“Co to znaczy ? To znaczy – Nie dla komunizmu. U nas nikt nie chce komunizmu. Od maleńkiego dziecka do starca, nikt nie chce komunizmu. Mamy go wszyscy dość !”
Klatka
Węgierski komunizm był niechciany.
Nie miał nawet mitu “zwycięstwa nad barbarzyńskim hitleryzmem” (jak w Polsce czy CSSR), ani “obalenia feudalnej monarchii”, jak w Bułgarii czy Rumunii. Tu sprawa była jasna – przegrana wojna, 400 tys. zabitych, i “wyzwolenie” długo wspominane ze zgrozą. (Nawet “ludowy” rząd był zmuszony poprosić ONZ o pół miliona pigulek wczesno-poronnych, a kiłę jeszcze długo zwano “chorobą leninowską”).
Węgierski komunizm zrujnował kraj.
Wystarczyły dwa lata “przodującego ustroju” (i wywozu za wschodnią granicę wszystkiego wartościowego), a Wegry ogarnęła taka inflacja, jakiej historia świata nie widziala. Nowe pieniądze w 1946 wprowadzano po kursie – jeden do czterystu tysięcy kwadrylionów.
Węgierski komunizm cuchnął czosnkiem.
Inaczej niż w Czechach, a podobnie jak w Polsce, nigdy nie lubiano na Węgrzech Rosji. Nowy ustrój, narzucony silą z zewnątrz, opierał się na takich osobnikach jak Matyas Rakosi, Erno Gero, Mihaly Farkas, Gabor Peter. Wszystkich łączyła bezwzględna służalczość wobec Moskwy, pogarda wobec kraju urodzenia, i narodowość (bynajmniej nie madziarska).
Wegierski komunizm zmienil ludzi w niewolników.
10 milionów niewolników zamknietych w klatce (bo czego dopilnowano od początku, to oczywiście odebranie wszelkiej broni, cenzura całej prasy i szczelne zamknięcie granic). Trzy litery, których bał się każdy – AVH. I liczne miejsca, gdzie “elementom reakcyjnym” zrywano paznokcie i łamano kręgosłupy.
Zwykli niewolnicy zamiast chleba i wina mieli tylko igrzyska. Honved Budapeszt, niemal w całości tworzący drużynę narodową. A w nim takie gwiazdy jak Ferenc Puskas, Sandor Kocsis, Nandor Hidegkuti. Jak “złota jedenastka” przywiozła z mistrzostw 1954 tylko srebro, cały kraj uznał to za klęskę.
Bunt
Ani za Turka, ani za Habsburgów, nie bylo w historii Węgier tak znienawidzonego władcy jak tow. Matyas Rakosi (Rosenfeld). Tego typu osobnik nie mógł utrzymać władzy inaczej niż siłą obcych wojsk. Zwany “najlepszym uczniem Stalina” (oficjalnie) i “łysym rzeźnikiem” (nieoficjalnie), wybitnie zasługiwał na oba określenia. Ustapienie Rakosiego w lipcu 1956 niewiele dało, bo zastapil go wierny sługus Gero.
Bunt zaczął się 23.10. , od manifestacji sympatii dla Polski, pod pomnikiem Bema. Żądano wolności słowa, wyjścia “sojuszniczych” wojsk, a przede wszystkim rozliczenia Rakosiego, Farkasa i im podobnych. Tow. Gero wygłosił równie mądre i taktowne przemówienie, jak tow. Cyrankiewicz pół roku wcześniej. Przeliczył się. Niewolnicy wstali z kolan i urządzili dozorcom drugi Poznań, tyle że pomnożony przez 10. To już była walka – zabierano broń milicji, strzelano do AVH, złapanych wieszano na latarniach. Obalono wielki pomnik Stalina, a na twarzy wodza napisano WC (został też potraktowany odpowiednio do napisu). Cały świat zobaczył, jak znienawidzona byla nad Dunajem “ludowa władza” – narzucona przez obcych i sprawowana przez obcych. A symbolem buntu stała się narodowa “flaga z dziurką” – z wyciętym stalinowskim herbem.
Następnego dnia premierem był już Imre Nagy – rodowity Węgier, przy tym reformator. Jego celem był “demokratyczny socjalizm”, bez obcych wojsk w kraju, bez monopartii i cenzury. W ciągu kilku dni partie polityczne i gazety powstawały jak grzyby po deszczu. Zaczeły się negocjacje z ZSRR (w końcu Stalina już nie było, a Rosjanie rok wcześniej wyszli z Austrii). Wydawało się, że wolność jest już o jeden krok.
Weszli
4.11. ZSRR rozpoczął inwazję na Węgry. Moskwa uznała, że nie może ustapić przed buntem, i stłumiła go w ciągu kilku dni. (Wbrew powszechnej opinii walki nie objęły tylko Budapesztu, bo i na prowincji dzialo się sporo). Nowym władcą Węgier został Janos Kadar, wbrew woli narodu, za to za zgodą Kremla.
Apel radiowy z Budapesztu (“Pomożcie ! Pomóżcie ! Pomóżcie !”) pozostał bez echa. Wlk. Brytania i Francja były akurat zajęte w Egipcie, gdzie w interesie Izraela tepiły miejscowego dyktatora Nasera. Nie minęło pare miesięcy, a i tak musieli się wynosić z podkulonymi ogonami (ich dzielny sojusznik też). Nad Dunajem w tym czasie już “przywracano porządek”.
Jeszcze jedno upokorzenie przeżył stary regent Horthy, (tyran lubiany przez poddanych, inaczej niż Rakosi) dożywający swoich dni na emigracji. Umarł po roku, a w testamencie kazał sprowadzić ciało na Węgry dopiero, gdy opuszczą je wojska okupantów.
200 tys. Węgrów rzuciło się do ucieczki przez Austrię. Mogli mysleć, że otwarta na chwilę klatka znów się zatrzaskuje. Przez pierwszych kilka miesięcy po powstaniu wyglądało, że tylko oni na nim skorzystali. I tylko z Polski przylatywały leki i krew dla “ofiar wegierskich wydarzeń” (już wolno było o nich pisać, ale tylko tak).
Epilog
Matyas Rakosi wyjechał do ZSRR, nigdy już nie śmiał wrócić na Węgry. Zakończył swój szczurzy żywot w 1971.
Imre Nagy próbował ucieczki do Jugoslawii, został złapany i skazany na smierć w 1958. Wyrok wykonano. Powtórnie pochowany w 1989, tym razem jako narodowy bohater.
Janos Kadar rządził 30 lat, od znienawidzonego kolaboranta dochodząc do tolerowanego dyktatora. Czosnkowy komunizm zastapil gulaszowym socjalizmem (bez terroru, za to z pełnymi sklepami), czym zdobył całkiem realna sympatię umeczonego narodu. Przyłożyl rękę do najazdu na CSSR w 1968.
Ferenc Puskas uciekl przez Austrię do Hiszpanii, swoją wspaniałą karierę kontynuował w Realu Madryt. Ku chwale gen. Franco, który komunizmu nie lubił.
Miklos Horthy zza grobu doczekał się spełnienia życzenia. Okupanci wyjechali w 1991. Dwa lata później pochowano regenta w kraju, któremu uczciwie służyl za życia .
Wladimir Wladimirowycz Putin w 2006 potępił rosyjską inwazję na Węgry.
komentarze
MAW
Dzięki za tę kartkę z kalendarza.
Zupełnie nie wiem dlaczego zdanie:
Czosnkowy komunizm zastapil gulaszowym socjalizmem (bez terroru, za to z pełnymi sklepami), czym zdobył całkiem realna sympatię umeczonego narodu
wcale nie kojarzy mi się z czasem dawno minionym.
;)
Pozdrawiam.
Magia -- 23.10.2009 - 07:39Dobry i ważny tekst,
aczkolwiek rytualne “czosnkowe” wstawki psują mi oczywiście obraz całości, no, ale cóż, nie mozna mieć wszystkiego.
pzdr
grześ -- 23.10.2009 - 08:04historia magistra vitae est
Co zrobisz grzesiu, historii nie zmienisz. Cieszy natomiast, że temat cię interesuje.
Mało kto wie, że w Polsce mogło się wydarzyć dokladnie to samo (co zresztą już pokazal Poznań). Na jesieni burzyły się Warszawa i Bydgoszcz, a “zaprzyjaźnione” wojska już wyszły z Dolnego Śląska (doszły bodajże pod Łódź).
Stanęło na rozmowach Gomułka-Chruszczow, i skończylo się na obietnicy, że bedzie tylko “likwidacja błędów i wypaczeń” wg słusznego wzorca z ZSRR. (Ponoć była też inna obietnica, gen. Bieleckiego, że inwazyjne wojska zostaną odpowiednio “przywitane”).
Faktem pozostaje, że w 1956 skończył się w Polsce stalinowski komunizm, a paru Goldbergów, Fejginów i Grinszpanów dostało po kilka lat “nagrody” za swoje wyczyny. Dobre i to. Chociaż wegierski “bonus” byłby bardziej sprawiedliwy.
Gomulka, nawiasem mowiąc, przebyl drogę dokladnie odwrotną do Kadara. Od ludowego bohatera (pół miliona ludzi w Warszawie śpiewających Sto lat), do pogardzanego głupiego gnoma.
A nad Dunajem jestesmy lubiani po dziś dzień.
MAW -- 23.10.2009 - 20:18Eljen a magyar-lengyel baratsag :D
Taaaa,
jeszcze jakbym wiedział, co to ostatnie zdanie znaczy:)
A w ogóle mnie nie chodzi o historię, mnie chodzi o twe niektóre rytaualne wstawki, ale spoko, widać tak ma być, podobnnie cenię teksty Banana, a do niektórych jego rytualnych komentarzy się przyzwyczaiłem…
grześ -- 24.10.2009 - 00:26służę tłumaczeniem
jeszcze jakbym wiedział, co to ostatnie zdanie znaczy:)
podobnnie cenię teksty Banana, a do niektórych jego rytualnych komentarzy się przyzwyczaiłem…
Es lebe die ungarisch – polnische Freundschaft :)
A z porównania do żółtego owoca, to mogę być tylko zadowolony.
MAW -- 24.10.2009 - 12:30