Dzisiaj jak najbardziej politycznie – dość interesująco obserwuje się dzisiejsze multimedialne zamilczanie sprawy oględnie pisząc dość mocnej… Powoli przetaczają się komentarze dotyczące
kuriozalnych zarzutów, jakie zostały postawione M. Kamińskiemu. Tymczasem dzisiejsza “Rzeczpospolita” przynosi kolejną porcję poglądowych informacji o sposobach funkcjonowania “oryginalnej”
III RP. Co ciekawe, sprawa jak najbardziej dotyczy prokuratury, zarzutów oraz szefów służb. Idealny materiał porównawczy, chciałoby się napisać, gdyby nie ludzkie tragedie. C. Gmyz opisuje perypetie J. Konieckiego, prokuratora prowadzącego zapomnianą dawno sprawę prowokacji wymierzonej w byłego polityka
SKL i jedną z “szarych eminencji” pookrągłostołowej prawicy – A. Balazsa. Co istotne, w wyniku śledztwa,
zarzuty mieli usłyszeć aktualny wiceminister spraw wewnętrznych A. Rapacki oraz szef Agencji Wywiadu, M. Hunia. Przy okazji – jest to bardzo dobra ilustracja, jakąż to “niezależną prokuraturę” PO i
SLD nam serwują – rozdzielając ją od ministerstwa sprawiedliwości i jako superkorporację impregnując w kształcie przedstawionym niżej. Wszystkie szczegóły można znaleźć w tekście z “Rzepy”. Ja ograniczę się tylko do fragmentu:
Gdy jeleniogórski śledczy poinformował przełożonych, że kolejnymi osobami, którym będą postawione zarzuty, są Hunia i Rapacki, zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Mianowicie Koniecki odkrył, że akta sprawy dostarczono Krzysztofowi Domagale, zastępcy prokuratora okręgowego w Jeleniej Górze. Stało się tak, mimo iż szef jeleniogórskiej prokuratury Wojciech Przeździęk wyraźnie zaznaczył, że o sprawie ma być informowany tylko on oraz bezpośredni przełożony Konieckiego – naczelnik Janusz Kaczyński.
Jak ustaliła „Rz”, Koniecki zeznał w Poznaniu, że wkrótce po tym Domagała zaczął go straszyć, iż może mieć problemy.
Śledczy, którzy chcieli postawić zarzuty szefom służb, stracili stanowiska. Niedługo później kompletu dokumentów z aktami podręcznymi zażądała wrocławska Prokuratura Apelacyjna sprawująca nadzór nad prokuratorami okręgowymi. Jak wynika z naszych informacji, Koniecki miał zeznać w poznańskiej prokuraturze, że naciski na niego zaczęli wywierać prokuratorzy z apelacji, m.in. Jerzy Skorupko. A umorzenie wątków dotyczących Huni i Rapackiego sugerowali mu podczas spotkania w Prokuraturze Krajowej prokuratorzy Waldemar Kawalec i Marek Kuczyński.
Koniecki miał się poskarżyć podczas zeznań, że akta tej sprawy były mu wielokrotnie zabierane, co uniemożliwiało mu prowadzenie dalszych czynności. Ostatecznie sprawę mu odebrano, argumentując, że nie radzi sobie z postępowaniem. Do jego pokoju weszła komisja, która przeszukała drobiazgowo gabinet. Następnie wszczęto wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Lekarz, który go diagnozował, orzekł ciężką postać nerwicy.
Koniecki z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze został zesłany do Bolesławca. Zajmuje się drobnymi przestępcami np. pijanymi rowerzystami. W jego sprawie wciąż toczy się postępowanie dyscyplinarne.
Konsekwencje ponieśli też prokuratorzy, którzy nadzorowali śledztwo i popierali postawienie zarzutów Huni i Rapackiemu. Szef jeleniogórskiej okręgówki Wojciech Przeździęk stracił stanowisko i został odesłany na emeryturę. Prokuratora Kaczyńskiego odwołano ze stanowiska szefa wydziału śledczego w jeleniogórskiej okręgówce i zesłano do pracy w Prokuraturze Rejonowej w Kamiennej Górze. Przeciw innemu śledczemu Zbigniewowi Jaworskiemu, który podzielał opinie, że szefom specsłużb należy postawić zarzuty, wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Nic ono nie wykazało.(...)
