Mieszkam w Holandii już jakiś czas, ale nie czuję się na tyle zintegrowany, żeby zacząć uważać się za autochtona. Co jakiś czas temat przyjezdnych – a ściślej Polaków w charakterze nowych Marokańczyków – przewija się w gazetach: a to jakiś polityk wyje o zagrożeniu “polskim tsunami” odbierającym pracę Holendrom, a to materiał w telewizji o pomocy socjalnej dla bezdomnych – od razu przypomina się Mrożek piszący “uprzejmie donoszę, że Polacy to tacy Murzyni, tylko że biali”…
Nie żebym się jakoś specjalnie przejmował, w końcu wszędzie są nieudacznicy i populiści – jednak w ciągu ostatnich paru tygodni zacząłem się czuć trochę dziwnie. Trochę przywaliły mnie inne zajęcia i miałem mniej czasu na czytanie wiadomości, ale mimo wszystko cisza w mediach zaczęła mi się wydawać trochę podejrzana. Nawet Wilders, ostatnia nadzieja białych, nie powiedział ani słóweczka?
Tu mała dygresja: co poniektórzy po prawej stronie wiązali spore nadzieje z karynckim homosiem lubującym się w deklarowaniu idei wolnorynkowych i równoczesnym rozdawnictwie kasy w Karyntii; po zejściu tegoż ze sceny, sporo ludzi uważa Wildersa i PVV za odnowicieli europejskiej prawicy – osobiście doradzałbym sceptycyzm.
Wracając do wątku: zacząłem podejrzewać że w powietrzu wisi coś dziwnego – ale na szczęście okazało się, że w tych niepewnych czasach można liczyć przynajmniej na PVV. W zeszłym tygodniu deputowany tej partii Sietse Fritsma zbombardował gabinet żądaniem podania kosztów, jakie ponosi holenderski budżet w związku z masową imigracją do Krainy Wiatraków – i czy Holandia coś w ogóle ma z finansowania całej tej zabawy w tolerancję i otwartość (Polską rządzą ludzie, dla których miarą sukcesu jest pochmyranie pytką po szyi przez brukselskiego komisarza, a Holandia chyba próbuje jeszcze robić za państwo poważne – więc patrzy uważnie na bilans zysków i strat).
Deputowany Fritsma odniósł się konkretnie do emigrantów nie-zachodnich (”non-Westerse” w wersji oryginalnej), co prowadzi mnie do pewnego dysonansu językowego i umysłowego. Albo zaliczamy Polskę do Zachodu -i wtedy wypowiedź Fritsmy można zignorować, a wypowiedzi naszych dygnitarzy o wchodzeniu do Europy uznać za skomlenie zakompleksionych gnojków – albo też Polska krajem zachodnim nie jest i wtedy uwagi Fritsmy mogą się odnosić także do Polaków.
Jakie uwagi? Fritsma najwyraźniej odrobił pracę domową i nie ograniczył się do ogólnych komentarzy. Pyta ministerstwo edukacji – wielu emigrantów jest według niego kiepsko wykształconych, co zwiększa koszty dla holenderskich szkół i uczelni. Ministerstwo zdrowia też zostało wywołane do tablicy: wśród emigrantów popularne są małżeństwa między kuzynami, czego skutki może sobie dośpiewać każdy człowiek mający elementarne pojęcie o genetyce. Wreszcie dochodzi resort sprawiedliwości: zagrożenie terrorystyczne sprawia, że ukochany przez Holendrów święty spokój, znany też jako gezelligheid, jest zagrożony.
Cytując Sapkowskiego: generalnie, kurde, nie jest dobrze. Z jednej strony, retoryka odrobinkę odrzuca: nie chędożę własnej siostry (na przykład dlatego że takowej nie mam) ani nie planuję sie wysadzać, więc nie do mnie te uwagi… Choć niewykluczone, że terror politpoprawności uniemożliwia Fristmie powiedzenie głośno tego, co zdaje się dla Holendrów jest oczywiste – że chodzi o import z Tunezji, Maroka i innych krajów muzułmańskich.
Z drugiej, nie da się odmówić pewnej racji uwagom deputowanego – ale w zjednoczonej, postępowej etc. Europie mówić takich rzeczy głośno nie wypada. I głównonurtowe partie (CDA, PvdA) od uwag tego rodzaju się powstrzymują, nawet jeśli ich przedstawiciele i elektorat się po cichu zgadzają. Natomiast Wilders i jego kompania robią za tak totalnego czarnego luda, że nie mają już reputacji do spaprania – mają za to, według ostatnich sondaży, 43% poparcia…
Jeśli PVV stworzy po wyborach rząd, możliwe są zasadniczo dwa scenariusze rozwoju sytuacji: albo ich retoryka jest wycelowana tak naprawdę w muzułmanów (i wskutek weryfikacji socjalu tudzież nasilenia integracji ciapiaci poczują się dyskryminowani – ciąg dalszy znamy), albo rzeczywiście chodzi o dojechanie cudzoziemców jak leci, w tym także niżej podpisanego. Ciekawe skutki dla holenderskiej gospodarki może mieć utrudnianie życia pracującym imigrantom, ale każdy ma prawo do eksperymentów na żywym organizmie…
Tak czy owak, będzie wesoło.
komentarze
Hm,
a jak tak zwani “zwykli” Holendrzy odbierają Polaków?
Bo to chyba nawet ciekawsze niz poglądy polityków różnych.
pzdr
grześ -- 27.07.2009 - 20:06@grześ
A o tym będzie następnym razem – ale tekst już w trakcie :)
Banan -- 27.07.2009 - 20:09O, to dobrze, bo to mnie bardziej ciekawi,
choć w sumie ni w Holandii nie byłem ni żadnych ludzi stamtąd nie poznałem nigdy.
grześ -- 27.07.2009 - 20:13...
Już widzę oczami wyobraźni przeciętnego Holendra zapylającego 12 godzin w rzeźni, 6 dni w tygodniu… albo przeciętną Holenderkę sprzątającą kilkadziesiąt domów dziennie, żeby mieć jakikolwiek dochód…
McCluskey (gość) -- 28.07.2009 - 09:41Jak moje imaginacje się sprawdzą, to przyznam rację różnym populistom, a tak niech spadają na trawę szczaw pompować, bo nikt z nich nie robi tyle szumu bezinteresownie.
@McCluskey
Oj, jak Marokańcy dwie przecznice ode mnie zapieprzają... Oj, aż im wycieńczenie grozi…
Banan -- 28.07.2009 - 13:00Wygląda,
że zasuwają na DWÓCH etatach…
jotesz -- 30.07.2009 - 10:36re: Na falochronie
Jakis czas temu na jednym z portali padlo pytanie z serii “co by bylo gdyby”...podczas ataku w Dniu Krolowej http://tiny.cc/3TXPc za kierownica znalazl sie nie 100 holender ale emigrant z trzeciego pokolenia…
Aga Kwiat -- 02.08.2009 - 15:40Bananie
Zdaje się, że odkryłam w Twoim tekście tę samą nutę, którą usłyszała Aga.
Cofnij się kilka kroków, jeśli trzeba nawet parę kilometrów i spojrzyj na to “imigracyjne parcie” z daleka.
Magia -- 03.08.2009 - 12:10Coś i/lub ktoś sprawia, że ludzie (różnych nacji i kolorów skóry) podejmują ryzyko imigracji. To nie dzieje się bez przyczyny.
Ale, prawda, zawsze lepiej i wygodniej jest “leczyć” symptomy “choroby imigracyjnej”, pozostawiając przyczyny jej występowania całkowicie nietknięte.