Mimo, że Pan Y się starał, N skądciś dowiedział się, czego tamten w komputerze, mateczniku swoim, słucha. Od pierwszego podejścia wykrył niemiecki punk, włoskich komunistów śpiewających irlandzką modą, murzyńskie kołysanki, jeszcze jakoś włoszkę o niestabilnej orientacji seksualnej i jakieś ruski proszek owadobójczy. Troszkę się wściekł, głownie na to włoskie lewactwo, ale ponieważ dziś kulawy jest i dobry przez to dla ludzi, choćby wirtualnych, zastanowił się i ostatecznie postawił ultimatum.
Zachciało mu się, żeby Pan Y napisał coś o starszych facetach. W kontekście muzycznym i na dodatek na bazie doświadczeń jego właśnie, znaczy: N.
Pan Y zaczął go odpytywać, ale okazało się, że N muzyki w zasadzie mało słucha i nieporządnie słucha. Nawet jak mu się coś podoba, to i tak nie wie, co to było. Gusta ma zgrzebna i spokojne. Chyba, żeby akurat potrzebował ciężkich gitar równo obok siebie jadących… No tragedia z tym N uczyniła się. A ściślej: tragikomedia.
Podobno, wedle jego zeznań, w których się strasznie plątał i motał, przestał być na bieżąco jakieś 15 czy 16 lat temu, pod wpływem Lońki Cohena.
Wspomniany Leonard Cohen miał niejaki wpływ na życie N. Zdaje się, że nawet w pewnych kwestiach decydujący, więc N miał solidny dla niego szacunek. I lekki strach przed nim odczuwal.
I właśnie na początku lat dziewięćdziesiątych Leon zaśpiewał, że w zasadzie: przepraszamy, ale finito, warta się zmęczyła i ogólnie szlus. Płacimy i udajemy się na Wólkę Węglową:
N się przejął i uroczyście zakończył okres młodości (i tak już był bardzo przechodzony, więc wszyscy się ucieszyli). Wywalił kasety z Clashem, w kąt wcisnął Joy Division, a Pink Floyda uznał za eklektyzm stosowany.
Kupił sobie samochód i zaczął jak normalni, słuchać radiowej sieczki. W ogólności, jak się Panu Y wydaje, trochę się mentalnie obsunął. I przytył. Przez jakiś czas nawet miał teczkę. Skórkową.
Potem chyba mu trochę przeszło. Teczki już nie ma, w każdym razie. Ale to, czego słucha, zupełnie jest od Sasa do Lasa. Przyciśnięty trochę, zrezygnował z systematycznego opisania i okazał zainteresowanie w kilku dedykacjach.
Dobrze go Pan Y wyczuł, że na Koncert życzeń się złapie. Jak to stary, sentymentalny dziad.
Do dedykacji załączył trzy piosenki, śpiewane przez starszych facetów, nierzadko zresztą nieżyjących.
Uparł się, żeby zacząć od Faceta w czerni. Johnny Cash, najzupełniej niesłusznie kojarzony głownie z muzyką pastwisk i obór, przed śmiercią nagrał kilka zupełnie niesamowitych płyt, na których – między innymi – zawarł swoje wersje kilku dość niespodziewanych piosenek.
Hurt, wzięte od Nine Inch Nails pokazuje, jak twierdzi N, wiarę znacznie lepiej niż, on by nagadał przez godziny. N strasznie zazdrości Panu Poldkowi łatwości w wypowiadaniu treści, które są tak proste, że aż trudne do wypowiedzenia.
Pan Y chyba to nawet rozumie, bo też Panu Poldkowi zazdrości i – wraz z N – dedykuje pierwszą pieśń starego człowieka tym wszystkim, których boli.
A innym, całkiem szczerze, życzy, żeby ich ozdrowieńczo zabolało. I trafiło w istotę rzeczy.
Pan Y chciałby jednak zapewnić, że N nigdzie się chwilowo nie wybiera. Widzi jeszcze niejakie perspektywy, roztaczające się przed starszym człowiekiem. Kiedy odkrył, kilka lat temu, czeską piosenkę poetycką, to zupełnie przypadkiem natrafił, na bardzo już starszych panów, którzy udatnie opisują i radości i problemy życia w wieku zaawansowanym. Jak to Czesi.
Piosenkę ty prezentowaną napisał Michał Horáček, człowiek w zasadzie młody, bo urodzony za Stalina, ale nuty poskładał i śpiewa Piotr Hapka, człowiek w wieku poważniejszym, urodzony za Protektoratu. Dla ciekawych dodam, że glos żeński dała tutaj Lucie Bílá, ale to dziecko wobec pomienionych czeskich dziadów.
Piosenka jest, z grubsza rzecz biorąc o tym, że dobrze mieć kogoś, na kim można polegać (w różnym znaczeniu). A im człowiek starszy, tym bardziej tego potrzebuje. Jest tam jeszcze o kilku drobiazgach innych, ale i tak N chciałby tę piosenkę zadedykować tym nielicznym, płci obojga, na których mógł liczyć zawsze, choć się nie spodziewał. Nie wiedzieć, czemu, zawsze się tacy znaleźli i zawsze byli to nie Ci, których się N spodziewał. Pewnie już pozapominali, ale N pamięta. N ma pamięć jak słoń.
Piosenka się nazywa: Gapię się, gapię:
Trzecia dedykacja miała być inna, ale trudno. Miał być Mieczysław Fogg, dla patriotycznego akcentu. Niestety, Jacek Jarecki (WSP), za pomocą celnej poetyckiej strofy, uraził Pana Y w miękkie. Że niby jak stary jest, to się sam odwinąć nie umie i obronić.
W rezultacie, Pan Y napuścił N i ten, co prawda niechętnie i dzięki nieznajomości języków, ale zgodził się wkleić tutaj, obok starców pobożnych, anarchistę i bezbożnika.
O Brassensie N pisać zakazał, bo się z nim stanowczo w niczym nie zgadza. Fundamentalnie i bezdyskusyjnie. Na dodatek języka francuskiego nie zna. Więc nie wie, o czym jest ta dana piosenka i wiedzieć nie chce. Ale skoro się z niczym nie zgadza z tym tam Jerzym B., to sobie pomyślał, że to będzie przyjemnie i adekwatnie zadedykować jego piosenkę tym wszystkim, z którymi się nie zgadza. Niezależnie od wieku i urzędu.
Pan Y nie wie, jaki jest tytuł tej piosenki, a Brassensa zapytać nie można, bo nie żyje już strasznie dawno. Uprasza jednak bliźnich, żeby na wszelki wypadek, nie śpieszyli N z pomocą i utworu tego nie tłumaczyli.
N żałuje, trochę, że tak mało jest starych dziadów dostępnych w sieci. Jeszcze kilku by tu chętnie zobaczył.
Pan Y ma wątpliwości. Jak zawsze…
komentarze
A jaka tu tragedia niby?
Gusta ma zgrzebna i spokojne. Chyba, żeby akurat potrzebował ciężkich gitar równo obok siebie jadących…
Toć to stare i spokojne jak małżeństwo – Status Quo.
A co do Jonn’yego C. to nie ma 2 zdań.
Igła
Igła -- 02.03.2008 - 20:23WSP Yayco!
Starość... Plutarch powiada: – lecz jeśli ciało wszędzie szuka przyjemności i rozrywki, to trzeba przyznać, że ciało starca wyrzekło się prawie wszystkich przyjemności, oprócz niewielu koniecznych, i to nie tylko dlatego, że “Afrodyta boczy się na starców” jak to powiedział Eurypides.
Również pociąg do picia i ucztowania w dużym stopniu zanika, i to tak, że z trudem mogą go podniecić i zaostrzyć, a to z powodu braku wytrzymałości i zębów…
Przepraszam, że tak bez zapowiedzi wpadłem…
Serdecznie pozdrawiam
PS. Ale… jak to śpiewał Michnikowski: Wesołe jest życie staruszka.
Andrzej F. Kleina -- 02.03.2008 - 20:34Panie Andrzeju,
kto jak kto, ale Pan się przez posły zapowiadać nie musi.
Z Pana opinii wnioskuję, że uważa Pan wiek starszy za przydatny dla zdrowotności ogólnej.