Dzisiaj nikt już nie pamięta całej sprawy. Przypomnę więc, za “G.W.” jej smakowite sedno:
Specsłużby wrabiały mnie w aferę zbożową na polityczne zlecenie – uważa Artur Balazs. Czy była taka intryga? Jaką rolę w niej odegrali tajemniczy Irakijczyk i Mieczysław Wachowski? (...)
Były szef ABW Andrzej Barcikowski: – Nie było żadnej prowokacji przeciwko panu Balazsowi.
- A to nakłanianie świadków, a przebierańcy?
- O! To są już sprawy operacyjne i nie będę się o nich wypowiadał.
B. szef MSWiA Krzysztof Janik: – Nakazałem komendantowi głównemu policji powołać grupę specjalną, bo była rolna afera. Nic nie wiedziałem o działaniach operacyjnych przeciw Balazsowi.
Ale Janik dodaje, że teraz “wie, iż za nim chodzili”.
Rozmawiam z kilkoma oficerami ABW (chcą zachować anonimowość). Jeden z nich mówi, że “buty Balazsowi szył CBŚ na własną rękę”; inny – “to robiła centrala, nie my”.
Prok. Jaworski potwierdza, że prokuratura wystąpiła do MSWiA i ABW o odtajnienie dokumentów tej sprawy. Prokuratura wyjaśnia też, jaką rolę odegrał w niej Mieczysław Wachowski, b. szef kancelarii prezydenta Wałęsy. Wachowski był znajomym Hassana i – jak twierdzi Irakijczyk – odwiedzał go w areszcie, obiecując, że wyciągnie go za 2 mln zł łapówki.
Wachowski: – To takie śmieszne, że nie będę komentował.
W aktach śledztwa w sprawie afery zbożowej jest poręczenie osobiste, jakie Wachowski złożył za Irakijczyka. Odnotowano też jego wizyty w areszcie. Prokuratura już wezwała go na przesłuchanie.
Ktoś spyta: ale jaki jest związek między wierchuszką rządu L. Millera, a szefami służb u D. Tuska? Odpowiedź jest prosta – oczywisty. W lutym 2008 opisałem tzw. “krakowską grupę UOP” (czyli ludzi z tzw. prowałęsowskiej frakcji służb, od początku na zapleczu PO, zachęcam do
przypomnienia sobie tego tekstu w dzisiejszym kontekście). Zacytowałem w nim fragment opracowania z postkomunistycznego tygodnika “Przegląd”. Bardzo szczerego opracowania, chciałoby się dodać.
(...) Graś jeszcze nie zaczął funkcjonować, a już zaczęły zawalać się jego koncepcje personalne. A o tym, czy rzeczywiście się zawaliły – przekonamy się lada moment. Otóż głównym jego protegowanym na stanowisko szefa ABW był gen. Maciej Hunia, były szef kontrwywiadu UOP, mający opinię – co potwierdzają nawet jego przeciwnicy – fachowca od łapania szpiegów, a nie polityka. Hunię postrzegano jako lidera tzw. grupy krakowskiej, czyli wywodzących się z Krakowa oficerów UOP, którzy na początku lat 90. przeszli przeszkolenie w szkole wywiadu OKKW w Kiejkutach i prawdziwą karierę zaczęli robić po 1997 r., za czasów rządów Jerzego Buzka. Co ciekawe, dobrze przeszli czasy rządów SLD, zaufaniem darzył ich SLD-owski szef ABW, Andrzej Barcikowski. Zwłaszcza w okresie rządu Marka Belki. Barcikowski (zresztą tak jak cała ówczesna ekipa) ustawiał się wówczas już pod nową władzę, a powszechnie sądzono, że będzie nią Platforma i “premier z Krakowa”. W tym czasie Hunia należał do jego faworytów, w tym też czasie szefem biura kadr ABW został inny człowiek grupy krakowskiej, Andrzej Szczur-Sadowski. (...)
