Jak ja kocham krainę wiatraków… Nie ma na tym świecie normalnych krajów, są tylko nie do końca zbadane, i Holandia nie jest tu żadnym wyjątekiem. Oryginalny wkład Holendrów do światowej kultury to koncepcja “gedoog” – ciężko to słowo zgrabnie przetłumaczyć, chodzi o rzeczy nielegalne, ale tolerowane. Hodowla marihuany jest w Holandii nielegalna, ale już sprzedaż w coffee shopie tudzież upalenie się tamże – jak najbardziej. A skąd szef interesu wziął zawartość jointów? Nie wtrącamy się.
Podobnie prostytucja – czerpanie korzyści z cudzego nierządu jest zakazane, ale z własnego – bynajmniej. I choć wszystkie fakty temu przeczą (zaczynając od faktu, że na “red light district” panienki stoją poustawiane w witrynach jak połcie szynki w mięsnym), policja traktuje to jakby wszystkie stały tam z własnej nieprzymuszonej woli, a czynsz za budynek płaciły, bo ja wiem… Założywszy spółdzielnię usługową?
Nie inaczej jest w kontekście gejów… Homoseksualizm jest legalny i nikt się specjalnie nie czepia, natomiast publiczne amory są tolerowane tak jak u hetero: póki nie wychodzą poza pewne granice (co oczywiście jest bardzo umowne i trudne do precyzyjnego ujęcia w ramy prawne, ale tak intuicyjnie wszyscy chyba mniej więcej wiedzą o co chodzi). Tak się jednak składa, że homosie holenderscy – może inni też, ja słyszałem o tutejszych – mają zwyczaj wyruszać na tzw “cruising“. Po ludzku mówiąc, mają określone miejsca w obrębie miasta, gdzie można przyjść i spotkać się z kimś nieznajomym. Cel? Luźny seks bez zobowiązań.
Niestety część obywateli tego pięknego kraju demonstruje koszmarne zacofanie: nie podobają im się takie praktyki – idą z dzieckiem, psem czy matką staruszką, a tu na trawniku pan tuli pana (i nie tylko tuli). Co robić? Radni Slotervaart (dzielnica uogólnionego Amsterdamu – coś jak Łomianki względem Warszawy) wpadli na salomonowe iście rozwiązanie: z jednej strony nie bardzo można zignorować protestujących wrogów tolerancji i inną ciemnotę, z drugiej – inwazja na alternatywny styl życia homosiów grozi oskarżeniami o homofobię (a z rozzłoszczonym ciepłym braciszkiem nie ma żartów – jak dowodzi choćby zadyma wokół wyboru Miss USA). Wobec tego w parku staną ostrzeżenia opisujące kipiącą w pewnych miejscach namiętność.
Prawda, że piękne? Zamiast robić to, do czego są powołane (egzekwować przestrzeganie prawa), władze miejskie po prostu ostrzegają obywateli o problemie. To nic, że nie mogący powstrzymać chuci homosie to mniejszość – teraz to oni dyktują reguły a reszta może się dostosować albo spadać na bambus, ryzykując po drodze oskarżenie o “hate speech”. Nie wystarczą im parady, małżeństwa i jakie tam jeszcze przywileje przysługują im w tym kraju. Tak właśnie wygląda następny etap tolerancji, której domagają się gejowscy aktywiści.
I tylko jedno mnie ciekawi – co się stanie następnym razem, gdy któryś z mieszkających w okolicy muzułmanów postanowi wyrazić swój sprzeciw w sposób czynny? W przeciwieństwie do tutejszych postępowców czy (niedobitków) chrześcijan, wyznawcy Proroka niespecjalnie przejmują się polityczną poprawnością i jej pochodnymi. I jeśli Mustafa przyłoży w zęby spotkanemu gejowi – bo właśnie wyszedł ze swoją matką na spacer i zastał duet homosiów in flagranti – co zrobi holenderski sąd, mając wybór między oskarżeniami o homofobię i rasizm?
Ciężko, oj ciężko być wyznawcą postępu.
komentarze
A jak gej któremu ten Arab przyłozy będzie czarny?
To dopiero problem dla sądu:)
pzdr
grześ -- 29.04.2009 - 14:27@grześ
Chcieli politpoprawności, to mają... W normalnym kraju obaj zostaliby ukarani ze stosownych paragrafów i byłoby po sprawie, a tak – kupa śmiechu z przewagą kupy.
Banan -- 29.04.2009 - 14:38