Nie wiem jak długo ostatniej nocy przebiegałam pamięcią przez całe swoje życie. Życie, które w większości swojej składa się: z szukania dziury w całym, wywracania na lewą stronę, grzebania w bebechach, zaglądania na drugą stronę, dłubania w środku, nieustannego zadawania pytań, szukania (z różnym skutkiem) odpowiedzi i braku chęci do zginania karku przed jakimkolwiek autorytetem.
I tak było i jest od początku. Odkąd pamiętam w przedszkolu i szkole byłam “krnąbrna, nieposłuszna, zaburzająca tok lekcji poprzez zadawanie pytań, kwestionująca autorytet wychowawcy/nauczyciela”. Nie inaczej było na lekcjach religii. :) Okres studiów to też nieustająca powtórka z wcześniejszej rozrywki.
Jednym zdaniem ciągle sprawiałam “trudności wychowawcze”.
W pracy wielokrotnie kwestionowałam decyzje przełożonych i “po cichu” robiłam swoje. Bez przerwy dostawałam dobre rady: daj spokój, połóż uszy po sobie, podwiń ogon, zamknij się, dostosuj się, zrób jak ci każą.
I obrywałam po łbie. Nie, nie za to, że to co robiłam było złe. Za to, że było to “w poprzek” nakazów czy innych wytycznych. :)
W końcu sama zaczęłam się zastanawiać: Ty, Magia, a może to z tobą jest coś nie tak? Może faktycznie powinnaś zamknąć twarz i robić/wygadywać nawet największe bzdury, bo tak nakazują autorytety/przełożeni. Tylko pilnuj się żeby “mieć podkładkę” na te bzdety. Tylko popatrz jakie kariery robią wokół ciebie BMW. No, zmień się!
Nie dałam rady ani zmienić się ani dostosować. Bo nie chciałam!
To ostatnie dotarło do mnie tak naprawdę dopiero po przeczytaniu przytoczonych przez Ciebie słów Buddy.
Nie nazwę tego “iluminacją”. To raczej tak, jakbym w końcu i ostatecznie uświadomiła sobie: “to jest twoja Droga” i dostała do ręki latarkę.
Pożyczyłam sobie te myśli Buddy. Na zawsze. :)
Przepraszam za spamerską und głupawą dygresję osobistą.
Gretchen
Ten cytat z Buddy nie dawał mi spokoju.
Nie wiem jak długo ostatniej nocy przebiegałam pamięcią przez całe swoje życie. Życie, które w większości swojej składa się: z szukania dziury w całym, wywracania na lewą stronę, grzebania w bebechach, zaglądania na drugą stronę, dłubania w środku, nieustannego zadawania pytań, szukania (z różnym skutkiem) odpowiedzi i braku chęci do zginania karku przed jakimkolwiek autorytetem.
I tak było i jest od początku. Odkąd pamiętam w przedszkolu i szkole byłam “krnąbrna, nieposłuszna, zaburzająca tok lekcji poprzez zadawanie pytań, kwestionująca autorytet wychowawcy/nauczyciela”. Nie inaczej było na lekcjach religii. :) Okres studiów to też nieustająca powtórka z wcześniejszej rozrywki.
Jednym zdaniem ciągle sprawiałam “trudności wychowawcze”.
W pracy wielokrotnie kwestionowałam decyzje przełożonych i “po cichu” robiłam swoje. Bez przerwy dostawałam dobre rady: daj spokój, połóż uszy po sobie, podwiń ogon, zamknij się, dostosuj się, zrób jak ci każą.
I obrywałam po łbie. Nie, nie za to, że to co robiłam było złe. Za to, że było to “w poprzek” nakazów czy innych wytycznych. :)
W końcu sama zaczęłam się zastanawiać: Ty, Magia, a może to z tobą jest coś nie tak? Może faktycznie powinnaś zamknąć twarz i robić/wygadywać nawet największe bzdury, bo tak nakazują autorytety/przełożeni. Tylko pilnuj się żeby “mieć podkładkę” na te bzdety. Tylko popatrz jakie kariery robią wokół ciebie BMW. No, zmień się!
Nie dałam rady ani zmienić się ani dostosować. Bo nie chciałam!
To ostatnie dotarło do mnie tak naprawdę dopiero po przeczytaniu przytoczonych przez Ciebie słów Buddy.
Nie nazwę tego “iluminacją”. To raczej tak, jakbym w końcu i ostatecznie uświadomiła sobie: “to jest twoja Droga” i dostała do ręki latarkę.
Pożyczyłam sobie te myśli Buddy. Na zawsze. :)
Przepraszam za spamerską und głupawą dygresję osobistą.
Uściski serdeczne.
Magia -- 19.11.2009 - 16:07