Parda - pardą!

Pardą za Pardę – tylko tyle mogę jako wrocławianin powiedzieć światu i kraju miedzy Odrą a Bugiem, niech go ma w opiece…

Jak widać po wstępie – siekła mnie ta informacja o – pardą – Pardzie! Prezes Urbański znowu mnie utwardził w słuszności mej decyzji o niepłaceniu myta telewizyjnego. Do grona tych, którym z nieskrywaną satysfakcją nie będę płacił pensji, premii i honorariów, dodał kilka kolejnych tuzów. Lis, Wildstein i Parda – i Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, albo Trzej Mędrcy, czyli Klajster, Majster i Wichajster.

Tak wygląda po pisowsku niezależność mediów publicznych, o którą tak ofiarnie i zaciekle będzie walczyć bylepremier, pardą, byłypremier. O bogowie, z Bugiem na czele, kiedy wreszcie telewizję i radio publiczne chwyci w swe pazerne łapska jakiś siepacz z Platformy. Najlepiej Kutz – skoro jest tak znienawidzony przez PiS, to dowód, że się idealnie nadaje…

UWAGA!
Ta notka NIE ukaże się TAM...

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Z TVP

Oglądam już tylko dziennik, czasem jakiś film i wieczorki z kabaretem.
I już dawno przestałem płacić.

Igła – Kozak wolny


Drogi Stary...

Uznałem, że mimo Pańskiej zgody nie wypada zakapitować Pański tekst jako osobną notatkę u mnie. Podkładam więc to zadanie zkromnie jako komentarz do tekstu o człeku mniej wartym niż najmarniejszy akapit nieważnego tekstu…

Oto próbka podzielenia tekstu na taki jaki mi się wygodniej czyta – jeśli i Pan uzna podobnie, to będzie mi miło, że przyczyniłem się skromnie do podwyższenie wartości znakomitych tekstów. Jeśli nie uzna Pan akapitów za warte stosowania – proszę ich nie stosować. Ja i tak będę czytał Pańskie notki!
:)

Przez długi czas nie było w TV dawnych eksponentów PiSu widać. Wyglądało na to, że wsłuchując się w głosy mediów partia słusznie uznała ich działalność za szkodliwą dla swego wizerunku i wycofała z pierwszej linii. Nieprawda! Okazuje się, że PiS sam decyduje o tym co dla niego dobre a co nie i wczoraj pojawili się w ekranach na powrót panowie Putra, Brudziński, Girzyński. Samotny dotychczas raczej Paweł Kowal został wczoraj zastąpiony przez Zbigniewa Religę. Powracający demonstrują znakomitą formę i znowu swojemu zadowoleniu z życia zaszczyt przynoszą.

Dzień rozpoczął marszałek Putra. Na pytanie, czy poza podniesieniem składki PiS ma jeszcze jakiś inny pomysł na ochronę zdrowia odpowiedział, że pani Kopacz jest niewiarygodna. Zaś na pytanie dlaczego nie o dwa procent składkę podnieść a tylko o jeden, odpowiedział, że budżet tego nie wytrzyma. Drugie pytanie nawet jakby na temat odpowiedź znalazło. Poza tym złożył jeszcze zapewnienia o sprawowaniu konstruktywnej opozycji.

Drugi, pan profesor Religa, formował reakcję słuchaczy zajadle pracując rękami. Typowe dla kogoś w kłopotliwej sytuacji napuszone gestykulowanie doprowadził do skrajnej przesady. Ale też i zadanie miał koszmarne. Jak oto wytłumaczyć, że teraz za słuszne uznaje to, co niedawno jeszcze odrzucał stanowczo – chodzi o wysokość składki na ochronę zdrowia, którą przedtem wraz ze swym pryncypałem uważał za zbyt wysoką, teraz zaś by podwyższał. Firma zaś, nie – ministerstwo, opracowujące koszyk medycznych usług podstawowych było właśnie w chwili zmiany rządu zajęte wykreślaniem z tego koszyka schorzeń, które by weń nie wchodziły. Miliardowe zeń miały leczenia powypadać. I to by było powodem kłótni, ach jakich kłótni – stosowny gest. Konstruktywność opozycji potwierdził.

U Moniki Olejnik wystąpił poseł Brudziński. Mistrz. Szukając natchnienia w suficie, jak to najczęściej bywa u słuchaczy niższych oddziałów wiejskich powszechniaków, wypowiadał kwestie o nieudolności tuskowej polityki zagranicznej i bólu pleców, niezawodnie odczuwanym przez premiera w wyniku nieustannych poklepywań doświadczanych a to od pani Merkel a to Putina. Z szeregu gaf, jaki Tuskowi przypisał, wymienił spożywanie gumy na zagranicznej wizycie. Jakoś nie uznał za stosowne porównywać jej z kwiatkami wręczanymi „na odwyrtkę”, podobnie instalowanymi narodowymi barwami czy zamianą rosyjskiej flagi na czeską. Guma to jest to. Najbardziej zdumiewał użyty przezeń termin: „kręcenie beretki„. Okazało się, że na uczelni pana Brudzińskiego studenci tak określali zakłopotanie wyrwanego do tablicy kolegi. Bo ten kręci głową a ta, jak wiadomo, na takich uczelniach w „beretce”.

Potem jeszcze pan Girzyński. Ze zwykłą już porcją cynizmu i amnezji. Nie zapomniał zapewnić o konstruktywności pisowskiej opozycji.

Zdumiewa swoistość błędów językowych „ludu pracującego miast i wsi„. W gierkowskich czasach, wraz z licencją na dużego fiata pojawiła się licencja na skóropodobną dermę nazywającą się skaj. Lud nazwał to „skają” i tak ów wynalazek określał. Skaj, wydzielający swoisty zapaszek ludowego luksusu, nie tylko do wykładania siedzeń w wytwornych fiatach ale także do innych „ekskluzywnych” dzieł służył. Miarą wielkomiejskości były wówczas przejścia podziemne.

Koszalin zafundował sobie takie pod rozległym, boisko dla pędzonych wiatrem liści i kurzu stanowiącym, przeddworcowym placem. Pod przebiegającą obok ruchliwą trasą łączącą Gdańsk ze Szczecinem, już nie. W tym przejściu była niewielka kawiarenka. Wszystko co się dało, było tam wysłane krwiście czerwonym skajem. Za bufetem królowała ładniutka bufetowa, w czarnej sukience, białym, koronkowym fartuszku i takimż czepku.

Kawa z ekspresu, jaką ta dziewczyna fundowała nie miała sobie na Środkowym Wybrzeżu równych. Rano było tam pusto i po kilkugodzinnej podróży jej zapachu się nie dawało przecenić. Nawet uwzględniając skajowe tło. Niestety, po kwadransie od podania kawy do środka wchodził parobczak o niechlujnej powierzchowności i częstując bufetową frytkami z zatłuszczonej torby roztaczał mdły fetor smażonego oleju. Chrupanie i mlaskanie obojga znajomych dopełniało wrażeń. Dziewczyna na pożegnanie pięknie, zgoła nie po peerelowsku się uśmiechała. Jej chłopak ostentacyjnie wychodzących ignorował. Wykształciuchy.

Ci ludzie, mówię o pisowskich eksponentach, niedawno jeszcze pełni buty sprawowali władzę. Oni próbowali Polskę przeistoczyć w coś w rodzaju koszalińskiej kawiarenki – mieszaninę tandetnego blichtru, ostentacyjnego grubiaństwa i zakłopotanego uśmiechu uformowanej na „beretkę” przyzwoitości. Oni nam fundowali oczywistą oczywistość, wymyślaną ad hoc przez kaprys stratega o niepodwórkowej proweniencji.

Teraz budzą śmiech i już na własną tylko zgubę nadal prezentują sofistykę, amnezję, hipokryzję. „Beretkę kręcą„. Zaiste, z dalekiej wróciliśmy podróży.


Jotesz

Poprawię się. Dzięki.
Ale w ostrości języka Cię nie przebiję. Nie mam szans.
Gratulacje.


Wolę giętki niż ostry...

...co brzmi niemal jak homomanifest!
:)
Najbardziej cenię złośliwość niewidoczną w pierwszej chwili, zakamuflowaną w nibykomplemencie. Najbardziej nienawidzę chamskiej brutalności prosto w mordę. Wtedy mam ją rozdziawioną ze zdumienia…
:)


Jotesz

Przejrzałem. Masz rację. Lepiej wygląda.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość