Dwulatek
Dwulatek jest zdolny do bardzo silnych emocji. Ma potrzebę niezależności, ale nie umie jeszcze unikać kłopotów.
Rozpoczynanie omawiania dzieci od wieku dwóch lat jest kuriozalne. Dwa pierwsze lata rozwoju zostawia się rodzicom na popełnianie błędów, by potem „najlepsza” z niań miała co prostować. Czy o to chodzi w pominięciu okresu noworodka, niemowlaka i dziecka rocznego?
Każdy człowiek jest zdolny do silnych emocji. Proces socjalizacji nie polega na uczeniu się nieprzeżywania silnych emocji, tylko na ukrywaniu tychże. Wiara w to, że ktoś po kim nie widać emocji, nie przeżywa ich, jest typowym mitem osób o zerowej wiedzy z zakresu psychologii. Co ma potrzeba niezależności do unikania kłopotów? Bywają dorośli z potrzebą niezależności nieumiejący unikać kłopotów jak i tacy, którzy nie marzą o niezależności, a kłopotów też nie potrafią unikać. Po co ten bełkot?
Potrafi okazać uczucia: zadowolenie, czułość, a także zazdrość i gniew. Oba te stany objawiają się bardzo gwałtownie i są trudne do przewidzenia. Na tym etapie stabilizuje się charakter i ujawnia temperament dziecka. Wyraźnie widać, czy jest śmiałe, wstydliwe, żywe czy spokojne.
Uczucia jakie żywi się względem innych ludzi można podzielić na pozytywne i negatywne. Jak je nazwiemy, to jest sprawa zupełnie drugorzędna. Skąd w katalogu uczuć dwulatka wzięły się czułość i zazdrość, a nie ma w nim miłości i złości? Tego pewnie nikt nie wie, z panią Dorotą Zawadzką na czele.
Natomiast tajemnicą jest zależność pomiędzy „stanami” a „uczuciami”. Pani Dorota Zawadzka nie wyjaśnia w jaki sposób cztery uczucia zamieniają się w dwa stany. Możliwe jest oczywiście, że jak każdy współczesny „humanista” gardzi matematyką i rachunkami, więc po prostu może nie umieć liczyć. Niemniej istnieje konkurencyjne wyjaśnienie, że uczucia „czułość i zazdrość” to „stan I”, zaś uczucia „zadowolenie i gniew” to „stan II”. Przyporządkowanie uczuć do stanów jest tu zupełnie przypadkowe, tak jak przypadkowa jest owa czwórka.
Wbrew temu co pisze pani Dorota Zawadzka stany emocjonalne drugiego człowieka bywają przewidywalne. Oczywiście nie w 100%, niemniej wiele z nich jest skutkiem czynników zewnętrznych, jakie mogą nam wskazać na potencjalny stan emocjonalny drugiej osoby (również dziecka).
Nie definiując czym jest charakter i temperament unika się szans na merytoryczną ocenę prawdziwości stwierdzeń dotyczących tych pojęć. Natomiast to, czy dziecko jest „śmiałe, wstydliwe, żywe czy” martwe (czepiam się) zależy w znacznej mierze od tego, co dostrzegają w jego zachowaniu rodzice i może się jeszcze zmienić. Jest takie mądre powiedzenie, że „dziecko zaczyna się jąkać w uszach matki (rodzicielki)”. Tak samo jest z wieloma innymi cechami… Założenie, że są one trwale ukształtowane w wieku 2 lat, jest wzięte z kapelusza.
Nasz malec odkrywa otoczenie na swój własny sposób. Poznaje świat wszystkimi zmysłami: dotyka, ogląda, smakuje, słucha, wącha. W tym czasie także intensywnie uczy się mówić, bardzo chętnie bawi się nowymi słowami, tworząc zaskakujące kombinacje sylab.
Ciekawe, czy są czyiś malcy, jacy potrafią odkrywać otoczenie na cudzy sposób? Czy w ogóle jest ktoś, kto potrafi odkrywać otoczenie na cudzy sposób? Człowiek poza pięcioma powszechnie znanymi zmysłami ma jeszcze zmysł bólu, czucia głębokiego, czucia temperatury wyższej i niższej niż optymalna, równowagi, a pewnie jeszcze coś pominąłem (pamięć nie jest doskonała). Jak zatem wymienione pięć czynności mają się do wszystkich zmysłów? Brak wiadomości czy celowe uproszczenie dla „chamstwa”? Trudno zgadnąć. Jedno i drugie nie jest wskazane w publikacji mającej pomagać w wychowaniu.
