W „Uważam Rze” numer 14 (61) z 2÷9 kwietnia 2012 zamieszczony został tekst Krzysztofa Rybińskiego pod tytułem „Jak się pozbyć kryzysu w pięciu uderzeniach”. Nie będę omawiał całego tekstu, gdyż nie mam zamiaru wchodzić w spór na temat roli poszczególnych „kryzysów” wymienionych przez autora. O wiele ciekawsze wydaje mi się dyskutowanie o sposobach zaradzenia owym pięciu „kryzysom”.
1. Jak zażegnać kryzys finansowy w strefie eura. Metoda Krzysztofa Rybińskiego jest prosta jak budowa cepa. Należy umorzyć jak najszybciej dużą część długów państw strefy eura, a jako bonus rozbić międzynarodowe instytucje finansowe. Wydaje się to bardzo ponętne jako idea, nie uwzględnia tylko jednego. W świecie w którym nie ma pieniądza, jakiekolwiek operacje finansowe są czystą abstrakcją.
Banki, mające w swoich skarbcach przede wszystkim waluty, mają tak na prawdę kupę papieru, a nie pieniędzy. Rzekoma potęga tychże banków opiera się na tym, że ludzie nadal wierzą w wartość walut, podczas gdy nie mają one pokrycia w niczym, a w momencie gdy jakiś mocny gracz (na przykład Chiny) powie „sprawdzam”, to cały międzynarodowy system finansowy posypie się jak domek z kart. Dlatego zagadnienie nacjonalizacji czy innego upaństwawiania banków nie zamierzam traktować jako czegoś więcej niż zwykłej zagrywki pod publiczkę.
Jeśli chcemy naprawić finanse publiczne, to wystarczy wprowadzić jedną prostą zasadę, w tekście Państwo opublikowaną prze ze mnie. Ponieważ nie sądzę by ktokolwiek miał ochotę jej szukać, więc przypomnę: „Władza dowolnego szczebla może zadłużać się tylko u swoich podatników”. Jeśli uwzględnimy, że podatki, poza opłatami karnymi, płacić powinni tylko posiadacze nieruchomości i osoby stale przebywające na danym obszarze, to znika nam źródło kłopotów – nadmierne zadłużenie w bankach.
2. Kryzys ekonomiczny. Zamiast postulować zmniejszenie podatków i zostawienie spraw w rękach konsumentów Krzysztof Rybiński proponuje jakiś socjalizm a la John Maynard Keynes. Tyle procent zamówień publicznych lokowanych w takim sektorze, tyle w takim, a tyle w jeszcze innym. A jak ktoś będzie oszukiwał, to dotkliwe kary. Przecież to jest nam znane! Cały socjalizm działa w ten sposób, że najpierw tworzy się prawo zachęcające do oszustwa, zaś potem wprowadza się drakońskie kary za oszustwo i już można kręcić lody (wystarczy dostać dowód wdzięczności za przymknięcie oka). Tak właśnie brukuje się piekło, które jest wybrukowane dobrymi chęciami. Gdyby tylko to wykonanie nie było takie beznadziejne.
Rozwiązaniem obu kryzysów – finansowego i ekonomicznego – ułatwiłoby stworzenie pieniądza, którego jak pisałem wyżej nie ma.
Wielokrotnie słyszałem w mediach (konkretnie w programie 3 polskiego radia), że wydajność polskiego pracownika jest niższa niż pracownika z Europy zachodniej. Jest to sprzeczne z prostą obserwacją, gdzie pracownicy „europejscy” nie są w stanie nadążyć za Polakami. Polacy potrafią pracować nawet 20 razy szybciej niż Brytyjczycy. Zatem przyczyną niższej wydajności pracowników polskich jest sposób liczenia wydajności (produkcja wyrażona w walucie przeliczanej po księżycowym kursie, bez uwzględnienia kosztów pracy). Takich kwiatków jest pełno, więc rozwiązanie jest jedno: trzeba wykreować pieniądz. Nie pamiętam wszystkich funkcji pieniądza, ale jedna odróżnia go od waluty – jest miarą wartości. W tej chwili mamy różne waluty, których kursy wzięte są z sufitu i nie mają niczego wspólnego z wartością czegokolwiek. Mając pieniądz, będzie można określić ile jest tego długu rzeczywiście. (Euro w Niemczech ma inną wartość niż to samo euro w Grecji – to nie jest pieniądz.)
Podsumujmy. Stworzenie miernika wartości i uniemożliwienie zadłużania się władzy u innych podmiotów niż mieszkańcy, powoduje postawienie gospodarki z głowy na nogi i możliwość konkurowania z innymi organizmami. Mnożenie biurokratycznych barier i zwiększanie interwencjonizmu państwowego, jest jak dolewanie oliwy do ognia. Być może ocean się uspokoi, tylko nadal będzie płonął.
3. Kryzys wartości ma zostać rozwiązany poprzez wspieranie przez Brukselę tradycji narodowych, co ma spowodować przekonanie się ludzi do unii. Jest to postulat bardzo sympatyczny i skądinąd słuszny. Szacunek dla tradycji narodowych z pewnością żadnemu narodowi nie zaszkodzi, niemniej budowanie na czymś takim wspólnej tożsamości europejskiej, to literatura since-fiction. Dużo prostsze jest oparcie się na wspólnym dziedzictwie kulturowym. Wystarczy uznać, że dziedzictwo rzymskie i katolickie jest istotne dla Europy i na tym się oprzeć. Zamiast 12, czy 20 oficjalnych języków unii powinniśmy mieć jeden – łacinę. Języki narodowe służyłyby przenoszeniu prawa unijnego na poziom krajowy. Nie byłoby problemu z faworyzowaniem jakichkolwiek języków lub szykanowaniem innych. Wracając do łaciny, można wrócić do systemu wartości reprezentowanych przez tradycję łacińską w kościele rzymskokatolickim. Oczywiście nie chodzi o żaden sojusz tronu z ołtarzem, ale o odwołanie się do zestawu wartości.
4. i 5. Kryzys przywództwa jest do rozwiązania w taki sam sposób jak kryzys demokracji. Wystarczy zastosować procedury demokratyczne do wyboru poszczególnych kompetencji władzy, przy czym niezbędne jest jasne rozgraniczenie kompetencji prawodawczych, wykonawczych i sądowniczych. We wspomnianym tekście jest dokładnie opisane, jak to zrobić. Życzę miłej lektury.