część mgiełki z palcami.
- Ee…....cześć. Żem jest Kaczątko.
- Na mnie wołają Wampirek – powiedziała, ukazując uśmiech zwierający drogocenną biżuterię oraz zęby jak z reklamy proszku do prania. Szczególnie kły.
- Ee… zgubiłem współblejkę drogi – zmartwił się jak zwykle Kaczątko.
- Już osmo-idę – ozwał się znajomy głos z okolii staruki.
- Barreyolu, gdzieżeś się podziała?
- Zbłądziłam…....
- A nie mówiłem – fatalizm jest lepszy od religii; niczego nie uznasz za błąd, bo to LOS ma wpły…...... – kwakało bez nuty obecności mózgu w głowie.
- .....przy ślepej kiszce. Ale zobacz, co znalazłam!
Zza węgła albo i pętli Henlego wychynęła wraz z dziwnym metalowym przedmiotem.
- Piękny silnik wysokoprężny – zachwyciła się Wampirek.
- A …....tak: to jest Wampirek, Barreyolu, a to jest właśnie Barreyola.
- Ni -rzekła uśmiechem Wampirek.
- Ni!- krzyknęła z femme – porozumiewawczą mimiką B.
- Laboga, to bardzo demoralizujące, co robicie – wzburzył włosy i siebie samego Kaczątko.
- Co właściwie robisz w tym ciele, Wampirku? – spytała B.
- Hmmm, studiuję życie niemieckich ogórków – wykazują podobne zachowania do szympansów bonobo – odbijają sobie partnerów, piszą blogi i lubią białe koszule do wszystkiego.
- Do obiadu też? – zastanawiał się Kaczątko.
- Tak, ale tylko jako aperitif.
*
- Mrrryyy….
- Tak, Matko?
- Tyraz dryga stypa…...... O! mryyyyyyyyyy…....
*
Blejki wraz z Wampirkiem spędziły kilka godzin na miłej konwersacji, m.in.:
- .....i nie miała sedesu w salonie!
- Kaczątko, ona go chyba w ogóle nie miała – podejrzewam, że załatwia się w taksówkach – zawyrokowała B.
- Jakież te wasze przygody są niesamowite! Przy tym, moje ogórki wydają się takie nudne i symultanicznie monotonne.
- Ruszaj z nami! – kwaknął Kaczątko tak radośnie, jak tylko może to zrobić debil z bombą z termicznym zapalnikiem i szklanką wrzątku. – Będziemy mieli mnóstwo przygód nauczymy cię tego somo….B. jak to się nazywa?
- Osmo-chodu. Hej dzieci (namiętności) oraz wiedźmy, czarodziejski krąg (niekamienny) zawiedźmy! – inkantowała B. Zrobiło się głupio: cała trójka zamieniła się w gaz, a właściwie Wampirek się zosomozwał.
- Na Kowno! – zaintonował Kaczątko.
- Pod Zbaraż!- zawtórowała Wampirek.
- Po błyszczyk! – wypaliła Barreyola. – Cholera, niech ktoś mi pomoże z silnikiem…
C.D.N.
komentarze
Łomatkoiojcze
Tom się zaplątał w tych zawiłościach.
Ty tym zyjesz. Tak możesz?
Jo lubię inaczej.
Całuski.
Synergie -- 03.02.2010 - 20:12Przecież
to nie ja pisałam, tylko mój kumpel Kacper.
I działo się to całe lata (eony) temu.
lubię take literature
Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich
Docent Stopczyk -- 03.02.2010 - 20:34Się cieszę się,
to może czwarty odcinek? :P
a juści
ale mam teraz taki mętlik we łbie, że jeszcze odnajdę ente dno w tym strumieniu świadomości :)
mam ochotę siąść i napisać taki zlew kiedyś pisałem o laskach co chciały uciec do Berlina … wrzucić jak znajdę?
Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich
Docent Stopczyk -- 03.02.2010 - 20:40Prorocze słowa
Wiesz, jakbyś sobie włożył głowę w odbyt, to byłoby dosłownie identycznie, może tylko mniej przytulnie
Jakbym “Hancocka” oglądała…
Magia -- 03.02.2010 - 21:06Pewnie, że wrzucić,
to dobre było, tylko padło ofiarą oczyszczającego kasowania :P
Magia, nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem… tzn. dyskutuję właśnie o halucynogennych właściwościach pieczarek
aaaaaaaaaaaa to ja to dawałem :)
to wrzucę coś innego póki co … jako koment bo nie chce mję się schodzić do suteryny :P mam nadzieję że nie obrazisz się?
III Liga hokeja na trawie strikes back
U sąsiadów pod oknem zalęgły się cyprysy. Weź pan kija i zrzuć gniazdo – mówię, ale ten, sąsiad znaczy, że nie. Jak już sie zalęgły to i niech zostaną jak u pana Boga za piecem. No dobra, jak tam sobie chcecie, ala ja panu mówię, jak taki cyprys wrośnie w fundament to będziesz miał pan, panie Henryku, kłopot i z nadzorem budowlanym, bo to samowola i dom może sie panu posypać bo równowaga grawitacyjna zachwiana będzie.
No ale i szyszki zawsze będą. To na rozpałkę, to na poduszki dla dzieci – mówi, znaczy sąsiad zza połota, mówi.
Zaa płota, bo jak dwa lata temu grodziliśmy się to tak juz mu zostało.
Szyszki będą, a i igliwie na targu zawsze można sprzedać, a chałupa stara, poniemiecka wytrzymała ruskie natarcie, wytrzyma i parkę cyprysów.
No, panie Henryku, skoro poniemiecka to musi wytrzyma, mówię i macham czapką na pożegnanie, bo mnie już robota czeka, a na pole daleka droga, będzie ze dwie – trzy wiorsty bez las liściasty, z którego zresztą migrują do naszej wioski cyprysy na zimowanie.
Zakasałem porcięta, kapelusz na głowę wkładam, gumofilce, szur-szur, starym sweterkiem przejechałem i można ze słonkiem do roboty pędzić. A roboty dziś huk!
Po pierwsze – tuż obok naszego, to jest mojego i matuli, pola rozbił sie wczoraj wyścigowiec. Jak chłopy jeszcze nie rozkradły to może i zostanie jakiś kawałek dobrobytu.
Po drugie – już trzeci miesiąc stonka zasadziła się na naszym ziemniaku i za cholerę nie chce sobie pójść. Mówi nie i tyle. Trzeba pertraktować.
Po trzecie – Józek i Walek ze młyna wykopali byli w lesie autokar z dobrze zakonserwowanym mięsem. Będzie do podziału bom ich nakrył jak ładowali nim beczki. Matula sie ucieszy bo zima za pasem to będzie strawa jak śnieg ziemię przykryje.
No to i chyba w lesie dziś zostanę dobytku pilnować... miesa pojeść.
Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich
Docent Stopczyk -- 03.02.2010 - 21:20O masz ci los,
nie wiem, jak to skomentować.
Czas na tradycyjną świecką powódź jutubków
za nieadekwatność skojarzeń przepraszam :P