Co to znaczy, że ktoś się intensywnie uczy mówić? Czy tworzenie własnego języka to intensywna nauka, czy raczej wagarowanie? Wiem, są dzieci mówiące całymi zdaniami koło I roku życia, ale są i takie, które zaczynają mówić powszechnie zrozumiałym językiem koło III roku życia. Które z nich intensywnie uczą się mówić mając dwa lata? Człowiek twórczy chętnie bawi się słowami również wtedy, gdy ma 20 lat, a czasem gdy ma ich 80. Bawienie się słowami nie jest cechą specyficzną dwulatków. W tworzeniu zaskakujących kombinacji sylab czy słów pomaga często zwykła niewiedza i pretensje do bycia kimś lepszym, tak jak w tym dowcipie: – Fama mówi, że używasz słów, których nie rozumiesz. – Powiedz famie: „i vice versa”.
Czy to jest rozmowa dwulatków? Nie. Zatem trudno zaskakujące użycie słów czy sylab uznać za coś specyficznego, związanego z omawianym wiekiem.
Uczy się już czystości, zaczyna sygnalizować swoje potrzeby fizjologiczne. Robi wiele, aby się podobać i postępować właściwie. Lubi przebywać w towarzystwie rówieśników.
Sygnalizowanie potrzeb fizjologicznych jest niezbędne w treningu czystości. Natomiast nauka czystości w mowie i uczynkach nie jest konieczna w tym wieku, bo kosmate myśli pojawiają się znacznie później. To rodzice starają się, by dziecko postępowało właściwie. Dziecko tego się zaczyna uczyć. Natomiast stwierdzenie, że dziecko lubi przebywać w towarzystwie rówieśników, to tak jak powiedzenie, że dorosły lubi korzystać z muszli klozetowej. Gdyby dziecko miało wybór: grupa rówieśników lub grupa dzieci w różnym wieku, to można by formułować taki wniosek. Natomiast gdy dziecko jedyną grupę dzieci dostępną ma w postaci grupy rówieśniczej, to należy poprzestać na stwierdzeniu, że dziecko w tym wieku jest zainteresowane towarzystwem innych dzieci. Takie zdanie jest znacznie bliższe prawdy o dzieciach.
Głupstwa popełnia nie z przekory, lecz z niewiedzy. Pamiętajmy, że błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Dwulatek ma wiele energii, a jeszcze więcej wyobraźni. Uwielbia być samodzielny we wszystkim, co go dotyczy. Podejmuje pierwsze decyzje. Bywa czarujący i posłuszny, a chwilę potem uparty i zarozumiały. Nie potrafi jeszcze negocjować i cierpliwie czekać.
Głupstwa najczęściej popełnia się z głupoty. To zdarza się nawet ludziom wybitnie inteligentnym, nie mówiąc o nieinteligentnych, choć wykształconych.
Ten, kto niczego nie robi też może popełnić błąd. Jest takie pojęcie jak „zaniechanie” i ma nawet znaczenie w prawie, gdy chodzi o błędy. Tłumaczenie, że błędy są niezbędne, bo gdzie drwa rąbią… ma sens tylko wtedy, gdy nie można było uniknąć tych błędów zastanawiając się przez chwilę nad tym co się robi.
Nie wiem jak się mierzy rozmiar wyobraźni u dwulatków, ale jestem bardzo ciekawy na jakiej podstawie stwierdzono, że dwulatek ma jej więcej niż energii. Przekonanie, że dwulatek uwielbia być samodzielny może brać się stąd, że tak wychowuje się w naszej kulturze dzieci. Wcale nie jestem przekonany, że jest to uniwersalna cecha dzieci dwuletnich na świecie. (Brak mojego przekonania nie jest dowodem niczego, niemniej jest uzasadnioną wątpliwością.)
Pierwszą decyzją jest decyzja o zaczerpnięciu oddechu zaraz po urodzeniu. Reszta to już prosta konsekwencja tego, że chce się żyć. Zakładanie, że człowiek przez pierwsze dwa lata żyje w wyniku cudzych decyzji, a nie własnych jest ciekawe ontologicznie, ale raczej nieprawdziwe. Być może pani Dorocie Zawadzkiej chodziło o decyzję podjętą świadomie. Tyle, że coś takiego wypadałoby napisać, a nie pozostawiać domyślności czytelnika. Poza tym dobrze by było uzasadnić, dlaczego świadomość decyzji ma się pojawić akurat w tym wieku. Znów mam wątpliwości, najprawdopodobniej uzasadnione…
Dziecko bywa czarujące, bywa posłuszne, bywa uparte. Natomiast trudno mi wyobrazić sobie zarozumiałego dwulatka. Oczywiście może to się wiązać z małą wyobraźnią, gdyż od czasów gdy miałem dwa lata minęło już trochę czasu. Niemniej wydaje mi się, że wiele rzeczy mogę sobie wyobrazić, a tego jakoś nie. Zarozumiałość, to złożony stosunek do otoczenia połączony z okazywaniem tego, temuż otoczeniu. W jaki sposób dwulatek jest zdolny do takich zachowań?
Jedne dwulatki potrafią negocjować inne nie. Cierpliwości niektórzy uczą się do późnej starości i nie udaje im się opanować tej sztuki. Czego wymagać od dzieci? Natomiast „najlepsza” specjalistka od wychowania powinna umieć nie tylko negocjować ale także precyzyjnie wyrażać się. Gdyby przeprowadziła negocjacje pomiędzy chęcią bycia gwiazdą a wiedzą fachową (zawsze można poprosić wiedzę specjalisty jak brakuje własnej), to by wiedziała, że umiejętność negocjacji jest bardziej związana z kolejnością przyjścia na świa, niż z wiekiem. Dzieci najstarsze i najmłodsze w rodzeństwie mają z reguły znacznie większe kłopoty z negocjowaniem, niż te ze środka serii. Oczywiście jest możliwe, że pani Dorota Zawadzka zaobserwowała u jakichś dzieci, że po ukończeniu trzeciego roku życia nauczyły się negocjować, ale nie znaczy to, że wszystkie dzieci nauczą się w tym samym czasie tej sztuki. Bywają tacy, którzy nigdy jej nie opanują.
Dwuletnie dziecko wymaga przede wszystkim cierpliwości. Pomóżmy mu zrozumieć jego uczucia. Upewnijmy się, że rozumie, czego od niego oczekujemy. Starajmy się, aby nasze polecenia były dla niego zrozumiałe, ustalajmy wyraźne granice. To da dziecku poczucie bezpieczeństwa.
Jedne dzieci wymagają cierpliwości a inne nie. Natomiast niewątpliwie wszystkie dzieci, bez względu na wiek potrzebują akceptacji. Jest to dużo ważniejsze niż cierpliwość.
Po co dziecko ma rozumieć uczucia? Poznawcza obróbka uczuć jest użyteczna, gdy człowiek chce o nich z kimś porozmawiać, ale zupełnie zbędna, gdy musi sobie z nimi radzić. Wtedy ostatnią rzeczą o której marzy jest jakiś mądrala gadający o tym czy to jest jeszcze gniew czy już złość.
Jeśli dorosły powinien się upewnić w sprawie tego czego oczekuje od dziecka, to przede wszystkim, czy sam wie czego chce. Bo jeśli dziecko potrafi powtórzyć po mamusi, że ma być bogate, piękne i szczęśliwe, to nie znaczy, że ma to jakikolwiek sens dla niego. Takie oczekiwania w ogóle nie mają sensu. Zalecenie dotyczące poleceń jest rozsądne, tylko co to ma wspólnego z dwulatkiem? Zawsze gdy wydaje się polecenie powinno być ono zrozumiałe dla adresata. Jeśli adresat ma 102 lata, to obowiązuje ta sama zasada. Co robi ten postulat w opisie cech dwulatków? Granice, tak jak oczekiwania powinny być przede wszystkim jasne dla rodziców. Jeśli oni wiedzą do czego dążą, to dziecko się bardzo sprawnie zorientuje, nawet jeśli nigdy nie zostanie to zwerbalizowane przez rodziców. Akceptacja, da dziecku również poczucie bezpieczeństwa, a przy okazji podniesie mu samoocenę.
Oferując dwulatkowi wybór, unikniemy w dużej mierze sytuacji konfliktowych i pozwolimy mu wyjść z nich obronną ręką. Tym samym zapewnimy mu niezbędne w tym wieku poczucie niezależności.
Dziecko uczy się korzystania ze słowa „nie” gdzieś koło 3. roku życia. Z rozkoszą odpowiada na wszystkie pytania rozpoczynające się od „czy” słowem „nie”, nawet wtedy, gdy jest to ewidentnie sprzeczne z jego oczekiwaniami. Obejściem tego problemu jest dawanie dziecku wyboru: „Wolisz mleko czy kakao?” Dziecko z rozpędu odpowie „Nie”, na co słyszy „Co nie? Nie mleko czy nie kakao?” i zabawa się kończy. Natomiast poczucie niezależności kształtuje się poprzez szanowanie decyzji dziecka w tych przypadkach, gdy dziecko może je podjąć. To jednak może być za trudne dla tak wszechstronnie wykształconej i pogłębionej „najlepszej” niani.
Poza tym, po co dziecku „poczucie niezależności”. Jeśli dziecko w jakimś zakresie może być autonomiczne, to powinno się mu na to pozwalać. Natomiast oszukiwanie, że jest „niezależne”, gdy ewidentnie jest zależne nie jest dobrą „metodą wychowawczą” ani „techniką pedagogiczną”.