„Tylko wtedy, gdy zerwało się kazirodcze więzi, można sądzić krytycznie własną grupę, tylko wtedy można w ogóle sądzić. Większość grup, bez względu na to, czy są to pierwotne plemiona, narody czy religie, troszczy się o własne przeżycie i podtrzymanie władzy swoich przywódców, grupy te wykorzystują wrodzony zmysł moralny swych członków, by pobudzić ich przeciwko obcym, z którymi znajdują się w konflikcie.
Ale posługują się one kazirodczymi więzami, które utrzymują człowieka w moralnej niewoli wobec jego własnej grupy, po to, by zdławić poczucie jego moralności i jego sąd, tak, że nie krytykuje on swej własnej grupy za pogwałcenie zasad moralnych, które to pogwałcenie — gdyby się dopuścili go inni – wywołałoby w nim gwałtowny sprzeciw.”
Powyższe słowa w różnych konfiguracjach, od dłuższego już czasu nawiedzały mnie we śnie i na jawie. I wreszcie udało się, odszukałem je ponownie w „Szkicach z psychologii religii” Ericha Fromma.
Autorowi, pięćdziesiąt lat temu, nie śniło się zapewne, że znajdzie się ktoś, kto bawiąc się jego słowem na prowincji, będzie próbował je nagiąć, nawiasem mówiąc bez specjalnego wysiłku, do polskiej rzeczywistości początku XXI wieku…
Polskiej skorumpowanej rzeczywistości, gdzie nie sposób postępować moralnie, kiedy interesy własnej grupy są ważniejsze od dobra publicznego.
Gdzie amoralny familizm staje się drogowskazem i głosi, iż w interesie swojej grupy należy użyć wszystkich środków, byle osiągnąć cel, choćby najbardziej haniebny.
Gdzie spektakularna pryncypialność oraz zjawisko brudnej wspólnoty, która rządzi się zasadą perwersyjnej lojalności (kazirodczymi więzami), a nie ogólnymi zasadami i regułami i jest naczelną zasadą i drogowskazem…
Gdzie Partie Prawicowej i Centralnej Frustracji pozornie walczą z Sojuszem Lewizny Demagogicznej i odwrotnie…
Gdzie w sytuacji istniejącej fikcji prawnej, bijącej rekordy ślamazarności i dyletantyzmu, przy użyciu hermetycznej, semantycznie mglistej terminologii ważne, istotne procesy sądowe, ślimaczą się w wypróbowanym tempie i metodologii…
Gdzie wiara w prawo jako najpiękniejszy kwiat humanizmu niestety obumiera.
Gdzie klęska współczesnego stanu moralności staje się normą.
Gdzie wyrok sądowy urzędnika państwowego jest paradoksalnie jego prywatną sprawą.
Gdzie w Europie Zachodniej, sędziowie i prokuratorzy giną z rąk mafii, a w Polsce — bawią się z nią na wspólnych balach.
Gdzie jasne masy (nie odważyłbym się powiedzieć – ciemne) jak w bajkę o żelaznym wilku wierzą w walkę dobrej białej gwardii ze złą czerwoną, czy też “wicewersal “ w zależności od opcji, czy też braku opcji, gdzie Wersal jako synonim dobrych manier budzi ironiczny uśmiech…
Gdzie zwykła ludzka uczciwość i szacunek dla prawdy jako etycznego imperatywu staje się unikalną przypadłością.
Gdzie normalność staje się artykułem pierwszej potrzeby.
Gdzie megatony pustosłowia wypowiadanego przez różnej maści polityków i urzędników mają rangę idiotyzmu, i jest to diagnoza a nie obelga.
Gdzie spora ilość polityków sprawia wrażenie jak gdyby była po trepanacji czaszki i zachowuje się tak, jakby wyjęto im mózg, a włożono trociny.
Gdzie mimo odwiecznych zapewnień, rządzą nie fachowcy, a niekompetentny aparat partyjny, którego najważniejszym narzędziem jest aparat niekompetencji.
Gdzie bankructwo jednego ugrupowania partyjnego jest źródłem sukcesu innego.
Gdzie politycy nie odpowiadają ani przed prawem, ani tym bardziej własnymi finansami za nietrafione decyzje.
Gdzie proces prawny człowieka władzy jest trudniejszy do przeprowadzenia, jak uzyskanie prywatnej audiencji u papieża.
