O dreszczach i dyskryminacji teistów

Nie! Proszę się uspokoić, to wcale nie będzie o seksie! Ani też o religii.

Chociaż w sumie?

Sama kiedyś sformułowałam taki aforyzm, że cała kultura stoi na dupie i na śmierci.

Za dwa najsilniejsze instynkty ludzkie przecież nie odpowiadam. Ani za przebieg ewentualnej dyskusji pod kreską. Umywam ręce.

Chciałam tylko powiedzieć, że zaczęłam czytać książkę. Jak na razie, udało mi się przebrnąć przez dwie strony wstępu. Jak na moją obecną degrengoladę, jest to osiągnięcie.

Książka nazywa się Dziennik roku zarazy. Wstęp napisał Herling – Grudziński.

I napisał o tym Defoe tak, że mnie przeszły dreszcze:

To, co napisał, było więc połączeniem studiów archiwalnych i do granic ascezy zdyscyplinowanej wyobraźni pisarskiej, poświęcającej bez wahania dla dokładnego opisu szczegółu własny akompaniament literacki i własne pokusy koloryzatorskie. Musiało być za czasów Defoe nie lada rewolucją czytać pod koniec każdego rozdziału okresowe zestawienie cyfrowe zmarłych na dżumę w poszczególnych dzielnicach Londynu, ale jeszcze większą niespodzianką była zapewne ta proza, zapisująca każdy krok samotnego wędrowca w zadżumionym mieście, każdy krzyk konających, każdą rozmowę z żywymi – z czułą, lecz obojętną precyzją sejsmografu.

Z czułą, lecz obojętną precyzją...

Jakoś mi to bardzo pasuje. Bo nie pisze się emocjami, choćby kipiało w człowieku. A w każdym razie, nie pisze się dobrze. Pisze się, przepuszczając wszystko przez własny aparat formalny. Pisze się tak, żeby na końcu był lancet, choćby na początku był topór.

Nicpoń zaczął ze mną gadać i zapomniałam, co jeszcze chciałam napisać. Mniejsza z tym, świat jakoś to przeżyje.

Jeszcze o tej dyskryminacji króciutko. Jestem stałym klientem kawiarni w Empiku na krakowskim Rynku. Zawsze wrzucam coś ekstra do skarbonki, więc niektóre panie już mnie rozpoznają i witają uśmiechem.

Tylko co z tego, jeśli ja zamawiam herbatę, colę, a czasem jeszcze jakąś tartę z jeżynami, a karta stałego klienta jest przeznaczona tylko dla kawopijców?!

Skandal. Dyskryminacja.

Jak już dojdę do władzy w tym kraju, to zrobię z tym porządek.

Chwilowo mogę sobie zrobić Earl Greya.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Dupa i śmierć,

no wiadome, Eros i Tanatos, nic odkrywczego:)

Zresztą Manna trza czytać.
Thomasa oczywiście.
Tam jest to wszystko, no.


Czytałam.

Ze trzydzieści razy.

Litości.

Znowu muszę? :)


A właśnie, że się pisze

tymi emocjami.
Niczym innym sie nie pisze.

Można udawać, że nie, ale na końcu to jednak tak.
Można starać się wyprać z nich tekst, ale pod nim, pod słowami, w doborze słów, bawieniu się ciszą, stagnacją, biernością czy czym tam jeszcze emocje są, potem okazują w czytelniku, jak w lustrze.


Wiedziałam,

że przyjdzie Bażant de Mello i będzie mi zaprzeczał. A wczoraj to się kłócić nie chciała, he he.

Emocje to tylko tworzywo. Jak nic z nim sensownego nie zrobisz, to nic sensownego nie wyjdzie na papierze.

I teraz mi spróbuj pojechać, że mam 14 lat mniej, albo że się nie znam (o zgrozo, już wolę to pierwsze, naprawdę. Wszystko, tylko nie Jurki).

:)


No i masz

Spróbuj coś napisać bez tworzywa.

Albo pokaż jakikolwiek tekst pisany bez emocji, żeby już nie mówić, że z powodu emocji.

He he.


Jeszcze mi się przypomniało,

że Twój aforyzm bażancie jest zbieżny z podstawą koncepcji Freuda. On też tak uważał: dupa i śmierć. :)


Ależ my gadamy obok,

bo ja wcale tego nie neguję, cholera, no. Tylko mnie uderzyła w tym fragmencie podkreślona rola dyscypliny.

