Gotuj z Pino, czyli spokojnie, to się musi udać

Do osiemnastego roku życia umiałam przygotować herbatę i jajko na twardo.

Jak nie ma potrzeby, no to po co? Ojciec mnie żywił, a do pewnego momentu jeszcze babcia. Kuchnię mamy na Wrzecionie niezbyt zachęcającą i wybitnie jednoosobową. Gomułkowski blok, tyle szczęścia, że narożna ściana, więc przebite okno.

Ale wyjechałam na studia i wszystko się zmieniło.

Pewne rzeczy ma się w genach: babcia kucharz zawołany, ucha (czyli zupa rybna) mojego dziadka to poezja, nie mówiąc o naleweczkach według pradawnych, rodzinnych receptur. Czajnik też byłby w stanie otworzyć restaurację, gdyby ktoś nad nim stał i krzyczał “mniej tłuszczu i soli!”. Mamie to się nie chce, ale też potrafi. No to co ja mogę?

No, umiem gotować, choć do miana speca jeszcze nie pretenduję. Ale zasadniczo wszystko mi wychodzi. W kuchni, znaczy.

Pamiętam koniec września 2006, kiedy instalowałam się na Mazowieckiej. Do mieszkania wpadł przez okno rudy kot, a ja postanowiłam na nowoosiedliny przygotować kurczaka tandoori.

Pino: zaklnę w tego kurczaka trochę mojego szaleństwa i świętego ognia.
Czajnik: bardzo rozsądnie.

A potem to już poszło. Polędwiczki z pesto, różne fikuśne rzeczy z winem, takie tam… Ale ja nie o tym dzisiaj. Godzi się zacząć od rzeczy najprostszej i niemalże najsmaczniejszej. Mogę to jeść w kółko.

Przepis znalazłam w WUJ-u (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego) na tym pamiętnym pierwszym roku…

Potrzebny będzie ser pleśniowy, jaki tam lubicie. Z lazurem albo duńskim wyjdzie bardziej pikantne, z brie albo camembertem łagodniejsze. Jednego interesującego wieczoru poszłam na kompromis, zrobiłam z mozzarellą... też się da, ale po cholerę? Puszka pomidorów. I to wszystko. Makaron i przyprawy to każdy w domu ma.

Trochę oliwy lub oleju (nie za dużo) na patelnię. Wrzucamy pomidory. Solimy. Jednocześnie stawiamy wodę na makaron. Z przyprawami jest wielka dowolność. Dobra, nie pakujcie tam curry, imbiru ani gałki; to na kiedy indziej. Oregano, bazylia, tymianek – proszę bardzo. Potem kroimy ser w kawałki i wrzucamy. Niech się razem pichci na małym ogniu.

Jak makaron się zrobi, to łączymy jedno z drugim. Wychodzą dwa talerze studenckiej wyżerki.

Mówiłam, że banał...

Uzupełnienie. Właśnie to jem i nie wyszło tak smaczne, jak zwykle, ponieważ zastosowałam ser duński niebieski. Nie wiem, o co chodzi, w Irlandii duńczyk smakował okej, natomiast to coś kupione w Lewiatanie jest poniżej krytyki. Uważajcie zatem ;)

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

No i się kurwa zdublowało,

Grzegorz hilfe!


Mi sie ostatnio też każdy wpis dubluje:)

i innym zauważyłem też, cuś się popsuło pewnie w maszynerii:)

Weź se edytuj drugi wpis bo pod tym komentarze już są jakże ciekawe i na dole powinna być opcja usuń, przynajmniej ja wczoraj tak usunąłem jeden niepotrzebny wpis o Billie Holiday, zdublowany.


Ok, postaram się,

wyskakuje 504, to dlatego.


a danie proste,

ale makaronu z serem pleśniowym to w sumie nie jadłem.

Pozdro.

Spadam spać.


Dobranoc


Pino

Powialo groza gdy ‘Do mieszkania wpadł przez okno rudy kot..’
I co za ulga na wiesc:
‘Zaklnę w tego kurczaka trochę mojego szaleństwa i świętego ognia.’


Pino, a propos banalnych rzeczy ale z mozarellą,

pewnie każdy zna, ale to uwielbiam, więc tak.

Mamy mozarellę, kroimy ja ładnie w plasterki, układamy plasterek mozarelli, na to (ale tak by tylko zahaczał plasterek pomidora), znowu plasterek mozarelli, znowu pomidor, jak nam zajmie cały talerz, skrapiamy oliwą, dodajemy świeżą lub ewentualnie startą bazylię, można oregano czy tymianek jeszcze, jak mamy fantazję możemy przyozdobić na każdym rogu talerza plasterkiem dobrego salami jakiegoś.

I gotowe.

Do tego zaopatrujemy się w butelkę dowolnego wina:)

I życie staje się na kilka chwil piękne:)


Pani Agawo,

ja nie jestem z Vietcongu, koty lubię żywe :)

Grześ, co wy wszyscy z tym winem, Magdę po jej urodzinach głowa bolała dwa tygodnie :) Było, jak mądry człowiek (czyt. ja) przepijać Sobieskim…


____________________________


__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Jak pizza,

to pepperoni, oliwki, ser, grzybki…


można i tak

ale pepperoni ostre, czerwone… oliwki pół/pół czarne i zielone … grzybki niekoniecznie … ale z prawdziwkami mogłaby być świetna, bo pieczarka to nie grzyb :)
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Tfu,

grzybki z rybkami mi się popieprzyły. Myślałam o anchois. Ale pieczarki owszem, czemu nie :)


eee z anszuła to nie

to ma być XveganXpicaX :P
__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


XXX


prekursorzy ;)


__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


___________________________


__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Nie znam się na hardkorze,


jestem hardkorem

__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos


Potrawa

Mnie tę potrawę pokazała Włoszka w Weronie, ale “to było tak samo, tylko inaczej” – jak mawiał mój syn, jak był mały.
Kroję pomidory w kostkę, lekko podsmażam na patelni, dodaję żółty ser, trochę soli i dużo bazylii. Osobno przygotowuję albo tosty, albo mam w domu opiekacz poziomy, robię sobie pieczywo z masłem na gorąco i jedząc nakładam na to pieczywo. I do tego kakaoko wedlowskie. Pycha.
Ps. Jak zdrobnić “kakao”? Kakałko? Bzdura!


A tak,

wersja lux, czyli z żółtym oprócz pleśniowego (u Ciebie jest sam żółty), np. cheddarem, też bywa grana.

Kakao mi do tego nie pasuje, no ale de gustibus…


Torlinie,

do tych tostów i tego makaronu to mi by czosnek też pasował, tak troszkę choć:)

pzdr

I po co sól?

Bez soli da się żyć, sól jest nieodzowna jedynie w przygotowaniu najprostszego dania na świecie, acz musimy być na wsi i musi byc lato, zrywamy pomidory dwa prosto z krzaka,jeden zjadamy od razu, drugi przeznaczamy na kromkę chleba, którą smarujemy obficie masełkiem kroimy pomidora i posypujemy solą.

Po prostu nie ma nic lepszego.

No dobra, może zwykły plaster wiejskiego białego sera, zjadany sam prosto z lodówki jest porównywalny.

Albo arbuz.

Albo wiśnie.

Albo kakao. (oczywiście jakby profani nie wiedzieli, mocne, gorzkie, Wedla i bez cukru:))

Moge tak więcej wymieniać, ale wracam do sprawdzania testów.


Nie znasz się,

pomidory z puszki są czymś maksymalnie niesłonym i trzeba im sypnąć :)

Ja to raczej ser na chleb i na to plaster tego pomidora, z solą i jakąś przyprawą. O.

Arbuz niezły, wiśnie też, ale to nie jest jakiś scyt scytów, najlepsze są czereśnie, winogrona i śliwki.

Kakao? Raz na pół roku wypiję i styknie.


Pino, no może

świetny tekst o sli dawno temu nameste w Smakoszku albo u siebie w blogu napisał, acz nie pamiętam czy to było na nie czy na tak:)

Ser na chleb i pomidor i sól, owszem, ale po co przyprawa jeszczo?
Tu chodzi o ascetyzm:)

Co do trzech rodzajów owoców, wszystko okej, ale po co w tym towarzystwie śliwki?
Nie pasują, znaczy nie lubię zbyt.


Bo pomidory

nie smakują specjalnie jakoś same z siebie… A co do śliwek, to kiedyś mogę zrobić mirrora i zamieścić stary przepis na placek śliwkowy.


A placek śliwkosy to co innego:)

lubię albo szarlotka na ten przykład.

Dzisiaj wyłudziłem 15 kg jabłek więc jest z czego robić:).

Tylko że ja nie umiem no:)


Daj spokój,

żaden mój przepis nie przekracza możliwości grzesia. Szarlotka to już co innego (też lubię), tam chyba trzeba się pomęczyć z kruchym ciastem :)


Subskrybuj zawartość