Czyż nie żyje się lepiej? No, przynajmniej niektórym? Afera stoczniowa przynosi wszak kolejny trop:
Ponadto ze źródeł zbliżonych do ABW wynika, że gdy w sierpniu katarski inwestor wycofał się z kupna stoczni, agencja miała przekonywać el Assira, by nadal szukał inwestora. U Romana Baczyńskiego, byłego prezesa Bumaru i znajomego Libańczyka, zabiegać miał o to Krzysztof Bondaryk, szef agencji. Panowie spotkali się na targach zbrojeniowych w Kielcach.
Co o panu Baczyńskim pisała dobrze poinformowana ekspozytura części służb dawnego reżimu znana m.in ze sprzeciwu w sprawie kręcenia lodów akurat w spółkach z dawnymi “prowałęsowcami”? (inaczej, niż “pragmatycy” L. Millera)
(...) I wtedy zaczęły się dziać rzeczy nad wyraz dziwne. W “Cenreksie” zaczęli urzędowanie oficerowie WSI. Do aresztu przybyła żona aresztowanego Marka Ciska z gotowym dokumentem in blanco, w którym zarząd “Cenreksu” zgadza się na zawarcie umowy konsorcjalnej z PHZ Bumar, na czele którego stał Roman Baczyński. Wymowa kwitu była jasna: podpisujesz i wychodzisz albo siedzisz do oporu. Cisek spuścił dokument z wodą, bo miał w ręku mocny argument: był nieodwoływalnym prezesem. Druga strona ugięła się w marcu. Cisek i Grądziel wyszli, ale przecież wciąż mieli na karku zarzuty. Wrócili jednak do firmy. Wtedy Krzysztof Tonderski i Roman Baczyński postawili sprawę jasno: zarząd i pracownicy muszą sprzedać swoje udziały w pracowniczej spółce Tomwar, która w 1997 r. przejęła udziały rolniczej organizacji WZKOR i część udziałów skarbu państwa w “Cenreksie”. Miała ona w sumie 49 proc. udziałów. Obydwaj panowie zażyczyli sobie, by te właśnie udziały sprzedać wskazanemu przez nich Leszkowi Cichockiemu. W takiej atmosferze zarząd “Cenreksu” skapitulował i zrezygnował. Cichocki stał się zatem 100-procentowym właścicielem “Tomwaru” i 49-procentowym współudziałowcem “Cenreksu”. W ten sposób prywatny człowiek rekomendowany przez służby specjalne dostał do ręki możliwość zarabiania ogromnych pieniędzy. I korzystał z tego w pełni. A było z czego, bo na kontach leżało 6 mln dolarów. Cichocki podpisał z “Cenreksem” (dyrektorem był wtedy protegowany Rusaka, generał Władysław Karcz) umowę na reprezentowanie go na rynkach Afryki Północnej przez jego własną firmę NAT Export-Import Leszek Cichocki. NAT wzięła prowizje od “Cenreksu” za jego kontrakty. Przekazała w dwóch transzach 110 tys. dolarów na konta w Londynie i w Szwajcarii, wskazane – według naszych informacji – przez Zbigniewa Farmusa, właśnie wprowadzonego do Rady Nadzorczej “Cenreksu”.
O tych wszystkich wydarzeniach zaraz po dojściu do władzy SLD byli informowani na piśmie: minister Lech Nikolski, przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Zbigniew Janas oraz generał Marek Dukaczewski, szef WSI. Osobne pisma dostał Leszek Miller. Jedyną reakcją władzy było wyproszenie z prezydenckiego samolotu Leszka Cichockiego, który do tej pory latał jak swoim. Poza tym nikt nie zrobił nic, żeby ruszyć ten chory układ.
Obecnie w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie prowadzone jest tajne postępowanie wyjaśniające dotyczące nieprawidłowości w funkcjonowaniu WSI. Sprawa przeciwko firmie Steo do tej pory nie została zakończona. (...)
Na koniec informacja z września tego roku, która przeszła zupełnie bez echa.
Kolejne przedłużenie śledztwa o nielegalny handel bronią w WSI
22.09.2009
Do 30 listopada przedłużono tajne śledztwo w sprawie związków kierownictwa b. Wojskowych Służb Informacyjnych z nielegalnym handlem bronią z lat 90. Zarzuty w sprawie od 2006 r. mają b. szefowie WSI Konstanty Malejczyk i Kazimierz Głowacki. (...)
