Dalekie zadupie gdzieś, ludzie palą w piecach starymi butelkami, czasem szmatą, a jak przyciśnie zimno, idzie co się nawinie pod ręką. Węgiel, jeśli ktoś w ogóle kupił, trzyma się na większy mróz. Przecież dopiero listopad. Ja też “grzeję” się pod kaloryferem, zwłaszcza z rana, gdy po nocy do pieca jeszcze niedołożone. Wieczorami smog i słupy dymu do nieba, jakby wokół buzowało pięć elektrowni. Światła przygaszone, mokro, oblepiająco, z drzew zrywają się resztki liści, świszcząc, cmokając, horror… W ciemnościach wygląda się na ulicę, z kuchni, siedząc za stołem, czasem z łokciem na kolanie, brodą przy parapecie, nie ma o czym gadać, nie chce się... Oby do dnia, robota pilna jakaś nie czeka, wypracowana emerytura, przyznana renta, można czekać na małe zdarzenia, sytuacje, coś.
O Smoleńsku się nie rozmawia, lud smoleński tu jest, ale Smoleńsk go nie zajmuje. Smoleńsk to temat dla szczęśliwych ludzi, dla okularników z Warszawy, na Smoleńsk nie każdego stać. Siedzę i nawet do głowy mi nie przychodzi, żeby wspomnieć Smoleńsk. Nie dlatego, że o Smoleńsku byśmy nie pogadali, nic bardziej mylnego. Ale to jakoś nie ja powinienem zacząć, nie wypada. Co to zresztą byłby za Smoleńsk; tu Smoleńskiem są tacy okularnicy z Warszawy jak ja, no, prawie tacy jak ja, bo ja jestem trochę swój, a trochę już nie wiadomo czyj. Taki bez miejsca, co oni czują doskonale, a ja wiem, że oni to czują i dlatego siedzę cicho.
Przed chwilą czytałem na blogu swój stary tekst z 10 albo 11 kwietnia 2010 r., zaraz po katastrofie. Wydawało mi się wtedy, a nawet jeszcze całkiem niedawno, że coś o tym wiem, byłem swego rodzaju świadkiem, oglądałem ludzi, którzy dotknęli zimnego. Nic nie wiem, nic nie rozumiem. Słaby tekst. Lepiej było go nie pisać. A jeszcze wcześniej jakiś czas temu, kilka dni temu, chciałem ułożyć tekst o Smoleńsku jako nowym kryterium podziału, mniej udanym, gorszym niż komuna czy lustracja. I o tym, że ja nie chcę chodzić w tym kagańcu, i że czym innym jest szukanie prawdy a czym innym hasło na koszulce. Najlepszy podział, jeśli już podział być musi, to prawdopodobnie na tych podtrzymujących wolną Polskę, choćby z ryżym pudlem u władzy. Drugiego członu nie dopowiadam. Dobrze, że nie ułożyłem. Jak o czymś takim pisać bez wstydliwego patosu? Widocznie musi tak być, że trzeba przez to przejść, nie można przyspieszać zdarzeń.
Dopijam niedobrą kawę. Do okna mam przestrzeń między fotelem a kaloryferem. Zaraz wyjrzę, z tej pozycji nie widzę ulicy. Ależ mocno to żelastwo grzeje, nawet za mocno. Raz za mocno, raz za słabo…
komentarze
Obawiam się
że będziesz chyba musiał dopowiedzieć ten drugi człon.
Zwolennicy ryżego są według swego mniemania najlepszymi podtrzymywaczami wolnej Polski. Dorównują w tym przekonaniu najbardziej zajadłym przeciwnikom. Terminologia i środki wyrazu są nieco inne, owszem…
merlot -- 09.11.2012 - 14:39-->Merlot
Coś mi się nie wydaje, żeby ludzie od ryżego pudla w ogóle myśleli w tych kategoriach. Łatwe i przyjemne życie, polityka jako garnitur szyty na miarę. Pewnie nie wszyscy, ale za to wszyscy ważni. A wolną Polskę to nie sztuka trzymać, kiedy nikt jej nie chce nawet z unijną dopłatą. Nie-ło-to-się-roschozi-panie, jak mawiają językiem tubylcy.
referent -- 09.11.2012 - 15:05Panie Referencie!
A o co się rozchodzi, bo jestem ciemny jak tabaka w rogu.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 09.11.2012 - 15:31-->J. Maciejowski
A Pan jest umysł ścisły, czy — jak dawniej mawiano – humanista? Bo nie wiem jakich środków użyć.
referent -- 09.11.2012 - 15:33Panie Referencie!
Ja mam przygotowanie ścisłe (mat.-fiz. z rozszerzoną mat.), a nawet epizod na politechnice, ale jestem humanistą – psychologiem. Natomiast rodzona siostra twierdzi, że jestem ściśnięty.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.11.2012 - 00:08