aby działania USA (i to do tego długoterminowe) w tamtym rejonie zawsze przynosiły im permanentne korzyści. Liczy się tzw. per saldo .
Bo który kraj w tamtym regionie – jeśli pominiemy Izrael i jego wpływy na polityków amerykańskich – mógłby spełniać odpowiednią rolę, zgodną z wspomnianą doktryną amerykańską? Były chyba próby z Egiptem, ale nic z tego nie wyszło. Turcja zaś jest zbyt niezależna i leży na uboczu strefy konfliktu, a przez to nie jest bezpośrednio w nim uwikłana. Choć ze strategicznego punktu widzenia jest to dobry partner (gospodarczo, militarnie, politycznie), o odpowiedniej formie władzy (dla USA). Sądzę, że ten kraj może odegrać jeszcze dużą rolę w tym konflikcie, choćby na płaszczyźnie nieoficjalnej.
A Izrael okazał się być na tyle mocny i stabilny, że potrafił przetrwać wszystkie zawirowania wojenne.
USA więc mogą sobie pozwolić na pewne straty, byle wspomniane per saldo dawało wynik dla nich dodatni.
Nie ma tak dobrze, Panie Piotrze,
aby działania USA (i to do tego długoterminowe) w tamtym rejonie zawsze przynosiły im permanentne korzyści. Liczy się tzw. per saldo .
Bo który kraj w tamtym regionie – jeśli pominiemy Izrael i jego wpływy na polityków amerykańskich – mógłby spełniać odpowiednią rolę, zgodną z wspomnianą doktryną amerykańską? Były chyba próby z Egiptem, ale nic z tego nie wyszło. Turcja zaś jest zbyt niezależna i leży na uboczu strefy konfliktu, a przez to nie jest bezpośrednio w nim uwikłana. Choć ze strategicznego punktu widzenia jest to dobry partner (gospodarczo, militarnie, politycznie), o odpowiedniej formie władzy (dla USA). Sądzę, że ten kraj może odegrać jeszcze dużą rolę w tym konflikcie, choćby na płaszczyźnie nieoficjalnej.
A Izrael okazał się być na tyle mocny i stabilny, że potrafił przetrwać wszystkie zawirowania wojenne.
USA więc mogą sobie pozwolić na pewne straty, byle wspomniane per saldo dawało wynik dla nich dodatni.
Pozdrawiam
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 29.12.2008 - 14:52