Jakoś brakuje mi rodzimych superherosów. Są gdzieś pochowani pewnie i poza bohaterami sienkiewiczowskimi to trudno znaleźć faceta z krwi i kości, który promowałby patriotyzm.
Na zachodzie mają swoich Rolandów, królów Arturów czy innych El Cidów, którzy odnoszą się do zamierzchłych czasów. Od biedy to nawet i jakiegoś Asterixa można wypromować, a u nas jakby schować trylogię to pusto albo tragicznie.
Tymczasem wpadła mi w ręce Saga o jarlu Broniszu. Połknąłem ja w jeden wieczór, a potem przeczytałem jeszcze raz. Materiał na świetny film na który nie trzeba ogromnych nakładów. Czasy Bolesława Chrobrego, intryga międzynarodowa ze Skandynawią w tle, więc zupełnie nieznane rejony i czasowe i geograficzne. Bronisz jako superbohater, ale nie jakiś tam łamignat (choć ułomkiem nie był) ale jako sprytny dyplomata, który jak trzeba to i za miecz chwyci. Nieszczęśliwa miłość i nawet wątek religijny, bo Bronisz towarzyszy Wojciechowi w wyprawie chrystianizacyjnej.
Słowem jest wszystko. Niesamowita sceneria, intryga polityczna, wojna, miłość tragiczna, przygody i bohater, który pokazuje, że Polak potrafi, a przy okazji jest wzorem rycerskich cnót.
Książka ma jeszcze jeden walor. sporo w niej staropolszczyzny stylizowanej, którą się czyta jak poezję. Ja przynajmniej lubię jak to drzewiej mawiali.
O tym jak sie rozpoczyna intryga międzynarodowa to najlepiej oddam głos samemu autorowi Władysławowi Grabskiemu:
Piękna Królowa Sigryda: “Nie jestem, mówiła dumnie, córką jakiegoś wędrownego konunga normańskiego, lecz Piastówną z gniazda królewskiego, którego od niepamiętnych czasów nie skalało piętno najeźdźcy. Gdybym dziś opuściła Szwecję, jutro zatryumfuje tu pogaństwo i zdławi początki chrześcijaństwa, które posiałam dla swojego syna, a przyszłego króla. I ma racje królowa. Już by tam młody Olaf łatwo nie powrócił – gorycz zabrzmiała w w głosie Jaranda – tułałby się jak drugi Olaf Tryggvason po obcych dworach, a kto wie czy synowie jarla Haakona, bez trudu zwyciężając obłąkanego Eryka, nie podbiliby Szwecji dla siebie.
Bronisz… nagle przerwał Jarandowi pytaniem… Czy wiesz po co Tryggvason zgromadził tyle statków i czym je opłaca? – Właśnie – Jarand wyraźnie się zatroskał – Skąd ma pieniądze wiem. Statek, którym wieziono haracz króla Ethelreda dla (duńskiego) Swenda Widłobrodego, tu zawinął za wiedzą Anglików pozorując, że zmusił go do tego Olaf. Było tego 18 tysięcy funtów srebra. Olafowi się należało 5 tysięcy wedle ugody w Andoren, ale ponieważ przy poprzednim podziale Swend oszukał Olafa, więc ten obecnie chce sobie to odbić i odpłaca pięknym za nadobne. Mając tyle złota wyłozy je na wyprawę. Rozumiem, że jedynym celem jego zycia winna być pomsta na Haakonie i odbicie Norwegii. Niestety Olaf nie steruje tam gdzie powinien, lecz poddaje się najwyzszej fali. – Cóż go odwodzi od spełnienia zemsty na Haakonie? – zdziwił się Bronisz. – Spodziewana śmierć króla Eryka! – Szwecja? – Polak gwizdnął przez zęby, a Jarand pochylił sie ku niemu i stłumionym przez wzruszenie głosem stwierdził: – Nie Szwecja, jeno sama królowa!... Najpierw chce ratować królowę. Uważa, że czas nagli, a tylko on gotów dać jej natychmiastowa pomoc. Sądzi też, że jako chrześcijanin, królewicz z rodu nie gorszego od Eryka, nadto wódz olbrzymiej floty i wypróbowany przyjaciel króla Bolesława może odważyć się na wiele… Powiedział nawet, że Szwecja i Norwegia winny być pod jedną chrześcijańską władzą...
Polak wzburzony podniósł się z ławy i opierając o grzbiet dziobu, raził zamglona ciszę ostrymi słowami:
-... W Jomsborgu nie ma miejsca na obce knowania… Piastowie nie potrzebują pomocy błędnego wikinga, choćby i królewicza, dla ratowania swego miejsca na tronie… Jutro wyruszam do Szwecji na czele okrętów jomsborskich, statków rańskich i szczecińskich, ile ich zgromadzę i pozostanę tam dla ochrony królowej i jej syna tak długo jak trzeba będzie..”