Zachary Neverless ( esq.) wrócił z klubu nad ranem i nieco napity. I, jak zwykle, znudzony. Nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Miał ochotę na coś zabawnego, ale nie miał pomysłów. Pomysły innych, jak zwykle wydały mu się głupie. Bo były. Był o tym przekonany.
Jego mizerna postura powodowała, że nie cieszył się wzięciem u kobiet, a płacić nie lubił. Duszności odebrały mu szansę na karierę wojskową, więc nie umiał robić żelazem. Ani strzelać. Nawet do tarczy rzutkami nie trafiał. I spadał z konia. Chamskie rozrywki, jego zdaniem.
Lubił gadać. Ale nie lubił jak inni mu przerywają i mówią swoje. To przeszkadzało mu się skupić...
Więc wrócił do domu.
Przez chwilę zastanawiał się, czy naprawdę gazety muszą się ukazywać tak wcześnie. Times był nudny jak zwykle. Wojny w krajach, o których słyszał, ale nie umiał umiejscowić. Od oglądania map bolała go głowa. Informacje giełdowe, które powinny mieć jakieś znaczenie, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze starczy na trochę. Miał taką nadzieję. Dawno nie był w banku.
Zamknął oczy, ale nadchodzącą drzemkę zepsuł Yke, wnosząc poranną herbatę. Sir Zachary jak zawsze zastanowił się, co mają w głowach Holendrzy, że dają dzieciom takie imiona.
- Czy podać śniadanie, proszę Pana?
- Nie, nie trzeba, jadłem całkiem niedawno. Ale dobrze, że jesteś Yke. Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Jak Pan sobie życzy.
- W klubie jest teraz dziwna moda Yke. Wytłumaczę Ci, ale słuchaj uważnie, bo to może być dla ciebie trudne. Chodzi, mniej więcej o to, żeby pisać o świecie, bliższym i dalszym i zamiast normalnie wysyłać to, jako korespondencję, do gazet, wywieszać w klubie. A potem siadać i debatować nad tym.
- Tak proszę Pana?
- Dokładne tak. Ale jak wiesz, ja nie lubię pisać. Mógłbym oczywiście, bo jakaż to trudność, ale nie lubię.
- Wiem proszę Pana. Chciałem właśnie powiedzieć, że przyszedł list od majora Luckmana.
- Coś ważnego?
- Nie. Jak zwykle, kiedy go porzuci kolejna baletnica, pisze, że nie bardzo rozumie, dlaczego ludzie wokół niego raz zachowują się tak, a raz inaczej? Pozwoliłem sobie odpisać, że to dlatego, iż są różni. I na dodatek, że ich perspektywy świat jest inny niż z naszej.
- Nie bardzo rozumiem, ale mniejsza z tym. On też nie zrozumie. Dobrze napisałeś. Złośliwie. Pewnie powinienem się podpisać?
- Tak Sir, położyłem korespondencję na stoliku.
- Wracając do tych spraw klubowych, pomyślałem sobie Yke, że mógłbyś tam też coś za mnie napisać. Masz tyle wolnego czasu…
- Jak Pan każe, proszę Pana, ale nie wiem, o czym chciałby Pan pisać.
- To nie ma wielkiego znaczenia. Oni najczęściej piszą o polowaniach na lisy, kampanii afgańskiej i wojnie krymskiej. Czasem o operze. Wiesz przecież, jacy oni są. Gdybym tylko chciał, to mógłbym napisać to samo, tylko mądrzej. W końcu jestem mądrzejszy prawda?
- Niewątpliwie, proszę Pana. Ale chciałbym powiedzieć, że może lepiej by było, gdyby Pan sam napisał. Ja mogę potem poprawić skutki ortograficznego roztargnienia. To dla mnie żaden kłopot. Ale, mnie samemu to trudno. Nic nie wiem o zagranicznych krajach, proszę Pana. Moi rodzice przyjechali do Anglii, kiedy miałem dwa lata. Nigdy nie byłem za granicą. A z opery, to tylko Pana przywożę. Ostatnio rzadko.
- Głupiś Yke.
- Tak jest, proszę Pana. Zapewne. Myślę, że to właściwe przy mojej pozycji.
- Większość z nich też nigdzie nie była. Po prostu czytają te nudne gazety. Goffman to nawet prenumeruje kwartalnik naukowy Akademii.
- Może Pan też powinien?
- Kiedy to nudne, Yke. Strasznie nudne. Zaglądałem kiedyś, jak Goffman przyniósł do klubu. Nudne i strasznie dużo łaciny. A ja i tak to wiem, sam z siebie. Bez czytania. Oni muszą czytać, a ja nie muszę. A w operze nudno. Zasypiam i podobno chrapię.
- Wiem proszę Pana. Zwracano na to Panu uwagę. I że nie powinien Pan jeść fasolki przed operą…
- Właśnie. A ja nie lubię jak mi się zwraca uwagę. Kim oni są, ci, co mi uwagę zwracają? To, że chrapię, to nie jest moja wina, prawda?
