Kiedy w latach 60’ Marshall McLuhan w „Galaktyce Gutenberga” napisał o „globalnej wiosce” przez jednych był uważany za ekscentryka, przez innych za proroka. Minęło z górą 40 lat, maksyma McLuhana została wciągnięta przez mainstreamowy dyskurs i zbanalizowana. Pierwotnie słowa McLuhana odnosiły się do gęstnienia sieci komunikacji; dziś pojęcie się rozmyło i nabrało nowych znaczeń dotykając właściwie wszystkich zjawisk związanych z globalizacją. Oś sporu, którą symbolizuje rozlewająca się „globalna wioska” pozostała jednak niezmieniona. Zmieniły się tylko proporcje ścierających się sił. Elementem tej dyskusji z całą pewnością jest Unia Europejska. W wielkim skrócie rzecz ujmując: z jednej strony okopali się zwolennicy globalizacji/kosmopolici, z drugiej jej strony przeciwnicy, czy też sceptycy, narodowcy i izolacjoniści. Zarówno jedni jak i drudzy sami sobie wydają się być depozytariuszami właściwej perspektywy, właściwego oglądu świata. Zarówno jedni jak i drudzy mówią innymi językami. Zarówno jedni jak i drudzy inaczej widzą świat, mają inne priorytety i postawy. Zarówno jedni jak i drudzy wymieniają między sobą uśmiechy politowania. Jedni jak i drudzy są dziećmi innej spuścizny historycznej. Widać to zwłaszcza w Polsce. Jest jednak coś, co łączy zwaśnione strony barykady. Stereotypy. Podskórny bój o Unię Europejską to bój na stereotypy. Stereotypy dotyczące Unii, dotyczące „tych innych” z drugiej strony barykady i autostereotypy.
Po jednej stronie barykady stoją euroentuzjaści. Tuż po ogłoszonej w 1989 roku przez Francisa Fukuyamę rzekomej śmierci historii obrali oni kurs na Zachód. Na ten mityczny Zachód, gdzie są pełne półki, papier toaletowy jest gładki, a ludzie chodzą w kolorowych ubraniach. Po Odwilży i wolnych wyborach głęboko odetchnęli. Spoglądając za zachodni horyzont widzieli Lepszy Świat, który od tej pory mogli swobodnie naśladować i gonić. Zachód był dla nich synonimem postępu i kultury, której brakowało im po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Dla nich wszystko to, co związane ze starym systemem lub z historią stało się balastem, w zrzuceniu którego mógł pomóc Zachód. Rewolucja 89 była dla nich często rewolucją „sklepowych półek”. Z pewnością męczyła ich pycha oświeceniowego postępu. Dzisiaj ich szeregi zostały zasilone przez postpolityczną młodzież, która łyka dyskurs głównego nurtu, w którym Europa jest migoczącą na horyzoncie latarnią. Sami o sobie myślą (co potwierdzają badania) jako o wykształconych pragmatykach z dużych miast. Często sama aspiracja do bycia w kręgu „wykształconych, dynamicznych, europejskich” wystarczy, aby proeuropejskim się stać. Jest to autokatalityczny proces produkcji euroentuzjastów. Dla nich druga strona barykady, to kołtuni i zaścianek. Argumenty przeciwników są albo nierozumiane, albo nakrywane salwami śmiechu.
Druga strona barykady to eurosceptycy. Ich historyczne zakorzenienie jest znacznie głębsze. W ich myśleniu często widoczna jest klisza pozaborowa. Tak jak euroentuzjasta z obrzydzeniem patrzy na PRL, tak eurosceptyk w PRL-u widzi kontynuację fatalnego losu Polski. Dla eurosceptyków Bruksela często równa jest Targowicy. Po przełomie 1989 spoglądali na zachód z nadzieją, ale z większą rezerwą i dystansem. Zachód jest dla nich kolejnym potencjalnym kolonizatorem. Eurosceptycy przywiązani są do tradycji i historii. Istotne są dla nich korzenie. Z jednej strony są to ludzie, którzy na transformacji zyskali najmniej, z drugiej strony konserwatywni intelektualiści pielęgnujący tradycje niepodległościowe. Tak jak euroentuzjastów dotyka oświeceniowa pycha postępu i niecierpliwe oczekiwanie na kolejne jego przejawy, tak eurosceptycy często nie dostrzegają postępu, który już się dokonał. Dla eurosceptyka euroentuzjasta jest osobą „bez wyższych wartości”, sodomitą, bądź sprzedawczykiem. Sami siebie określają jako patriotów z głębokim umiłowaniem ojczyzny.
Pomiędzy tymi dwoma zwaśnionymi stronami stoi strona trzecia. Ta demiurgiczna. Technokraci. Im więcej o tej trzeciej grupie i mechanizmach, na podstawie których działa, wiedzą dwie pozostałe grupy tym gorzej dla stereotypów. A lepiej dla demokracji.
komentarze
bardzo trafne
czekam na kolejny tekst, teraz o technokratach
AnnaP -- 29.09.2008 - 21:20Zgadzam się z Anną P
świetna analiza.
A to co piszesz:
“Zarówno jedni jak i drudzy sami sobie wydają się być depozytariuszami właściwej perspektywy, właściwego oglądu świata. Zarówno jedni jak i drudzy mówią innymi językami. Zarówno jedni jak i drudzy inaczej widzą świat, mają inne priorytety i postawy. Zarówno jedni jak i drudzy wymieniają między sobą uśmiechy politowania.”
Ja bym stwierdził że wtakim razie ijedni i drudzy to misjonarze
:)
P.S. A z tą ,,globalną wioską” to czytałem gdzieś, że ta nazwa to raczej średnio pasuje do światowej rzeczywistości,znaczy że świat wioski to raczej nie przypomina, bardziej wielką metropolię.
Nie wiem czy to nie u Kapuścińskiego i nie pamiętam dokłądnie o co chodzi, no, ale cóż, co ja poradzę, że takie luki w wiedzy mam.
Eh, ta wieczna ignorancja…
Pozdrówka.
grześ -- 29.09.2008 - 21:04