Polacy - naród podzielony

Tekst ten powstał jako komentarz do wypowiedzi MAWa na blogu Jareckiego, lecz uznałem, że wyszedł na tyle zgrabny, że warto poświęcić mu osobny wpis – tym bardziej, że u Jareckiego nie jestem jakoś szczególnie mile widziany i mój dłuższy tam pobyt mógłby zostać uznany za narzucanie się gospodarzowi, co bynajmniej nie było i nie jest moim zamiarem.

—————————————————

Jak brzytwą Polacy są podzieleni – nieomal bez wyjątku – na dwie tradycje: racjonalno-pozytywistyczną oraz heroiczno-romantyczną. Jedni drugim odmawiają czci i honoru. Tak naprawdę – wręcz się nienawidzą. Być może przyjdze do nas moda z Ameryki, gdzie republikański red-neck coraz częściej nie chce mieszkać obok demokraty-luzaka. Nienawidzą się i nie rozumieją aż tak bardzo, że skupiają się w homogenicznych osiedlach… Być może u nas też dojdze do tego, że deweloperzy zaczną proponować zamknięte osiedla: osobne dla katolickich narodowców a osobne dla zdeklarowanych liberałów?

Może to jest jakieś wyjście, gdyż – jak widać – nawet wspólne blogowanie Polakom średnio się udaje… W Internecie, po sieciowych kablach wędrują noże i siekiery oraz wiadro z gównem, szczodrze wylewanym…

Ale wracając do rzeczy – nie da się, jak widać, uzgodnić wspólnej historii Polski – mamy ten podział utrwalony i obie wersje tak różne, tak dramatycznie rozbieżne, że jest “oczywistą oczywistością”, że poszukiwanie jakiejś wspólnoty skazane jest na porażkę. To jest raczej pole bitwy o pamięć i o umysły. Bitwy na wyniszczenie, mentalnej wojny domowej, gdzie każda ze stron ma swoją wizję wroga: jedni walczą z niebezpiecznymi szaleńcami a drudzy ze obrzydliwymi zdrajcami. Każda ze stron wypracowała własny język i system wykrywania “swój-obcy”.

Przeglądając stare numery prasy można prześledzić ewolucję tego języka, narastającą polaryzację. Paradoksalnie narastającą, gdyż im dalej od będących rzekomo źródłem podziałów wydarzeń – tym podziały te silniejsze. Być może zatem wydarzenia te nie były żadnym źródłem podziałów, lecz jedynie ujawniły starsze i głębsze konflikty toczące nasze społeczeństwo od czasów naprawdę zamierzchłych?

Czyż nie warto tu przywołać osoby hr. Wielopolskiego – nie tyle w kontekście jego konkretnych posunięć, ile raczej jako zwolennika pewnej metody, na którym przeciwnicy dokonali politycznego linczu? Popatrzmy też na krakowskich Stańczyków czy na Pozytywistów i zobaczmy jak ich poglądy były zwalczane, jak mocnymi musieli nieraz być ludźmi, żeby wytrzymać tę ciągłą nagonkę, że kolaborują z okupantem, że mizdrzą się do obcej władzy. Czy ten język czegoś nam nie przypomina?:

Widziałem publicystów i profesorów, odziewających się w błazeńskie szaty stańczyków i urągających sławom i cierpieniom narodu; widziałem historyków w liberji lokajskiej, męczenników i apostołów, szukających karjery i szczęścia w nieczystej grze politycznej albo w grze giełdowej. Oto miecze, sroższe niźli knut moskiewski, bagnet bismarkowski i centralizm wiedeński.

Tak – nic nowego nie widzimy, tylko wciąż tę samo walkę dwóch temperamentów i dwóch tradycji – mieszczańskiej i szlacheckiej, które od czasów upadku niepodległości walczą ze sobą: mieszczańska, obwiniająca szlacheckie bezhołowie winą za nieszczęście Kraju, szlachecka – obwiniająca mieszczańską o brak woli walki o odzyskanie utraconej niepodległości – jednak czy na pewno słusznie?

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

./.


@Igła

Szkoda mi słów na ciebie “gospodarzu”, od siedmiu boleści.


I owszem...

Pozwoliłem sobie dać wyraz tzw. – milczącej większości.
A wam, Szczęsny, radzę – mówcie mi Proszę Pana.


Romantycy i pozytywiści

Proszę Pana! Tak byc może to wygląda, ale chyba nie wszędzie, bo osobiście czuję się spadkobiercą obu tych orientacji, które wiele wniosły do ukształtowania sie nowoczesnego myślenia o państwie polskim. Róenież w swoich tekstach staram się obie te tradycje pozytywnie łączyć. Pozdrawiam Igłę i autora.


@Podróżny

Czytając Pańskie artykuły – chociaż zdarzało nam się miec rozbieżne opinie – wyczuwam i potwierdzam, że jest Pan dość chlubnym odstępstwem od przedstawionej przeze mnie reguły.

Co – niestety – nie zmienia faktu, że opinia publiczna urabiana jest przez pozycje skrajne a nie centrowe.

Pozdrawiam i dziękuję.


@Igła

Pamiętam, że “milcząca większość” już kilkakrotnie powiedziała tutaj głośno, co o tobie myśli…


nie jesteśmy jedyni :)

Istvan Szechenyi – pozytywista. Hrabia reformator. “Badźmy tylko bogaci, a wolność przyjdzie sama”.

Lajos Kossuth – romantyk. Buntownik, dynastię obalił, niepodległą republikę ogłosił. “Bądźmy tylko wolni, a bogactwo przyjdzie samo”.

Pierwszy skończył w szpitalu psychiatrycznym, drugi na emigracji.

Ferenc Deak – kiedyś buntownik jak Kossuth, potym poszł na kompromis ze złymi Habsburgami, jak Szechenyi. Karta się odwróciła. 50 lat po Ugodzie były jednymi z najlepszych w historii kraju.

No i kto ma rację ? No wychodzi, że Podróżny :)


@MAW

Szacuneczek !


No ja się zgadzam

z panem Podróżnym, moim zdaniem wcale nie jest tak, że te tradycje są od siebie ściśle oddzielone i że przedstawiciele jednej nienawidzą drugich.

Moim zdaniem się łączą pozytywistyczne prądy z romantycznymi lub następują często po sobie.
Wnioski trzeba wyciągać i z błędów i dokonań jednych i drugich.

P.S. Igła, może lepiej się wypowiadaj w swoim imieniu, nie milczącej większości.
A w ogóle jak się nie ma nic sensownego do powiedzenia, to lepiej się nie wypowiadać właściwie.
Tak se myślę.


@Grześ

Cieszy mnie, że rośnie tu grono “centrystów” – pytam jednak, czy sądzicie Państwo, że we współczesnej mediokracji umiarkowane z natury poglądy centrowe mają szansę zająć należne im miejsce w przekazie medialnym, czy jednak skazane są na wyparcie przez “more hot” (wg. McLuhana) poglądy skrajne.

Mam na myśli to, że dyskurs społeczny toczy się obecnie właśnie wokół skrajności, a toczące go strony utraciły zdolność kompromisu i raczej zamiast do porozumienia dążą do narzucenia języka debaty, aby następnie prowadzić porponowane przez siebie rozwiązania nie oglądając się już na to, co o wszystkim myśli “milcząca większość”.


Subskrybuj zawartość