Od dłuższego czasu zbieram się, by napisać, co myślę o naszej klasie politycznej. Wydawało mi się, że nie można upaść bardziej, niż udawanie, iż nic się nie stało w związku z podsłuchaniem kilku prominentnych polityków partii rządzącej. Ludzie tacy jak Raduś Sikorski czy Bartuś Sienkiewicz przynoszą hańbę swoim nazwiskom pokazując, że nie tylko komuniści nie mają honoru. Po ujawnieniu rozmów, w których dobijali nielegalnych targów, czy lżyli własną politykę, każdy przyzwoity człowiek podałby się do dymisji. Jeśli nie z powodu tego, co zostało nagrane, to z powodu dopuszczenia do tak nieprofesjonalnego zachowania, że możliwe stało się nagranie kompromitujących rozmów. Oddanie się do dyspozycji premiera, to minimum czego należało się spodziewać po człowieku honoru.
Człowiekiem honoru wydaje się być Janusz Korwin-Mikke. Jeśli coś obiecuje, to stara się dotrzymać danego słowa. Niemniej policzkowanie kogoś takiego jak Michał Boni świadczy o kłopocie z ustaleniem, czy ma się do czynienia z przeciwnikiem godnym siebie. Przecież tajny współpracownik bezpieki, który w żywe oczy kłamał, że jest czysty jak łza, nie ma zdolności honorowej. Nie wiem, kim byli przodkowie Michała Boniego. Nie mam pojęcia, czy przewracają się w grobie? czy patrzą z zaświatów na potomka i puchną z dumy jak to nie dał się sprowokować jakiemuś „Korwinowi” i teraz mu pogoni kota za pomocą usłużnego „niezawisłego” sądu. Wiem, że ktoś publicznie spoliczkowany, powinien wyegzekwować szacunek (może być w pojedynku) lub siedzieć cicho. Odwołanie się do prokuratury czy sądu świadczy o zupełnej nikczemności delikwenta.
Tyle przyszło mi do głowy na temat naszych dzielnych polityków. Parafrazując gajowego „jaki naród, taka elita polityczna” z gajowym na czele.