9-11-12

Dalekie zadupie gdzieś, ludzie palą w piecach starymi butelkami, czasem szmatą, a jak przyciśnie zimno, idzie co się nawinie pod ręką. Węgiel, jeśli ktoś w ogóle kupił, trzyma się na większy mróz. Przecież dopiero listopad. Ja też “grzeję” się pod kaloryferem, zwłaszcza z rana, gdy po nocy do pieca jeszcze niedołożone. Wieczorami smog i słupy dymu do nieba, jakby wokół buzowało pięć elektrowni. Światła przygaszone, mokro, oblepiająco, z drzew zrywają się resztki liści, świszcząc, cmokając, horror… W ciemnościach wygląda się na ulicę, z kuchni, siedząc za stołem, czasem z łokciem na kolanie, brodą przy parapecie, nie ma o czym gadać, nie chce się... Oby do dnia, robota pilna jakaś nie czeka, wypracowana emerytura, przyznana renta, można czekać na małe zdarzenia, sytuacje, coś.

O Smoleńsku się nie rozmawia, lud smoleński tu jest, ale Smoleńsk go nie zajmuje. Smoleńsk to temat dla szczęśliwych ludzi, dla okularników z Warszawy, na Smoleńsk nie każdego stać. Siedzę i nawet do głowy mi nie przychodzi, żeby wspomnieć Smoleńsk. Nie dlatego, że o Smoleńsku byśmy nie pogadali, nic bardziej mylnego. Ale to jakoś nie ja powinienem zacząć, nie wypada. Co to zresztą byłby za Smoleńsk; tu Smoleńskiem są tacy okularnicy z Warszawy jak ja, no, prawie tacy jak ja, bo ja jestem trochę swój, a trochę już nie wiadomo czyj. Taki bez miejsca, co oni czują doskonale, a ja wiem, że oni to czują i dlatego siedzę cicho.

Przed chwilą czytałem na blogu swój stary tekst z 10 albo 11 kwietnia 2010 r., zaraz po katastrofie. Wydawało mi się wtedy, a nawet jeszcze całkiem niedawno, że coś o tym wiem, byłem swego rodzaju świadkiem, oglądałem ludzi, którzy dotknęli zimnego. Nic nie wiem, nic nie rozumiem. Słaby tekst. Lepiej było go nie pisać. A jeszcze wcześniej jakiś czas temu, kilka dni temu, chciałem ułożyć tekst o Smoleńsku jako nowym kryterium podziału, mniej udanym, gorszym niż komuna czy lustracja. I o tym, że ja nie chcę chodzić w tym kagańcu, i że czym innym jest szukanie prawdy a czym innym hasło na koszulce. Najlepszy podział, jeśli już podział być musi, to prawdopodobnie na tych podtrzymujących wolną Polskę, choćby z ryżym pudlem u władzy. Drugiego członu nie dopowiadam. Dobrze, że nie ułożyłem. Jak o czymś takim pisać bez wstydliwego patosu? Widocznie musi tak być, że trzeba przez to przejść, nie można przyspieszać zdarzeń.

Dopijam niedobrą kawę. Do okna mam przestrzeń między fotelem a kaloryferem. Zaraz wyjrzę, z tej pozycji nie widzę ulicy. Ależ mocno to żelastwo grzeje, nawet za mocno. Raz za mocno, raz za słabo…

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Obawiam się

że będziesz chyba musiał dopowiedzieć ten drugi człon.

Zwolennicy ryżego są według swego mniemania najlepszymi podtrzymywaczami wolnej Polski. Dorównują w tym przekonaniu najbardziej zajadłym przeciwnikom. Terminologia i środki wyrazu są nieco inne, owszem…


-->Merlot

Coś mi się nie wydaje, żeby ludzie od ryżego pudla w ogóle myśleli w tych kategoriach. Łatwe i przyjemne życie, polityka jako garnitur szyty na miarę. Pewnie nie wszyscy, ale za to wszyscy ważni. A wolną Polskę to nie sztuka trzymać, kiedy nikt jej nie chce nawet z unijną dopłatą. Nie-ło-to-się-roschozi-panie, jak mawiają językiem tubylcy.


Panie Referencie!

A o co się rozchodzi, bo jestem ciemny jak tabaka w rogu.

Pozdrawiam


-->J. Maciejowski

A Pan jest umysł ścisły, czy — jak dawniej mawiano – humanista? Bo nie wiem jakich środków użyć.


Panie Referencie!

Ja mam przygotowanie ścisłe (mat.-fiz. z rozszerzoną mat.), a nawet epizod na politechnice, ale jestem humanistą – psychologiem. Natomiast rodzona siostra twierdzi, że jestem ściśnięty.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość