Inflacja

Ceny żywności idą w górę. Najbardziej w Opolskiem, Zachodniopomorskiem i na Podlasiu. Według GUSu nawet o 14 procent wzrosły tam w pierwszym kwartale w odróżnieniu od Śląska i Mazowsza, gdzie ich wzrost się zamknął w przedziale 6,2 do 7 procent. Niespełna połowę.

Sławomir Skrzypek, prezes NBP, zwrócił się do ministra finansów, Jacka Rostowskiego, z ofertą pomocy w zwalczaniu przez rząd inflacji. Jeżeliby by sobie tego rząd życzył to on się podejmie spełniania swoich obowiązków i ograniczy kreację pieniądza. Poprzedni rząd sobie tego nie życzył to i nie ograniczał. Teraz zaczyna być niedobrze, to zacznie.

Wysoka inflacja cen żywności w województwach rolniczych jest znamienna. Tam bowiem nie ma dostatecznej liczby wielkich sklepów, hipermarketów, i w związku z tym ceny zależą od niewielkich sklepików, mających duże koszta własne. I ograniczone możliwości oddziaływania na producenta. Są zwyczajnie skazane na jednego dostawcę. Hipermarkety wymagają wysokiej jakości towaru przy niskich cenach. I dysponując ogromną siecią dystrybucji mogą swoją wolę wymusić. Stąd taki wstręt, jaki do wielkich sklepów żywią rolnicy. I nacisk, jaki wywierają na władzę aby ich sieć możliwie silnie ograniczać. Wymuszają porządną pracę i zyski z niej, uzależnione od dobrej organizacji. A nie od widzimisię bałaganiarskiego minimonopolisty.

Populiści zawsze byli przeciwni wielkim magazynom kupieckim. Już Hitler z wielkimi Kaufhofen zajadle wojował. Oni są raczej skłonni do wiązania wielkich państwowych monopoli. Stąd na przykład mamy wysokie ceny energii elektrycznej i gazu. Sieci handlowe, konkurujące ze sobą i dzięki niskim cenom pozostawiające w rękach konsumentów znaczną ilość środków, są im z natury wstrętne. Bogatsi bowiem konsumenci stawiają wymagania, którym niedouczeni populiści nie są w stanie sprostać. Douczonych zaś populistów nie ma – po edukacji przestają być populistami.

I oferta prezesa Skrzypka. On, jeżeli rząd zechce, to zrobi to co powinien już dawno był zrobić. Bo na razie populistycznie nie robił.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Stary!

Prosto się pisze teksty z tezą. Tylko jak to jest, że złoty umacnia się względem dolara, franka, eura i funta, a ceny w strefie złotego rosną? Przecież już niedługo wszystko będzie tańsze za granicą, i wyjdzie, że to jest jeden wielki kant – zarówno kursy wymiany walut jak i ceny wewnętrzne.

Życzę twórczych rozważań.

Pozdrawiam


Jerzy

Chyba mieszasz dwa porządki.

Złoty się umacnia, bo nasza gospodarka dogania światową. W wyniku tego albo powinny wzrastać w niej ceny i płace albo się umacniać waluta. Rzecz jest równoznaczna. Tylko umacnianie się waluty nie powoduje negatywnych skutków inflacji jakie by wystąpiły przy wzroście płac i cen. To pierwszy porządek.

Drugi, to rynek żywności. Jej ceny rosną szybciej tam, gdzie hipermarkety tego nie ograniczają tak silnie jak gdzie indziej.

W rezultacie złej organiizacji handlu i ograniczenia konkurencji w rolnictwie mamy wyższe ceny żywności. I to powodowane zabiegami tych, którzy uzurpują sobie działanie w interesie “ludu pracującego miast i wsi”.

Najwięcej ludzi zabito dla ich dobra.

Pozdrawiam wzajemnie


Panie Stary!

Problem polega na tym, że jedną z funkcji pieniądza jest bycie miarą wartości.

Zatem w gdyby złotu i inne waluty były pieniędzmi opisane przeze mnie zjawisko nie mogłoby się pojawić. Natomiast są to papierki, które ludzie umówili się wymieniać po sufitowych kursach, nie mających niczego wspólnego z wartością.
Jeśli złoty się umacnia, to cena pracy i towarów powinna spadać, gdy złoty spada, ceny powinny rosnąć. To nie ma nic wspólnego z detalami jakimi jest stopień nasycenia domami towarowymi na jednostkę powierzchni. Po prostu inny poziom analizy.

Pozdrawiam


Jerzy

Myślę, że dotknąłeś wielkiego problemu. Zawsze ekonomia pożądała miernika warości. Miał nim być pieniądz. I nigdy swej roli nie spełniał. Bo, niezależnie od tego czy była to kunia głowa czy złota nomizma stosunek ilości towaru do ilości pieniędzy rzecz znakomicie zakłócał.

Marks twierdził, że miernikiem wartości a więc pieniądzem ma być wola władzy. Ona zadekretuje co i ile jest warte. Lenin to wprowadził. Z wiadomym skutkiem.

Liberałowie twierdzą, że miernikiem wartości jest wola ogółu. I jakakolwiek ingerencja jest błędem, bo ogół, wiedziony zbiorową mądrościa zawsze znajdzie najszybciej równowagę pomiędzy ilością towaru i pieniędzy.

Neoliberałowie przyznają, że pewna ingerencja w kierunku blokowania inflacji jest niezbędna.

I o wielkość tej ingerencji toczy sie teraz wojna.


Panie Stary!

Problem polega na tym, że nie ma czegoś, co byłoby dobrem powszechnym i przyjmowane jako miernik wartości. Tradycyjne systemy oparte na dobrach rzadkich, takich jak złoto, srebro, miedź, czy cokolwiek innego, bazują na tym, że coś jest trudno dostępne. Natomiast zawsze preferuje to tych, co mają dostęp do takiego dobra, na przykład kopalnię złota.

Moim zdaniem, jest jedno dobro dające szansę na porównywanie wartości, tylko jego przyjęcie wywali całą gospodarkę światową. Nie wiem, czy to takie złe…

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość