Czemu nie? Skończmy ze społecznymi bajdami, że nauczyciel pracuje tylko osiemnaście godzin. Dzisiaj znowu słyszałem to od oświeconego dziennikarstwa w salonie prasowym Trójki. Zgromadzeni naopowiadali banialuk, podparli się obiegowymi stereotypami i zadowoleni z siebie skonstatowali, że podobnie myśli 44% respondentów jakiegoś badania dla Rzeczpospolitej, w którym społeczeństwo orzekło, że nauczyciel powinien zarabiać między 1 – 2 tysiącami złotych.
Jeden z dziennikarzy stwierdził, że on też musi się przygotowywać po pracy i widać efekty tego przygotowywania, ale nie chodzi o wylewanie kubłów pomyj na dziennikarskie głowy. Chodzi o to co zmienić?
Co można szybko zmienić bez radykalnych pomysłów o totalnej prywatyzacji, która wg mnie doprowadzi raczej do zapaści niż do ewolucji, bo nie mamy jako społeczeństwo przygotowania mentalnego do takich zmian.Prywatyzacja może, ale nie dziś.
Nie będę odkrywał Ameryki, ale od niej troszkę ściągnę. Podstawówek nie ruszać. Może później. Za to zmienić gimnazja. Gimnazjum jako koszary dla młodych ludzi w trudnym wieku, ale w tych koszarach niech dobierają sobie zajęcia wg własnego uznania. Stworzyć grupę przedmiotów obowiązkowych (np. polski, j.obcy, matematyka) oraz liczbę zajęć dodatkowych, które w danym roku uczeń powinien zaliczyć. Rozszerzyć ofertę zajęć dodatkowych. oprócz znanych już przedmiotów może filozofia, historia sztuki, religioznawstwo, programowanie, webmastering, taniec nowoczesny, gastronomia itepe Można mnożyć. Niech się szkoły ścigają w ofertach. Łatwo to będzie zrobić gdy nauczycielowi da się większą swobodę i przestanie się zawracać głowę planami pracy, rozkładami materiału. Uczeń dostanie możliwość chodzenia na zajęcia, które go interesują, więc automatycznie poprawi sie dyscyplina, bo głupoty są z nudów. Jak się nudzi na fizyce to niech idzie się wyszumi na dzierganiu szalików klubów piłkarskich.
Przy takim rozwiązaniu będzie możliwe zróżnicowanie wynagrodzenia. Wyższa stawka dla nauczycieli przedmiotów obowiązkowych, a w tych nieobowiązkowych niech decyduje właśnie coś na kształt bonu edukacyjnego.
Przerzuca też większą odpowiedzialność za wykształcenie na rodzinę, która może podpowiadać albo wymuszać aby pociecha kształciła się w danym kierunku i jak chcą z niego zrobić lekarza to wiadomo, że bardziej mu się przydadzą zajęcia z anatomii niż podstaw elektroniki.
Nauczyciel skoszarowany z uczniem w szkole. Niech będzie zatrudniony na 40 godzinnym etacie. Za godziny dydaktyczne dodatkowe wynagrodzenie. Koniec z wywiadówkami. Jak wycieczka to niech rodzice pacą za te dodatkowe godziny. Jak disco to niech płacą za opiekę.
To nie prawda, że nauczycielom zależy tylko na kasie. My chcemy zmian, nie tylko na pasku z wypłatą.
komentarze
Ja się nie znam
choć jako dziecko z obojga stron nauczycielskie pamiętam mizerię tego zawodu.
Te sprawdzanie klasówek i zeszytów do północny, ciągle kursy i dokształcania. Wywiadówki i zebrania, wycieczki, czyny społeczne i wiece na zlecenie komuny. Wszystko za darmo.
Trzeba było dorobić.
No to korki, kursy wieczorowe, dyżury w internacie, stołówce, świetlicy.
Jedyna zaletą systemu były mieszkania. W małych miejscowosciach szybciej dostawali je poszukiwani nauczyciele, lekarze i inni specjaliści.
A teraz?
Część może iść do prywatnego szkolnictwa ale ile tego jest i jak płatnego nie wiem.
W wyższych szkołach płaca dobrze, w niższych nie wiem.