Bażant, nie chcę się sadzić bynajmniej, ale nie wiem, czy kiedyś doszłaś do takiego mózgowego kociokwiku, jaki ja miewałam… A zresztą, może i tak. :P No w każdym razie, co w takich sytuacjach jest zbawienne, jak nie ujęcie tego w jakąś formę? Im bardziej rygorystyczną, tym lepiej.

Aha, jak się uprę, to napiszę i bez tworzywa w sumie… Znaczy jakieś będzie, ale jak ten dym z komina, czy cuś. ;)


Dyscyplina

to forma.

Dobra, znowu się zgadzamy. Ziew.

Kompromis: czasem się pisze, czasem się nie pisze emocjami. Bywa, że lepiej nie.

Jako czarny bażant nowy – ślę pozdrowienia.


Masz pozdrowienia od Wiedźmy,

która czuje się dotknięta faktem wykluczenia z bażanciej wspólnoty narodów zjednoczonych.

Obiecała, że ugotuje pomidorówkę i otruje nas ryżem. Brązowym.


Zdrowy ale niejadalny

ten brązowy.
Pozdrówcie Wiedźmę!

(opinia merlota o brązowym ryżu jest całkiem osbista y bezpodstawna)


Niech będą dzięki wielkie Wiedźmie

Nie ma podstaw by czuć się wykluczona.
Równie dobrze ja mogłabym napisać, że czuję się wykluczona ze wspólnoty zjednoczonych czarownic. Jako kotek.

A tak, to tylko cicho siedzę i miauczę. Żałośnie.


Jadalny właśnie

bardzo lubię.

Sabat Merlocie będzie u mnie niebawem.

Straszliwe hi hi słychać będzie na całej Ochocie.


Już upycham watę w oknach

i wkładam zatyczki do obu usz.


No właśnie,

zaczęłam jej cytować pewien utwór, a ta mnie pyta inteligentnie: “znowu Pratchett?”.

Na co ja: Makbet, idiotko. :)

A jak potem użyłam terminu “deprywacja sensoryczna”, to tylko jęknęła i powiedziała “dobranoc, Pinolku”.

Sabat nasz widzę ogromny…


Merlocie

Całkiem rozsądnie…


Bażancie

Sabat będzie, że hej ho.

Dziwny jest ten facebook jakiś. Boję się go.

Ładnie zmieniłam temat, nie?


Nicek mnie zagaduje,

jeszcze nie miałam czasu nawet przeczytać dzisiejszego wpisu z serii “Bażant Jones – w pogoni za rozumem”.

Dzisiaj dla odmiany stwierdził, że jestem jedną z najbardziej kobiecych kobiet, z jakimi gadał.

To w końcu kobieta, czy facet honoris causa?

Pogubiłam się...


Mnie się nie pytaj

I weź pod uwagę, że ze mną nie rozmawiał. :)

Dzisiejszy wpis jest smutny, uprzedzam.


Ale go pozdrowiłam,

myślał, że go nie lubisz, więc jako bażant o dobrym sercu, wyprowadziłam go z błędu.

Kazał pozdrowić Gretchen i ciocię Jolę z Pułtuska (kimkolwiek jest ta ostatnia niewiasta).

Nie smuć się bażancie, bo mi się kraje to wspomniane serce.


Aha,

myślał, że go nie lubię, ale żeby się dobić zaprosił mnie wiadomo gdzie. Mężczyźni są bez sensu.

Pozdrów tego Artura od Gretchen. I niech się wypcha ciocią Jolą.

Smucić się będę właśnie i nie odstąpię (przynajmniej chwilowo).


Dobrze,

już się zasmuciłam zusammen z Tobą.


Dzięki bażancie

Zawsze jakoś raźniej.


Sif sif


Wiesz,

to chyba tylko czubek góry lodowej, ale może tak mi się dzisiaj wydaje, a jutro stanę ze słońcem twarzą w twarz.


Margola napisała na facebooku ostatnio,

że porywa się z siekierą na słońce. To napisałam jej wierszyk:

Z siekierą w ręku stoi Sularczyk
A słońce ma równo to w dupie
Cóż ona biedna, macha i warczy
Jakie te baby jednak są głupie


Ładny wierszyk bardzo

:))


No widzisz,

już się uśmiechasz.

Smucić się ze mną, ten numer niestety nie przejdzie…


Subskrybuj zawartość