Czytanie wiadomości nigdy nie było przesadnie radosnym doświadczeniem, a już zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nic tak nie ożywia gazety jak kilka trupów – codziennie na pierwszych stronach mamy zamachy, wypadki, przekręty… W najlepszym razie niekompetentnych durniów na wysokich stanowiskach. Tym bardziej należy więc doceniać dobre wiadomości, zwłaszcza jeśli dochodzą z niespodziewanych miejsc.
Bodajże Czesław Bielecki powiedział kiedyś, że z trzech cech – inteligencja, uczciwość osobista i poglądy lewicowe – tylko dwie mogą występować równocześnie. Na podstawie własnych obserwacji stwierdzam, że ta teoria sprawdza się w praktyce nie najgorzej, ale i na nią zdarzają się kontrprzykłady – a najświeższego dostarczył w Krainie Wiatraków minister do spraw integracji (i czegoś tam jeszcze), Van der Laan.
Rzeczony minister – wywodzący się, co ważne, z szeregów PvdA (socjaldemokracja de nomine i de facto) – postanowił skrócić nieco smycz podległej mu wethouder Smit (niestety nie umiem tego dobrze przełożyć na polski – coś jak wojewódzki urzędnik do spraw czegoś tam, ale niezależny od wojewody tylko podległy bezpośrednio ministerstwu).
O co poszło? O kursy przysposobienia obywatelskiego dla nowych mieszkańców Holandii – jak do tej pory głównie dla białych inaczej, choć od jesieni wymóg uczestnictwa ma objąć także niżej podpisanego i innych obywateli UE rezydujących nad Amstelem (ale o tym innym razem).
W każdym razie, pani Smit organizowała w Utrechcie kursy integracyjne (język, obyczaje, kultura) – osobno dla kobiet i mężczyzn. Rozbrajające było podane przez nią uzasadnienie: ten sposób gwarantował, że więcej ludzi będzie brać udział. Wychodzi na to, że Kundera piszący o Wielkim Marszu – ja bym to uogólnił na fetysz masowości – miał całkiem. Furda, że w ten sposób rząd holenderski dostosowuje się de facto do norm obowiązujących w krajach pochodzenia przyjezdnych – najważniejsze są (odpowiednio duże) liczby i możliwość wykazania się wykonaniem planu przed wierchuszką.
Na takie dictum minister Van der Laan zrobił dwie rzeczy godne uwagi. Po pierwsze, publicznie odświeżył pani Smit pamięć odnośnie norm kulturowych w Holandii – w szczególności równouprawnienia obu płci. Owszem, w Maroku czy Tunezji standardem są osobne zajęcia dla kobiet i mężczyzn: ale tu jest Europa, nie ma segregacji płciowej i jeśli chcemy możliwie szybko zintegrować przyjezdnych, należy jasno i wyraźnie wysłać im ten sygnał od samego początku.
Po drugie, minister jasno zapowiedział zakończenie finansowania osobnych kursów od 2010 roku (czyli od następnego roku budżetowego) – i biorąc poprawkę na dość bezpieczną większość, jaką cieszy się koalicja CDA-PvdA w obecnej Tweede Kamer, jest szansa na urzeczywistnienie tej obietnicy.
Kto by pomyślał? W ogarniętej szaleństwem politpoprawności Europie A.D. 2009, socjaldemokratyczny minister jasno deklaruje przywiązanie do europejskich wartości – i zamierza poprzeć obietnicę finansowymi konkretami. Gdybym nie był zatwardziałym cynikiem, może nawet uznałbym to za światełko na końcu tunelu.
komentarze
NL
akurat Holandia ma dośc zdrowo-rozsądkowe podejście do islamskich nierobów. czego dowodem choćby polityka Rity Veerdonk albo świetny wynik w ostatnich wyborach Geerta Widersa.
MAW -- 19.07.2009 - 00:48@MAW
Niby tak, ale z drugiej strony – elektoratu negatywnego tych rozmiarów co Wilders to nie miał chyba nawet PiS w szczytowym okresie… Pytanie, na ile to szczere, a na ile hipokryzja + tresura.
Banan -- 19.07.2009 - 00:58czy ja wiem
to jest akurat dośc szersze zjawisko, dośc spojrzeć na sąsiednia Flandrię – Vlaams Belang jest tam tak traktowany, jak PSL w 1946 przez “blok demokratyczny”.
(z jedną istotna różnicą, że tam nie poprawiają niesłusznych wyników wyborczych). i tak samo był dłuuugo traktowany Le Pen we Francji.
jak byłem w maju w Enschede (a tydzień temu w Maastricht), to miałem okazję pogadać z miejscowymi, i wcale nie mowili źle o rzeczonym polityku. natomiast wypowiedzi o Turkach i Marokańczykach były baaaardzo dalekie od uwielbienia :)
MAW -- 19.07.2009 - 01:09@MAW
Bo jak się chwilę z Holendrami pogada, to rzeczywiście pod wierzchnią warstwą gezellig-blablania jest sporo niechęci do kolorowych. Ale z drugiej strony jest bardzo silna tresura i wstyd, żeby nie przyznać się do obciachu pt. głosowanie na PVV. Pytanie brzmi, co wygra przy urnach.
Nie pomaga też fakt, że Wilders jest strasznie chaotyczny w swoim programie (co ma jakiś sens taktyczny – ciężej trafić w ruchomy cel :) Z jednej strony wolny rynek, z drugiej – deklaracje rozdawnictwa. Puszcza w obieg “Fitnę”, po czym krzyczy że jest obiektem nienawiści. Ale te 43% poparcia w sondażach ma, więc CDA czuje jego ciepły oddech na karku…
Banan -- 19.07.2009 - 01:28@Banan
Stosunki holenerskie dobrze znam – moja do niedawna firma macierzysta ma siedzibę w Bergen op Zoom i korporacyjne meetingi w krainie wiatraków to była dla mnie codzienność.
Miałem tam zawsze przygnębiające wrażenie, że ludzie tam są zastraszeni w zakresie poprawności politycznej. Jak mi jeden wyjechał z “Seasonal Greetings” na Boże Narodzenie, to mu powieddziałem nawet, że u mnie – w Polsce – te święta mają jeszcze swoją nazwę. Pomyślałem wówczas, że kolo, gdyby tylko mógł, to teleportowałby się jakoś z tego korytarza a tak stanął tylko w miejscu z głupim uśmiechem i kręcił głową naokoło patrząć, czy nikt go nie słyszy i powiedział tylko, że u nich tak już mówi się od kilku sezonów i tu wszyscy bardzo starają się, żeby nikogo w żaden sposób nie urazić.
Przyznam, że nawet mu przez chwilę współczułem.
Pozdrawiam,
Zbigniew P. Szczęsny -- 19.07.2009 - 15:41ZS
@Zbigniew P. Szczęsny
“Pomyślałem wówczas, że kolo, gdyby tylko mógł, to teleportowałby się jakoś z tego korytarza a tak stanął tylko w miejscu z głupim uśmiechem i kręcił głową naokoło patrząć, czy nikt go nie słyszy i powiedział tylko, że u nich tak już mówi się od kilku sezonów i tu wszyscy bardzo starają się, żeby nikogo w żaden sposób nie urazić.” – a to i tak trafiłeś Waść na jakiegoś ciut normalnego – gdybym ja tak wyjechał co poniektórym, których spotykam, to nawet by nie zrozumieli o co mi chodzi (wiem, bo próbowałem). Za to tworzą się ciekawe fronty, np. wspólnie ze znajomym Hindusem zlewamy się na potęgę z urzędowego ateizmu i płaszczenia przed muzułmanami – a Holendrzy tylko robią dziwne miny typu “ja-tego-nie-słyszę”.
‘Przyznam, że nawet mu przez chwilę współczułem.” – krótką, mam nadzieję? Cierp ciało jakżeś chcialo… Sprowadzili se narodową tożsamość do aborcji, dragów i Red Lighta- teraz to nie kryzys, to rezultat…
ukłony,
Banan -- 19.07.2009 - 23:31@Banan
Zauważam jednak u Holendrów pewną dumę – chyba właśnie narodową – z tytułu ich znakomitych umiejętności biznesowo-handlowych.
Poza tym – jeszcze raz przepraszam za “katola” – obiecuję Panu, że to się już nie powtórzy – faktycznie – zupełnie niepotrzebnie takim słownictwem odstręczam od sibie nawet tych wierzących, którzy w innych okolicznościach przyznaliby mi nawet nieco racji w mej krytyce współczesnego Kościoła (zwłaszcza w Polsce).
Zbigniew P. Szczęsny -- 19.07.2009 - 23:41@Zbigniew P. Szczęsny
“Zauważam jednak u Holendrów pewną dumę – chyba właśnie narodową – z tytułu ich znakomitych umiejętności biznesowo-handlowych.” – wie Pan, chyba rozmawiamy z Holendrami pochodzącymi z kompletnie różnych grup. Moi rozmówcy albo entuzjastycznie popierają interwencjonizm, albo utyskują na utratę cojones przez swoją nację.
“Poza tym – jeszcze raz przepraszam za “katola”” – przyjęte, nie ma sprawy. Co do odstręczania – sam bym tego lepiej nie ujął. To jest ten ciekawy paradoks – Pan zdystansowany od KK, ja wewnątrz… A obydwu nas gniecie aktualna sytuacja, i to chyba z dość podobnych powodów (żeby daleko nie szukać, nie podejrzewam Pana o poparcie dla finansowania Świątyni Opatrzności Bożej :)
pozdrawiam
Banan -- 20.07.2009 - 00:11