Wiem jedno, ten co chowa cudze dzieci ten nie ma czasu na własne. Ja dostawałem książkę do łapy i wskazówkę mamy – tu jest woda w kranie a tu jest chleb. I wychodziła.
Igła
Igła -- 19.01.2008 - 12:54Sajonara
Nie wytrzymałbym ośmiu godzin wykładów dziennie. Podejrzewam, że nikt. Jeżeli zaś mają tu być nie tylko dydaktyczne godziny, to i owszem ale płatne. Zgoda – wszystkie.
W tej sytuacji szkoły mające liczniejszych uczniów muszą mieć więcej pieniędzy. Bez miernika, według którego się pieniądze dzieli nie bardzo jest to możliwe. A przecież nie chcemy podtrzymywać układów. Dlatego też bon wydaje mi się uzasadniony.
Stary -- 19.01.2008 - 12:56Stary
Oczywiście, że 8 godzin zajęć dydaktycznych to fikcja. Można, ale wartość tych zajęć będzie mierna. Nie rozumieja to ludzie, którzy znają szkołę tylko od strony ucznia.
Nauczyciel ma co robić poza nauczaniem. Sprawdzać prace uczniów, prowadzić niezbędna dokumentację. Przygotowywać kolejne lekcje. Niech robi to w szkole. Nie będzie marudzenia, że jest mu dobrze, bo po 3 godzinach wraca do domu.
Poza tym zajęcia zajęciom nierówne. Inaczej się prowadzi lekcje z gramatyki, a inaczej luźne zajęcia z dziennikarstwa. Inaczej naucza się teorię z chemii, a inaczej robi praktyczne zajęcia z uzdatniania wody. W końcu inaczej się pracuję z grupą 12 osobową, a inaczej z 30 gdzie połowa się nudzi, bo ma daleko w dupie cumulusy.
sajonara -- 19.01.2008 - 13:34Sajonara
Wyższa stawka dla nauczycieli przedmiotów obowiązkowych, a w tych nieobowiązkowych niech decyduje właśnie coś na kształt bonu edukacyjnego.
Już widzę te ciągnące się latami dyskusje, ktore to przedmioty winny być obowiązkowe, a które – nie. I oczywiście będzie to dysputa mająca jedynie na celu dobro ucznia.
Magia -- 19.01.2008 - 14:25He, he.
Sajonara
“Ma w dupie cumulusy” :)))
Ufka -- 19.01.2008 - 15:14Myślę,że nawet gdybyś zrobiła striptiz to byliby tacy,co by powiedzieli,że w telewizji lepsze laski widzieli…
Ja bym zrobiła z tym porządek – skończyłabym z fikcją obowiązkowego nauczania,jakby rodzic nie miał ochoty przyłożyć się do pilnowania ancymonka (wagary,rozrabianie,ale takie typu picie,duża agresja w stosunku do nauczyciela lub innych uczniów) – to trudno.Niech kształci prywatnie na własny koszt,albo niech mu z nudów podpala mieszkanie.
Bo dla niektórych rodziców szkoła i nauczyciele to taka bezpłatna, wielogodzinna opieka nad ich dzieckiem.
Przepraszam - jeśli chodzi o ciebie to jednak striptiz
jakieś panienki by zadowolił :)))
Ufka -- 19.01.2008 - 15:18Magia
Niech genialna pani minister wyda sąd arbitralny, niech rząd zarządzi i koniec rozmów czy zestaw obowiązkowych j.polski,j. obcy, matematyka jest zły? Co tu dodawać? Historię?? religię??
sajonara -- 19.01.2008 - 17:13Ufka
a ty przeczytałaś co napisałem w głównym wpisie czy tylko doczepiłaś się komentu?
sajonara -- 19.01.2008 - 17:16Całkowita likwidacja przymusu szkolnego to wizja Meksyku.
Sajonara
Przeczytałam wszystko.Tylko wk…wia mnie,że wszystko sie zwala na szkołę.Mój kuzyn posłał w Sztokholmie dziecko do prywatnej szkoły,gdzie trzeba zapisać dziecko przed urodzeniem,płacił straszne pieniądze i musiał się udzielać społecznie bez przerwy,a u nas nawet na zebranie rodzic nie ma ochoty przywlec d..y chociaż właśnie z jego dzieckiem są największe problemy
Ufka -- 19.01.2008 - 18:00Słucham właśnie
oświeconego panów Janeckiego i Ziomeckiego. Powiem tak, pieprzą bzdury…
Teraz Ziomecki zarzuca, że dzieciak chodzą do kina czy Zielona szkoła się odbywa, a nie wie, że to praca taka sama jak na lekcji.
I to bardziej odpowiedzialna…
Jeszcze ma problem, że dzieciaków tyle w klasach nie ma co dawniej, no chore.
A pan Janecki się upajał jak to on musi się przygotowywać.
A co do twojego tekstu, to dobre pomysły, ja moge siedzieć w szkole codziennie 8 godzin:), tyle, że np. nie do końca wyobrażam sobie przygotowywanie zajęć w szkole, np. nie w każdej jest internet, ja np. by przygotować (troche inny rodzaj szkoły) zajęcia z kultury niemieckiej, to chociazby musiałem przetrsząsnąć tak kilka .kilkanaście teczek z kserówkami ze studiów czy z jakimiś materiałami,zeby więc dobrze przygotować xzajęcia, musiałbym chyba pokój cały se do szkoły przetransportować.
grześ -- 20.01.2008 - 11:29Sajonara
po co komplikowac- nie wiem. Bon edukacyjny byłby wystarczający. Ludzie go nie przepiją, a sytuacja oczyści sie automatycznie.
No i wyleca ze szkół dzieci z tzw. “opiniami”, czyli rózne matołki i adehadowcy. Wiem że to brutalne, ale moja żona jest nauczycielką i jak opowiada o tym, jak wyglądaja jej klasy, które okresla mianem cichych integracyjnych to jest to szok.
Bon edukacyjny i niech ludzie zaczną sami decydować. Jak ktos będzie chcial, żeby córka była fryzjerką, to ten bon edukacyjny niech jej opłaca zajęcia u najlepszych szpeców od czupiradeł. Jak chce na medycynę wysłac- niech dopłaca do bonu i szuka najlepszych fachurów do nauki dziecka.
Ten system który jest nie daje sie zreformowac.
Artur M. Nicpoń -- 20.01.2008 - 18:29"rózne matołki i adehadowcy"
znowu się odezwał pan mądraliński … weź ty się człowieku men nie wypowiadaj w kwestiach o których nie masz bladego pojęcia … miałem i mam dzieciaki z adhd i to nie są żadne matołki … matołem i to konkretnym to ty jesteś... nie no szkoda słów na ciebie, ty po prostu gardzisz innymi, a to że twoja żona nie radzi sobie z klasami integracyjnymi to świadczy o niej … może powinna zostać fryzjerką, albo sekretarką, a nie nauczycielem …
w mojej klasie są dzieciaki z adhd, jest dziewczyna z mutyzmem, i cała masa trudnych przypadków i nikt nikomu do garda nie skacze, ale oczywiście dla takich wybitnych intelektualistów jak ty oni powinni umieć się podpisać i wypierdalać kopać rowy, tak?
próbujesz być kontrowersyjny a jesteś żałosny po prostu … ręce opadają
“...mama anarchija, papa stakan partwiejna!”
Docent Stopczyk -- 21.01.2008 - 01:36A.M. Nicpoń
O bonie już pisałem nieraz. Jest to iluzja. Rozwiąanie może dla 20% szkół.
Promuje bylejakość i kombinaty, a nie szkoły. Na starcie wygrywają szkoły dla 2 tysięcy uczniów z klasami 30-osobowymi i nauczycielami- stażystami. Szkoła nie zatrudni najlepszych specjalistów od czupiradeł, bo im sie to nie opłaca. Taniej wyprodukować 10 średnich fryzjerów niż jednego wirtuoza.
Co do dzieci dysfunkcyjnych to niestety stoje po stronie Docenta. Niemniej jest problem z nadużywaniem przywileju dziecka dysfunkcyjnego. Z moich obserwacji wśród tych dyslektyków, dysortografów i innych dys jest masa zwykłych leni i oszustów. Brak kasy i chyba chęci powoduje, ze szkoły same niejako nakłaniają do tego rodzaju patologii. gdyby za “papierkiem” kryły się obowiązkowe, pozalekcyjne zajęcia wyrównawcze to stawiam dużą kasę, że połowa by nagle cudownie ozdrowiała.
sajonara -- 21.01.2008 - 08:56