Gdyby nie moje dzisiejsze przypadki zdrowotne, to w kwestiach ogólniejszych chętniej bym się z Panem zgodził.
yayco -- 02.03.2008 - 21:39Johny fantastyczny
gdzie ja byłem jak on to śpiewał?
proszę zatem mój dziadek dla Pana
max -- 02.03.2008 - 21:42Prezes , Traktor, Redaktor
Panie Igło,
starszy facet z kitką?
Jakoś mnie Pan nie przekonał.
Status Quo ostatni raz słuchałem (świadomie i celowo) chyba pod koniec lat osiemdziesiątych. Oni jeszcze grają?
Groza mną wstrząsnęła…
yayco -- 02.03.2008 - 21:42Panie Maxie,
golizna?
Nieładnie
Ale to chyba jakiś obraz z dzieciństwa Ozziego?
Nie chciałbym, żeby on teraz koszule zdejmował, oj nie…
Ale też lubię, dzięki…
yayco -- 02.03.2008 - 21:57tak
to coś chyba właśnie po drugim rozwodzie (z BS i pierwszą ślubną) także jeszcze całkiem dobrze się trzymał, teraz to chudzinka:)
max -- 02.03.2008 - 22:03dragi swoje zjadły…
Prezes , Traktor, Redaktor
Jak powiadał jeden mój znajomek:
“przy imprezach masowych, straty muszą być”
yayco -- 02.03.2008 - 22:06No starsi panowie trzej,
nawet bez psa i nie w łódce przekonują.
Właściwie ich czterech jest, ale pan pisze o trzech, nieważne.
Cohen szczególnie i Johny Cash, choć w sumie i Brassens, no nie wspominam już o tym skrzeczącym, co go max podrzucił, bo to aksjomat w sumie.
W ogóle to aż muszę znajomość z Cohenem odświeżyć, bo gdzieś się album dwupłytowy pałęta w biurku, bo teraz rzadko płyt przez wrednego komputra słucham, a Cohen, szczególnie utwory początkowe to piękna rzecz.
P.S. No i tekst jak zwykle niesłychanie formalnie ładnie napisany.
grześ -- 02.03.2008 - 22:25Zazdroszczę:)
Panie Yayco,
w kwestii Cohena to votum separatum zgłosić muszę.
Dawno, dawno temu moja żona amerykanistykę była studiowała. I sobie wymyśliła, że o Cohenie pracę magisterską napisze. I prawie, prawie, by na ten cel stypendium do odwiedzenia Mistrza dostała. A że już wtedy urody ponadprzeciętnej była, to jej, mężowskim prawem, wyjazd z głowy wybiłem. Z czystej antycypowanej zazdrości, bo ten Cohen, to pies na kobiety straszny. Był i jest. Do dziś.
idę się wyładować na biednej kobiecie. Za te głupie pomysły sprzed lat…
merlot
merlot -- 02.03.2008 - 22:38Panie Grzesiu
dziękuję jak zawsze.
Wczesny Cohen faktycznie nie jest zły.
Pozdrawiam
yayco -- 02.03.2008 - 22:50Panie Merlocie
jak nasłuszniej Pan uczynil. Sam bym tak zrobil, gdybym musial.
yayco -- 02.03.2008 - 22:52Na czczęście badania obszaru źródliskowego Białki Tatrzańskiej nie niosły podobnych zagrożeń...
...
...
Magia -- 25.09.2008 - 23:58Magio
nie zna Because Of, bo przez tę zazdrość od razu ją na prywatnego iPoda wrzuciłem i przed jej uszami ukryłem.
merlot
merlot -- 03.03.2008 - 00:24Pani Magio,
ja to nawet rozumiem, bo przez Cohena jestem zonaty. A wcześniej jeszcze Słynny bojowy płaszcz przeciwdeszczowy mnie pocieszał, choć przy Stories of the Streets bawiłem sę żyletką.
Ale proszę baczyć na to, że nie taki on zaraz delikatniś. Pamięta Pani płytę Death of Ladies Man?
Tam jest kilka męskich kawałków.
Już poniedziałek, więc dziecko za szybko tu nie zaglądnie, puszczę zatem coś mniej romantycznego. I tak dobrze, że nie znalazłem mojego ulubionego Cohenowskiego pornola. Wie Pani, którego?
Ale to też bardzo lubię:
yayco -- 03.03.2008 - 00:34