O programie
Telewizyjny program Superniania został uznany za jeden z największych hitów w historii srebrnego ekranu. „New York Times”, amerykańska edycja „Newsweeka”, „The New Yorker” i inne poczytne czasopisma zamieściły wiele szczegółowych publikacji dotyczących Superniani. Wszystkie zgodnie polecały program jako „fascynujący” i „wart oglądania”.
W pierwszym momencie zamierzałem rozdział poświęcony programowi zostawić bez komentarza zwłaszcza, że pierwsze dwa akapity poświęcone są amerykańskiej wersji programu. Niemniej po dokładniejszym poznaniu tekstu uznałem, że komentarz jest niezbędny.
Pani Dorota Zawadzka nie wie, że „srebrny ekran” to określenie odnoszące się do ekranu kinowego, a nie telewizyjnego. Nie wie również, a może nie chce wiedzieć, że wymienione przez nią „poczytne czasopisma” prezentują bardzo specyficzny sposób widzenia świata. Taki salon zza Atlantyku. Zatem polecenia formułowane na ich łamach można traktować jako świadectwo zaangażowania programu w wątpliwą merytorycznie i moralnie inżynierię społeczną. To jest bardzo kiepska rekomendacja merytoryczna. Coś jak zachwyty na łamach wybiórczej, „Polityki”, „Newsweeka” i „Krytyki Politycznej”. Wiadomo, że podstawą oceny nie jest jakość programu, tylko jego wymowa ideologiczna i poprawność polityczna.
Jo Forest, genialna opiekunka, stała się światowej sławy gwiazdą, gdy po trzech edycjach nagranych w Wielkiej Brytanii Supernianię zrealizowano w Stanach Zjednoczonych. Program wyemitowano w 47 krajach świata, a na jego podstawie powstało wiele podobnych serii dotyczących wychowania niesfornych dzieci. Teraz mamy okazję zaprezentować polską wersję tego niezwykłego projektu.
Jeżeli dobrze rozumiem to, co napisała pani Dorota Zawadzka, to jakaś Jo Forestówna/Forestowa na kilka lat zatrudniła się jako „genialna opiekunka”, by wmawiać rodzicom głupoty o szkodliwości klapsa, a w zamian, salon zrobił z niej „gwiazdę”. Interes taki sobie, zważywszy, że twarz ma się jedną, a dawanie jej takiemu przedsięwzięciu jest bardzo ryzykowne. Dziecko niesforne, to nie jest dziecko sprawiające trudności wychowawcze. To niewinne stwierdzenie, że przedsięwzięcie dotyczy „dzieci niesfornych” pokazuje, że autorzy programu nie są zainteresowani daniem rodzicom skutecznego instrumentu oddziaływania na dzieci sprawiające kłopoty. Tu chodzi o wypranie mózgów rodzicom zupełnie normalnych dzieci.
Kłopoty „wybitnej niani” z językiem polskim widoczne są na każdym kroku. Różnica między serią a serialem dla tej „genialnej” specjalistki nie istnieje. Nie wie ona również, że po polsku projekt odnosi się do zamierzenia, natomiast realizacja już projektem nie jest pomimo podobieństwa brzmienia do angielskiego project. Jak widać, pedagog nie musi mieć pojęcia o języku jakim się posługuje…
Nazywanie programu „Superniania” niezwykłym przedsięwzięciem jest zabawne również z innego punktu widzenia. Jest wiele książek poświęconych dorastaniu dzieci i najczęściej głównymi postaciami tych książek są dzieci sprawiające problemy. Powiedzmy, że za przykład może posłużyć tu książka „Kochane maleństwa” czy „Stalky i s-ka”. Gdyby pani Dorota Zawadzka poświęciła mniej czasu na „pogłębianie” niewiedzy, a zainteresowała się powszechnie dostępnymi dobrami kultury, to wiedziałaby, że dzieci sprawiające trudności wychowawcze były ich tematem „od zawsze”. Przeniesienie tego zagadnienia na szklany ekran, w formie smrodka dydaktycznego jest raczej rutynowym działaniem, które wcześniej czy później musiało się pojawić. Nie ma w tym niczego niezwykłego.
Bohaterami Superniani są rodziny, które mają kłopoty ze swoimi pociechami. W każdym odcinku poznajemy jedną rodzinę, która postanowiła zaprosić do siebie Supernianię, czyli mnie, w nadziei, że dzięki mojej pomocy zdoła przywrócić swojemu domowi zachwianą równowagę. W ciągu kilku dni uważnej obserwacji staram się poznać problemy, z jakimi borykają się rodzice. Często są oni zbyt zapracowani i zmęczeni, by rozszyfrować przyczyny złego zachowania swojego dziecka, lecz zawsze pragną zapewnić mu wspaniałe dzieciństwo.
Rodziny występujące w programie nie dokonują czynów bohaterskich, zatem raczej nie są bohaterami.
Bywają rodziny, w których nigdy nie było równowagi. Rozumiem, że to są przypadki zbyt trudne dla „najlepszej niani”. Przywracanie równowagi to coś dużo prostszego niż terapia rodzin. A często problemy z dzieckiem są objawem problemów w rodzinie, w szczególności w relacjach pomiędzy rodzicami, a czasem jeszcze dziadkami czy wujkami, ciotkami itp. W ciągu kilku dni można dostrzec rzeczy będące skutkami bardzo poważnych zaburzeń lub nic nie znaczącymi błędnymi nawykami. Natomiast dosyć ciężko może być z dostrzeżeniem prawdziwych przyczyn niewłaściwego zachowania dzieci.
Usprawiedliwianie błędów wychowawczych przepracowaniem i zmęczeniem jest szczytem „profesjonalizmu”. Jest to typowe tłumaczenie rodziców, którzy zaniedbują wychowanie. Natomiast uwaga o dobrych chęciach to objaw czystej niekompetencji. Bardzo proszę o wskazanie kobiety, która rodząc dziecko marzy o tym, by zostało bandytą czy nawet mordercą. A przecież mordercy i bandyci rodzą się. Zatem „dobre chęci” są kiepską wymówką… Poza tym, wspaniałe dzieciństwo może być okazją do kształtowania psychopaty – „to takie przyjemne pomiatać słabszymi”, a rodzice mogą w tym bardzo pomóc. Socjalizacja nie jest niekończącym się ciągiem przyjemności, ale nauką tego co właściwe i akceptowalne społecznie.