Sprawę ujawniła w 2001 r. “Rzeczpospolita”, opisując nielegalne akcje z lat 1992-1996 z udziałem oficerów i współpracowników WSI. Broń z polskich magazynów miała trafiać za pośrednictwem cywilnych firm do państw objętych embargiem ONZ – Chorwacji, Somalii i Sudanu i do przestępców. Według “Rz”, WSI nie tylko nie ujawniły, że broń trafiała do terrorystów i gangsterów, ale wręcz przeciwnie – same umożliwiły przestępstwo, pomagając należącej do ich współpracownika spółce Steo kupić broń z magazynów wojska. Aferę wykryli w 1996 r. celnicy w Estonii, przechwytując na granicy z Łotwą 1600 pistoletów.
Ujawniony w lutym 2007 r. raport z weryfikacji WSI potwierdzał, że WSI handlowały bronią z mafią z państw nadbałtyckich i arabskim terrorystą. Raport stwierdzał, że w latach 1992-96 z Polski “wyeksportowano” m.in. ponad 20 tys. pistoletów TT, kilkaset karabinków kałasznikow, kilka tysięcy innych karabinów, kilkaset granatników i amunicję.
Według raportu, oparciem w tym miały być firmy stworzone jeszcze przez służby wojska PRL przez ich agentów: Cenrex, Steo i Falcon. Zdaniem autorów raportu, Steo założono dla tajnego współpracownika WSI Edwarda Ochnio pseud. Tytus, firmą Cenrex kierował oficer WSI pod przykryciem, “Wirakocza” – płk Jerzy Dembowski. Transakcja miała dać WSI ok. 150-200 tys. dolarów. W raporcie stwierdzono, że pistolety z Polski miały trafić do estońskiej grupy przestępczej, o czym Ochnio miał wiedzieć (on sam zaprzeczał, że wiedział).
Cywilna prokuratura oskarżyła sześć osób (w tym Ochnię i Dembowskiego), którym zarzucono fałszowanie dokumentów, nielegalne dostawy broni wartości ok. 4,5 mln dolarów do państw objętych embargiem ONZ oraz branie łapówek. Grozi im do 12 lat więzienia. Ten tajny proces toczył się przez kilka lat w Gdańsku, w 2005 r. przeniesiono go do Warszawy.
Informacja z dzisiaj w sprawie Ochni:
Antoni Macierewicz nie musi przepraszać Edmunda Ochnio, opisanego w raporcie z weryfikacji WSI jako ich tajny współpracownik, zamieszany w nielegalny handel bronią pod kuratelą WSI – orzekł w piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie.
(źródło i całość)
Już ostatecznie, na koniec – symboliczna przypominka:
Andrzej Barcikowski, były szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej został członkiem Rady Konsultacyjnej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – dowiedział się “Wprost”. Powołał go Krzysztof Bondaryk, szef Agencji.
(źródło i całość)
Mam wrażenie, że to dopiero początek…
Tekst L. Zalewskiej o K. Bondaryku
komentarze
Foxx,
trzeba zdaje się zbierać takie rozrzucone po blogosferze teksty i wydawać je choćby jako PDF-y do wydruku, coś jak to robi np. Ścios. Co myślisz?
Pozdro.
s e r g i u s z -- 16.10.2009 - 17:07Sergiusz
Już to powoli robimy pod kątem nowego portalu BM24 ;)
Pozdrowienia.
Foxx -- 16.10.2009 - 17:39Foxx,
acha, no to super :-)
Pozdrawiam
s e r g i u s z -- 16.10.2009 - 19:29Foxx
Palce lizać.
Kiedyś się takimi tematami (ponoć?) zajmowałem
a kiedy za głęboko wszedłem – odchorowałem
dziewięć miesięcy pod pozorem innym niż prawdziwy
w miejscu dziwnym z przerzutami między “stacjami”.
W tym samym czasie (o czym pisałem na swoim portalu i innych – wszystko chyba już skasowane) zamknęli szefa grupy operacyjnej zajmującej się tzw aferą paliwową – gdzieś można jeszcze odszukać moje wpisy na temat kreatywnej księgowości – kiedy po dziewięciu miesiącach wyszedł, nie było grupy a akta zniknęły
MarekPl -- 17.10.2009 - 01:57Ale to już historia.
Ukłony, z należnym szacunem
______________________________
I wszystko jest już oczywiste