Jakiś czas temu kupiłem sobie słownik psychologiczny „A Dictionary of Psychology” autorstwa Andrew’a M. Colmana, wydany przez Oxford University Press. Słownik jest gruby (prawie 900 stron) i ma zapewne mnóstwo haseł (nie zamierzam liczyć). Autor jest powszechnie szanowanym pracownikiem nauki, z dorobkiem ponad 150 artykułów opublikowanych w prasie „fachowej” oraz wielu książek. Czy można oczekiwać, że produkt wsparty autorytetem Uniwersytetu w Oksfordzie będzie wysokiej jakości? Jeśli wierzymy w wysoki poziom nauki na „zachodzie”, to oczywiście tak. Jeśli znamy zachodnie reali, to już zaczynamy być ostrożni.
Postanowiłem sprawdzić, jak autor rozumie pojęcie psychiki, kluczowe dla psychologii. Nie ma takiego hasła. Owszem jest „psyche” ale odnosi się do mitologii greckiej, a nie do psychologii. Zatem może będzie termin umysł lub dusza? Między „mimicry” a „mind-blindness” nie ma niczego. Coś takiego jak „mind” nie jest godne wspomnienia! „Soul” występuje wyłącznie jako element hasła „soul talk”, które odnosi się do języka używanego przez murzynów amerykańskich. Sprawdzam dalej…
Jest osobowość – „personality” zdefiniowane jako ogół zachowań i cech psychicznych charakterystycznych dla człowieka. Jak się zapewne czytelnik domyśla, termin cecha psychiczna nie jest dość ważny dla psychologii, w ujęciu omawianej publikacji, by go zdefiniować. Zatem słownik psychologiczny firmowany przez czołowy uniwersytet brytyjski nie zawiera wyjaśnienia, co jest przedmiotem badań dziedziny, której jest poświęcony! Czy nadal powinniśmy mieć kompleks niższości względem nauki zachodniej?