Gdzie różne eksperymenty, jak: prywatyzacja, edukacja, zdrowie, ZUS etc… powodują, że przy naszym mniejszym, bądź większym współudziale jednostkowym, III Rzeczpospolita skarlała, a IV funkcjonuje tylko w głowach tych dwóch, co ukradli księżyc…
Gdzie słowo „przekręt” wreszcie, nie posiadające ongiś zbyt eleganckiej konotacji, pochodzące ze slangu cinkciarzy, oznaczające po prostu oszustwo, w środowiskach politycznych stało się czymś, co w logice formalnej stanowi warunek konieczny…
Gdzie skala rozczarowania społeczeństwa jest tak ogromna, że niewykluczone, iż najbliższe wybory będą musiały być „przymusowe.”
Gdzie bezmiar sloganowej głupoty, której wydaje się, że myśli, jest porażający…
I po cóż więc zrywać kazirodcze więzi w grupie (innymi słowy — fałszywą solidarność zawodową lekarzy, sędziów etc., a także partyjną, powodującą niezwykłe poczucie mocy i nietykalności, wręcz jak za czasów czerwonych sekretarzy), po cóż oceniać kolegę parlamentarzystę, senatora, sędziego, prokuratora, burmistrza, lekarza… defraudującego pieniądze, skorumpowanego, kpiącego z prawa, mającego powiązania z gangsterami, o jeździe po pijanemu nie wspominając, skoro jutro sytuacja może się zmienić i oceniający znajdzie się na miejscu ocenianego?
Zresztą, co tu dużo mówić o jeździe po pijanemu. Purpuratom też się zdarza i do żadnego klubu poselskiego przecież nie należą...
Alkoholowy rzecznik — przepraszam — rzecznik sojuszu pytany ongiś o pijaństwo w szeregach SLD, stwierdził nieśmiało, iż ci z innych klubów piją również, przecież policja odwozi pijanych parlamentarzystów do domów i włos im z głowy nie spadnie…
Czyż nie należałoby pomyśleć o leczeniu posłów? Niektórych naturalnie… Człowiek nie staje się alkoholikiem dopiero wówczas, gdy jest już ludzkim i społecznym wrakiem. Alkoholikiem został dużo wcześniej, lecz moment, w którym to nastąpiło, wyborcom najczęściej nie mógł być znany…
Erich Fromm powiedział kiedyś, że nieszczęściem narodu niemieckiego (okres III Rzeszy) była ucieczka od wolności. Niewykluczone, że gdyby zajmował się Polakami, mógłby powiedzieć, że nieszczęściem narodu polskiego jest ucieczka od rzeczywistości. Nie zawsze akceptujemy rzeczywistość dzisiejszą, nie akceptowaliśmy minionej. Nad wyraz chętnie przyjmujemy dotyczące ją mity i legendy. Dlaczego? Bo jest to po prostu łatwiejsze…
Połączenie fatalnej jakości rządzenia, z fatalną jakością naszych wartości narodowych, z odwiecznym na czele, upodobaniem do klęski, nieumiejętnością wyciągania zeń wniosków, a jedynie czerpania z nich zastanawiająco wiele satysfakcji, wręcz masochistycznej powoduje, że zaczyna mi brakować nawet odruchów optymizmu.
Teatralność naszej histerycznej ekspresji każe nam kiwać się w rytm tańca chochoła i w rytmie tym wkroczyliśmy do Brukseli…
komentarze
w końcu, Panie Andrzeju,
sobie Pan o nas- robaczkach przypomniał :) ... pozdrawiam i zabieram się za czytanie
“Nie ma Boga, jest motór.”
Docent Stopczyk -- 02.03.2008 - 11:31WSP Docencie!
TXT to moja kolejna miłość, więc jej z szacunku dla siebie przede wszystkim, nie zapominam :-)
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 11:53Pracy sporo, to i czasu na głupoty mniej :-)
Serdecznie pozdrawiam…
Panie Andrzeju
Znakomity tekst. Strasznie gorzki i niezwykle prawdziwy.
Nic nie umiem dodać. Stoję na baczność międoląc w ręcach czapeczkę.
Pozdrawiam z szacunkiem należytym…
Magia -- 02.03.2008 - 11:56WSP Magio!
Stary to już tekścik, z dwa lata chyba ma, ale jedno co jest raczej pewne, nie zestarzał się w konfrontacji z nasza polską rzeczywistością, oj nie.