- Doktor Coleman mówi, że mógłby Pan coś z tym zrobić…
- Przestań, Yke. Chodzi o to, że chciałbym, żebyś coś napisał. Na czym ty się znasz, swoją drogą?
- Na prowadzeniu domu, proszę Pana. Na kuchni i winie. I na zasadach zachowania się służby w dobrym domu…
- Więc o tym coś napisz. Ale tak, żeby myśleli, że to o nich.
- Nie znam tych panów, proszę Pana.
- Nieważne. Widziałeś ich nie raz, kiedy podawałeś im brandy i cygara. Słyszałeś, co mówią.
- Głównie przeklinali, proszę Pana. Podobnie jak Pan. Nie bardzo rozumiem, dlaczego dżentelmeni nie mogą mówić innym…
- Zamilknij, Yke. Przyniosłem ci próbki tego, co oni piszą. Teraz pójdę spać, ale spodziewam się, że po południu znajdę kilka tekstów. Dowcipnych. Idź już. A, jeszcze jedno. Kupiłem nowe buty. Bądź łaskaw je rozchodzić.
- Tak jest proszę pana. Chciałem też zwrócić Panu uwagę, że potrzebuję funduszy na pióra i atrament.
- Nie irytuj mnie, Yke. Dobrze wiem, że sam decydujesz o tym, na co wydajesz pieniądze. Moje pieniądze, jeśli dobrze pamiętam.
- Raczej Pańskiego ojca, jeśli mógłbym wtrącić…
- Teraz już moje, nie bądź bezczelny, bo odprawię tą pokojową, co wiesz. I nie budź mnie przed trzecią. Jak będziesz potrzebował, to idź do biblioteki. Stryj Ralph zostawił podobno niezły księgozbiór. Tak mówił ten nudny pastor z Oxfordu. Jak nic nie wymyślisz, to ściągnij coś z książek.
- Być może tak uczynię. Dobrego snu życzę Panu…
- Idź już. Zaraz, Jeszce jedno. Masz tak pisać, żeby myśleli, że zjadłeś wszystkie rozumy. Żeby im się dyskutować nie chciało. Nie chcę potem za ciebie oczami świecić.
- Myślę, że dam sobie radę. Stanowi Pan doskonałe natchnienie w tym względzie, że tak powiem.
- No już, bez pochlebstw! Do roboty, Yke…
Yke wyszedł do kuchni, nucąc pod nosem jakąś sprośną holenderską piosenkę. Na pewno sprośną, bo przecież holenderską.
Sir Zachary położył się i przymknął oczy.
- Tak. Tak właśnie będzie – pomyślał.
- A młody Firth będzie zaskoczony. Popamięta! On myśli, że tylko on umie pisać. Jakby do tego potrzebny był uniwersytet. Przekona się. Zobaczy, kto lepiej pisze. On, czy ja. A jak będzie krytykował, to każe Ykeowi, żeby go opisał. Najlepiej w formie holenderskiej bajki. I żeby go porównał do tego holenderskiego kwiatka. Tulipana? Chyba tak, do tulipana…
Zasnął. Nic mu się nie śniło. Żadna myśl, ani na jawie ani we śnie nie skalała nigdy jego głowy.
komentarze
Dobrze, że Niejaki
wyjechał w delegację.
Igła -- 16.09.2008 - 14:27Potem, po powrocie, jak pamiętam Rudzkiego z Wojny Domowej to trochę mu zajmie rozliczenie.
Nieszkodzi.
Może usłyszy głos z Litwy?
Woła kto, czy nie woła?
Yke
dwie samogłoski i spółgłoska- genialne bo nie wyglada mi to na zdrobinienie,
oczywiście są wszelkiej masci Jo, Yo, Ko, So i takie tam ale to się nie liczy
Yke, mocne wejście
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.09.2008 - 14:28Panie Maxie,
holendrzy mają naprawdę zaj*** imiona.
I piwo poniekąd też. Pił pan piwo z sokiem ananasowym? Jakbym wiedział zanim wypiłem, to bym się zwomitował. A to dobre jest, dobre…
Pozdrowionka
yayco -- 16.09.2008 - 14:33Panie Igło,
niejaki N, w uznaniu zasług został oddelegowany do napisania kalendarza dla rolników.
Jego uparte twierdzenie, że na wsi choruje od powietrza zostało wyśmiane.
Pozdrawiam odważnie, sprawdzając, czy nie nadchodzi
yayco -- 16.09.2008 - 14:35Najgorsze co może być, Panie Yayco,
to pośpiech. Własnie odkryłem, że opróczy tych dwóch na samej górze, są jeszcze cztery jeszcze inne teksty. Idę się zastrzelić ze wstydu.
W ramach ekspiacji mojej, to w tym zdaniu chyba Panu jakieś nie uciekło
Ale jak wiesz, ja lubię pisać. Mógłbym oczywiście, bo jakaż to trudność, ale nie lubię.
Już będę cicho i zabieram sie do czytania
Lorenzo -- 16.09.2008 - 15:02Lorenzo
jestem na piątym
zastanawiam mnie SG
wg jakiego klucza:)))
z drugiej strony Pan Yayco mógłby zapanować nad SG ale to juz rozpusta dla oczu by była:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.09.2008 - 15:06Kalendarze dla rolników, jak najbardziej..
Poważam.
Udało mi się jeden taki sprzedać w nakładzie 0,5 mln za 300 tys. zł.
A poza tym to one mają zaznaczone pełnie księżyca.
Dla wędkarzy.
Tak, że…
Igła -- 16.09.2008 - 15:11Panie Lorenzo,
dzięki za korektę. Od godziny nic nie robię tylko, cholera, korektę.
Pośpiech niejedno ma imię. Na przykład moje.
Pozdrawiam
yayco -- 16.09.2008 - 15:14Panie Igło,
ja wiem, że rolnictwo może być fascynujące.
Na przykład, na Białorusi wynaleziono ostatnio kombajn do zbioru ogórków.
Taki o:
Jak Pan jesteś zainteresowany, to więcej można oglądnąć tu
Pozdrawiam, gratulując dobrego interesu
yayco -- 16.09.2008 - 15:30W Zakroczymiu
go wynaleźli.
Igła -- 16.09.2008 - 15:36Przecież wiadomo, że my cywilizację na wschód niesiem.
Panie Yayco
w Niemczech mają wersje dla singil i par, tutaj widze że hurmem (hurmą)
p.s nie wiem czy nie przez CH, jeden…grzyb:)
a i ostatnio tam pod linkiem dobre rzeczy widziałem:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.09.2008 - 15:41Może być, że w Zakroczymiu
dwa razy w tej miejscowości ledwo życie uniosłem, więc może być, że powietrze tam specyficzne jest.
Pozdrowienia agrotechniczne załączam
yayco -- 16.09.2008 - 15:56Panie Maxie,
widać tam mniej mają do zbierania.
Tego się będę trzymał
Pozdrawiam
yayco -- 16.09.2008 - 15:58No, no, i co pan narobił najlepszego?
Kiedy ja przeczytam całe 6 tekstów?
No nie wiem, dobrze, że chociaż deszcz pada i jeszcze października nie ma, to się obijać mogę właściwie i czytać.
Pozdrawiam.
grześ -- 16.09.2008 - 16:10Panie Grzesiu,
na pluchę czytanie najlepsze, bo inne lekarstwa wątrobę psują.
Jak zawsze miło Pana widzieć
Pozdrowionka
yayco -- 16.09.2008 - 16:13No tak,
czytanie dobre, ale jak przeczytam, to pewnie i skomentuję, a to już mnie przyjemne być moze.
Znaczy dla czytających, bo dla mnie na pewno będzie.
Pozdrawiam, jeszcze nie przeczytawszy.
grześ -- 16.09.2008 - 16:17Mnie nie przeszkadza,
może Pan komentować. Nawet nie czytając.
To zawsze porzerza perspektywy i czyni ogląd spraw ciekawszym.
Szacuneczek
yayco -- 16.09.2008 - 16:20Panie Grzesiu
Możesz jeszcze nogi moczyć, w ciepłej wodzie, ale potem pan tego nie pij bo to faktycznie na wątrobę szkodzi.
No jest jeszcze niemiecka metoda, którą powinieneś znać – termofor i pierzynka.
No jeszcze jest słowiańska – ruda dziąucha i winko.
No ale przy tej ostatniej, to śledzące zza węgła męski dyskurs Konfederatki zaprotestują.
Igła -- 16.09.2008 - 16:29Hm, czemu akurat ruda, że zapytam?
A rozgrzewającego i na wątrobę szkodzącego, to ja coś już wypiłem, w dodatku namówiony do tego przez rodzicielkę swą:)
No i jak tu nie stwierdzić, że rodzice to dzieci demoralizują jednak.
A apropos niemieckich metod, to dzisiaj miałem przyjemność spotkać w knajpce wycieczkę szwajcarskich emerytów:), pogadaliśmy sobie trochę, co było całkiem sympatyczne.
No i zaimponowałem chyba im znajomością twórczości Josepha Rotha i nie tylko:)
grześ -- 16.09.2008 - 16:34Czego ona ruda?
A bo ja wiem?
Igła -- 16.09.2008 - 16:38Może bo ją goronc rozbiera albo, że niby w peruce?
Hm, przeczytałem,
ale nie skomentuję.
O, a co trzeba czasem być nieprzewidywalnym.
No, więc kończę ten mój (nie)komentarz.
Pozdrówka.
grześ -- 16.09.2008 - 23:41No trudno, Panie Grzesiu,
będę z tym musial żyć
Pozdrowienia wzajemne
yayco -- 16.09.2008 - 23:47Sz.P. Yayco
Bardzo chciałbym skomentować, lecz Pańskie teksty są dla mnie za dobre i nie wiem, co więcej napisać. No może poza tym, żeby Pan trzymał poziom. Nieosiągalny.
Dymitr Bagiński -- 17.09.2008 - 20:48Wiem, kadzę, co zrobić.
Panie Dymitrze,
proszę się nie przejmować. Ja mam to samo z Pana tekstami.
Pozdrawiam jak najserdeczniej
yayco -- 17.09.2008 - 21:07