W 1970 roku w Leningradzie było nas dwudziestu studentów i młodych asystentów. Szefem grupy był Zbyszek B., absolwent i młody asystent wydziału górniczego. Nie żyje od kilku lat – powalił go atak serca. Wśród tych już po dyplomie był Sławek P., asystent wydziału inżynierii sanitarnej. Wiecznie roześmiany dowcipniś i smakosz trunków mocnych, słabszych oraz piwa. Wiele lat temu zabiła go marskość wątroby. Nasza trójka żyje i ma się nieźle. Ja – krajowy, Leszek – australijski i Zbyszek – północnoamerykański, choć coraz częściej biznesowo-polski.
Wśród nas ginęła mała grupka Rosjan – mogło być pięciu studentów i trzy, cztery diewoczki. Mużcziny mieszkali z nami, żienszcziny za drewnianym przepierzeniem. Zapamiętałem tylko jednego z Rosjan – nazywał się Purwin. Ponieważ jednak szybko okazało się, że był samorodnym talentem donosicielstwa i komsomolskim ideowcem, to nazwaliśmy go Kurwin.
Płeć piękną reprezentowały cztery krasawice. Dwie z nich szybko okazały się przedstawicielkami czerwonej burżuazji, co nas zdumiało niepomiernie. Mimo rodzinnych koneksji musiały jak każdy zwyczajny student harować na obozie komsomolskim. To była widocznie ta demokracja socjalistyczna. Każdy radziecki student musiał być członkiem Komsomołu. Każdy komsomolec musiał jeździć na wakacyjne obozy pracy. Dlatego Irina pracowała z nami. Krzepka dziewucha, będąca córką konstruktora okrętów wojennych, zabijała stres koniaczkiem, wypijanym z Tamarą, córką pierwszego sekretarza partii największej leningradzkiej dzielnicy robotniczej.
Popijanie mogło odbywać się tylko w najściślejszej konspiracji! Na obozach komsomolskich obowiązywał suchoj zakon. Znaczy to „suche prawo”, czyli zakaz picia alkoholu. W państwie, w którym piją wszyscy, tak drastyczny zakaz był powodem kolejnego naszego zdziwienia. Do tej prohibicji dodano jeszcze zakaz gry w karty, co doprowadziło do powstania polskiej podziemnej komórki brydżowej wśród naszych karcianych nałogowców. Po pracy i obiedzie czwórka brydżowa znikała w krzakach na nielegalne partyjki. Na nic się zdały tłumaczenia, że brydż to gra sportowa, grana na poważnych zawodach po całym świecie. Ostatnim rygorem, dodanym do dwóch poprzednich, był zakaz pływania! Wydano go po utopieniu się jakiegoś studenta, nie wiadomo nawet gdzie i kiedy. “Utopił się pływając? To zakazujemy pływania!” Gdy więc odkryliśmy niedaleko pola budowy chlewni zaciszny staw, otoczony soczystymi szuwarami, to chodziliśmy popływać jak cichociemni. Odchodziliśmy bezszelestnie a pływaliśmy bez chlupnięcia.
Co znaczy złamanie zakonu mieliśmy okazję przekonać się wkrótce. Po tygodniu, dwóch zwołano zebranie komsomolskie, na którym miano osądzić dwie koleżanki, które przyłapano na zbrodniczym popijaniu. Zostały podpatrzone przez kierowcę sowchozowego autobusy, gdy wyrzucały puste butelki po koniaku, wypijanym w krzakach na pociechę. Irina i Tamara, wydelikacone życiem w bogatych domach radzieckich notabli, źle znosiły ciężką pracę i prymitywne warunki bytowe. Życie obozowe było dla nich syberyjską katorgą.
Na zebranie komsomolskie, które miało osądzić pijackie przestępczynie, naczalstwo obozowe zaprosiło oficjeli z Leningradu. Wszystko miało się potoczyć wedle dobrze wypraktykowanej procedury. Nie wzięto pod uwagę tylko jednego nowego czynnika – czynnika ludzkiego. Nieprzewidywalnego! Tym elementem, który zakłócił dobrze działającą komsomolską maszynkę ideologiczną byliśmy my. Na dwa tygodnie uczyniono z nas komsomolców. Z wszelkimi prawami – głosowania, zadawania pytań i dyskutowania.
Gdy zjawili się dwaj przedstawiciele komitetu obłastnego komandir przedstawił w szczegółach, jak to koleżanki Irina i Tamara miały w pogardzie suchoj zakon. Nas wszystko to dziwiło wielce, więc zadawaliśmy pytania, dziwiące pytanych. – Co grozi za złamanie zakazu? – Wyrzucenie z obozu! – Co grozi za wyrzucenie z obozu? – Wyrzucenie z Komsomołu! – Co grozi za wyrzucenie z Komsomołu? – Wyrzucenie ze studiów! – Jak można wrócić na studia po takim wyrzuceniu? – Zdając od nowa na pierwszy rok! – Ale dziewczyny już ukończyły trzeci rok! – To nic!
Po takich pytaniach i odpowiedziach nastąpiło głosowanie. Za wyrzuceniem głosowało czteroosobowe naczalstwo oraz Kurwin, przeciw było dwudziestu Polaków a reszta Rosjan i dwie Rosjanki wstrzymały się od głosu, co i tak było aktem zdeterminowanej odwagi! Komandir i jego trójka zdurnieli. Oficjele z kamiennymi twarzami zamknęli się z nimi w pokoiku, z którego doszły mnie stłumione słowa złości, jak mogli zapraszać towarzyszy z Leningradu na tak nieprzygotowane zebranie! Nas podczas spotkania nazwano liberałami, co miało być obraźliwe, ale nie było. Nikt z nas nie poczuł wagi tej krytyki.
komentarze
Rewelacja!!! Joteszu,
Z taką biografią mógłbyś być prezesem ipeenu albo co najmniej zastępcą Wildsteina.
Już to widzę oczami wyobraźni. Misja Specjalna TVP. Wydanie specjalne:
Jak Jotesz z kumplami komunę od środka rozwalał i co z tego dwadzieścia lat później wynikło. Oraz dlaczego Wałęsa nic w tym wszystkim nie znaczy.
Nie czujesz się aktywnym uczestnikiem Historii? Tej przez duże H ;-)
oszust1 -- 27.05.2008 - 09:42Oszuście Pierwszy!
Nie wiem jak odebrać taką niezasłużoną pochwałę z ust Oszusta – prawdziwa ci ona czy oszukana? Dylemat, jak z tym adwokatem, co mówił, że wszyscy adwokaci kłamią...
jotesz -- 27.05.2008 - 10:01:)
jotesz
doskonałe:))
czekam na relacje o relacjach damsko-męskich:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 27.05.2008 - 10:10Właśnie!
Z góry zapowiadam, że relacje damsko-męskie nie bedą opisane z powodu braku mozliwości zaistnienia, ze względu na znikomą urodziwość strony piękniejszej płci…
jotesz -- 27.05.2008 - 10:37:(
Wow,
po tym budowaniu znowu się robi ciekawiej.
grześ -- 27.05.2008 - 10:43No i Oszust ma racje, najlepiej rozwalać coś od środka.
Jotesz destrukcję w ZSRR uprawiający, no, no,docenić należy.
Jotesz
a choćby o tym że brak urodziwości, ale może przynajmniej sympatyczne, wesołe, otwarte na siwat i nowych Towarzyszy no takie tam:)
max -- 27.05.2008 - 10:45Prezes , Traktor, Redaktor
Chętne były...
...do uprawiania tradycyjnych dobrosąsiedzkich stosunków międzynarodowych dla wzmocnienia odwiecznej (!) przyjaźni polsko-radzieckiej…
Wszystko w swoim czasie!
jotesz -- 27.05.2008 - 13:35:)
Panie Joteszu!
Poezja jak zwykle. A ci towarzysze z Leningradu to nie wiedzieli, że Полки to element niepewny politycznie? To oni jacyś głupi byli.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 28.05.2008 - 15:26Czy ja wiem, czy głupi, Panie Jerzy?
Proszę pamietać, że a) indoktrynacja trwała u nich te kilka lat dłużej niż u nas, i to prowadzona różnymi metodami. B) po części owa niewiedza mogła jednak wynikać ze swojego rodzaju przekonania o wyższości człowieka rosyjskiego/radzieckiego (?) nad innymi za przyczyną imperialnych odczuć pochodzących również z minionych epok. Bo w końcu car czy sekretarz generalny władzę absolutną ma i naród wielki do świetlistej przyszłości prowadzi. A Polaczki? Ilu ich jest i co mogą? W końcu pare innych nacji zęby sobie połamało na bezbrzeżnych stepach.
Pozdrawiam zaciekawiony
Lorenzo -- 28.05.2008 - 15:50Liberalne liberały...
...żeby nie powiedzieć libertyny z nas były! I cały obóz pierdyknął przez jeden polski barak. Najweselszy…
jotesz -- 28.05.2008 - 18:46:)
Panie Lorenzo!
Co mogą Поляки, to Rosjanie wiedzą najlepiej. Największe ich święto w tej chwili, to wypędzenie Polaków z Kremla, tyle tylko, że nie dodają, że to byli ci, co nie wycofali się ze zdobywcą Moskwy, tylko zostali z samozwańcem.
A przecież potem byliśmy jeszcze raz w Moskwie jako zdobywcy razem z Napoleonem Bonapartem.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 28.05.2008 - 23:44