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 12:02Dziękuję za miłe słowa, a tak w ogóle to s p o c z n i j…
Serdecznie pozdrawiam…
Szanowny Panie Andrzeju
bardzo ciekawy tekst i tak sobie myślę że jeszcze przez ładnych parę lat będzie świeży … jak konserwy z UNRY :)
... warto było czekać ... pozdrawiam
“Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać.”
Docent Stopczyk -- 02.03.2008 - 13:42panie Andrzeju
dobry tekst, takich więcej by się przydało. chociaż ma wydźwięk rewolucyjny, jeszcze moment a jakieś Ziobry i Kamińskie zaproponują Panu stanowisko PRowca.. Wie Pan, oni budują teraz think-tanki
Podczas Pana nieobecnosci był fajny temat zapodany przez max’a
http://tekstowisko.com/max/53203/co-jest-prawdziwym-zagrozeniem-dla-medi...
pewno miałby Pan dużo do powiedzenia w tej sprwie
pozdrawiam,
swoją drogą, przeczytałem wszystkie numery w zeszłm tygodniu. przekaże Panu moje uwagi.
==============
Sir H. -- 02.03.2008 - 13:55po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…
Andrzej F. Kleina
No nareszcie coś znowu Pana przeczytałem (poza gazetką oczywiście za którą dziękuję). Doskonale. Taka niedzielna strawa duchowa na popołudniowe rozważania.
Pozdrawiam serdecznie
Mireks -- 02.03.2008 - 14:18Panie Docencie!
Dzięki, dziwię się jednak, że taki młodzieniec jak Pan, i nic to, że uczony, wie co to UNRA? Co za czasy…?
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 14:29Serdecznie pozdrawiam…
Sir Hamiltonie!
Dobrze, że rekomendowanego przez Pana tekstu wcześniej nie zaliczyłem, bo bym pewnie z 10 stron komentarza skrobnął, i kto by to czytał? A administratorzy wlepiliby mi naganę z wpisaniem do akt osobowych…
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 14:34Dzisiaj ten tekst przeczytałem i Pana komentarz. Gość nie tylko był naczelnikiem a funkcjonariuszem PZPR również, a może przede wszystkim.
Jakby mi Pan coś napisał na papier, to miałbym największe w Polsce północnej obłożenie jednej strony druku doktorami :-)
Serdecznie pozdrawiam…
Panie Andrzeju!
Żeby się Panu w głowie od nadmiaru pochlebstw nie przewróciło, muszę dodać, że w swoim czasie czytałem lepsze i celniejsze teksty.
Jacek Jarecki -- 02.03.2008 - 14:35Phiii….też mi coś!
Nawet Pan nie ma znaczka u Docenta, też mi coś!
Mirku!
Dzięki, skrobnij coś mailem.
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 14:36Serdecznie redaktora pozdrawiam…
Panie Jacku!
Jestem starym filatelistą, co prawda Mauritiusa (kolor zapomniałem) nie posiadam, ale nie ukrywam, że się zawziąłem i będę pracował na znaczek :-) Tym razem, swój, własny.
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 14:39Serdecznie pozdrawiam…
Jak bym miał PP
pod ręką, to raz, dwa bym go na pana napuścił.
Może się jaki sam zgłosi, zresztą?
I pan w piastowskich Prusach mieszkasz?
I wstydu za grosz ani wdzięczności?
Igła
Igła -- 02.03.2008 - 15:24WSP Igło!
PPP jest filozofem i samurajem, ba doktorem in spe, co to napisał a nie obronił, ja natomiast tylko łobuziakiem chowanym ongiś na ulicy, co to żadnej walki się nie boi, więc niech go Pan lepiej nie napuszcza , bo nam jeszcze legnie:-)
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 16:08Pozdrowienia z mazurskiej krainy…
Panie Andrzeju
Mój ojciec, nieboszczyk, na początku lat 60. służył był w LWP i opowiadał, że w magazynach były całe półki konserw z UNRY :) ...
co do znaczka to nijak nie mam koncepcji na to co na nim umieścić żeby oddało mój szacunek do tego bloga i jego autora :) (może konserwa z UNRY? ;-))
pozdrawiam
“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”
Docent Stopczyk -- 02.03.2008 - 16:10Panie Docencie!
Potwierdzam, to nie lipa z tą UNRA, znaczy się mnie chodzi nie o to, że ona była, bo była, ile, że dobrze konserwowany towar miała. Był u mnie w latach 60-tych adapter Bambino, kumpla matka robiła w kuchni szkoły zawodowej, znaczy się Stacha i byli my zapraszani na wszystkie prywatki. Ja jako grajek, Stachu jako dostarczyciel ciast coś z 1950 r. w proszku z UNRA. Pycha była. Nie wiedzieli my już jak od tych babek się opędzić. Gdyby taki prezydent z Olsztyna w młodości po prywatkach latał, to by nie musiał w wieku średnio późnym byle gdzie gubić nasienie własne.
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 16:20Pozdrawiam…
Panie Andrzeju
jak znam tę ich amerykańską mechanizację to te ciasta w proszku byłyby do dziś zjadliwe :)
a tu znaczek… nie Mauritius co prawda, ale własny, dedykowany :)
“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”
Docent Stopczyk -- 02.03.2008 - 17:07Panie Docencie!
Powiem Panu krótko: wzruszyłem się i wkurzyłem też. Wzruszyłem, bo staremu dzadowi zrobił Pan nie lada gratkę, przedstawiając go z wszystkimi nieuszkodzonymi ząbkami. Bardzo Panu dziękuję...
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 17:36A wkurzyłem się, bo widzę, że bez Carla G. Junga ani rusz. Już mi się mózg zlasował, bo zaczynam widzieć i Starego Mędrca i Wielką Matkę w oddali, ba nawet Oko Boga widzę, że o Narodzinach Jaźni wspominać nie będę.
Bardzo Panu dziękuję, bardzo…
>Panie Andrzeju
całą przyjemność po mojej stronie …
a tak BTW to wczoraj czytałem do poduszki starego dobrego Karola Gustawa ;-)
pozdrawiam
“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”
Docent Stopczyk -- 02.03.2008 - 17:46Szanowny Panie Andrzeju, Szanowny Panie Docencie S.
Skręcając się z zazdrości musze oświadczyć, że projektem znaczka dla Pana Pan Docent wspiął się na wyżyny niebotyczne. Wygląda na to, że wzorem złotówki wartośść txt, jako waluty, chyba już przekroczyła kurs wymiany z euro na poziomie 1:1 (czyli więcej euro niż txt).
Pozdrawiam obu Panów serdecznie
Lorenzo -- 03.03.2008 - 16:11Panie Lorenzo
Proszę nie licytować zbyt wysoko!!
Igła -- 03.03.2008 - 16:17Tak zaczynają sie spekulacje.
Igła
>Lorenzo
dzięki … zauważ, że kolorystyk przypomina dolara ;-)
“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”
Docent Stopczyk -- 03.03.2008 - 16:21Szanowny Panie Docencie S.
Zauważyłem -> txt zastąpi dolara, a jego kurs wymiany będzie wyższy niż euro do złotówki. I teraz widzicie, jaki był sens biznesowy całej tej afery z txt w wykonaniu geniuszy Jareckiego, Igły i Sergiusza. A wszyscy myśleli, że dolara zastąpi yuan! Guzik z pętelką.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 03.03.2008 - 17:26Panowie!
Wszystkim Panom za dzisiejszą wizytę dziękuję, Panu Docentowi jeszcze raz się kłaniam z podziękowaniem. Ale… skoro gość czyta Junga na luzie do poduszki, to nie dziwota, że potrafi znaczki wyprodukowac poza mennicą :-)
Andrzej F. Kleina -- 03.03.2008 - 18:21Pozdrawiam serdecznie…
Panie Andrzeju
tak sobie od jakiegoś czasu poczytuję “Analizę marzeń sennych”... więc naturalne jest, że do poduszki :) a jakie znaczki mi się potem śnią... całe klasery.
Pozdrawiam
“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”
Docent Stopczyk -- 03.03.2008 - 18:30Panie Docencie!
Zawstydziłem się! Miałem tę książke w ręku, ale dałem córce i nie czytałem. Zatrzymałem się na “Wspomnienia, sny, myśli”. Kurde, ile to jeszcze trzeba by przeczytać?
Andrzej F. Kleina -- 03.03.2008 - 18:46Pozdrawiam…
Panie Andrzeju
ocean można wypić, a tego pragnienia się nie ugasi
pozdrawiam
“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”
Docent Stopczyk -- 03.03.2008 - 20:01