Niestety znów będzie o bezmyślności ludzi wychowanych na wyspie leżącej u wybrzeży Europy.
To było ze dwa miesiące temu. A może nawet trzy? Nieważne.
Znajomy (powiedzmy AA lub BB) poprosił mnie, żeby pójść z nim do banku. Normalna sprawa jakich mam kilka tygodniowo. Nic specjalnego.
W trakcie wypełniania papierów urzędnik pyta znajomego o numer telefonu. On prosi mnie o podanie mojego numeru, bo przecież sam się przez telefon nie dogada. Ja ani urzędnik nie widzimy problemu, więc sprawa zostaje załatwiona. Wydaje się, że wszystko przebiega tak jak w normalnym kraju. Ale to tylko pozory.
Po jakimś czasie zaczynam dostawać telefony. – Czy mogę rozmawiać z panem BB? – Nie nie jest to możliwe – odpowiadam zgodnie z prawdą. – To ja zadzwonię później – i słuchawka ląduje na widełkach.
Czasem udaje mi się zapytać o co chodzi, ale z kimś innym niż pan BB, to osoby po drugiej stronie nie chcą rozmawiać.
Pewnego razu udaje mi się wytłumaczyć rozmówcy, że znajomy podał mój numer, bo sam nie mówi po angielsku, więc niech rozmawiają ze mną lub piszą do niego listy. W takim razie jest prośba żeby znajomy pofatygował się do oddziału banku. Umawiamy się na wizytę w oddziale. Urzędnik w okienku nie może znaleźć żadnego powodu, dla jakiego ktoś do znajomego dzwoni. Nic nie załatwiwszy opuszczamy bank.
Przez kilka tygodni, gdzieś dwa, jest spokój. Potem telefony zaczynają się znowu. – Czy mogę mówić z panem BB? – Nie.
Tym razem telefony są co najmniej dwa razy dziennie. Ponieważ nie chce mi się odbierać tych telefonów, z których nic nie może wyniknąć, więc próbuję ludziom po drugiej stronie wyjaśnić powtórnie, że szansa porozmawiania z panem BB jest minimalna, a ze mną oni nie chcą. Ktoś po drugiej stronie, w przypływie inteligencji, podaje mi adres na który należy wysłać zgodę BB na reprezentowanie go przeze mnie. Cieszę się, że będzie spokój. Chyba nie znam wyspiarzy. Nadal dzwonią. Zaczynam im odpowiadać po polsku. O dziwo zamiast wyłączać się, starają się mnie poinformować, że mnie nie rozumieją. Ja ich informuję, że jak używam angielskiego, to też nie rozumieją i się rozłączam.
W sobotę, spotykam BB. Jestem już po jednym telefonie z banku. Pan BB nie może się nadziwić czego mogą chcieć. Traf chce, że drugi telefon wypada akurat w czasie naszej rozmowy. Mogą sobie pogadać z panem BB. Dobrze że mam słuchawki do telefonu, to BB ma jedną w uchu, ja mam drugą i załatwiamy sprawę. Zastanawiam się, kiedy znów usłyszę „Czy mogę rozmawiać z panem BB”? Może zdążymy wcześniej przygotować i wysłać rzeczony list? Może okaże się, że ten list spowoduje, normalną możliwość załatwienia sprawy przez umyślnego.
Choć jestem pewny, że znów znajdą się powody do stwarzania problemów. Jakoś nie chce mi się wierzyć w normalność tutejszych…