Radośnie skąpani we własnej krwi, dumni, wyprostowani. Piękni i młodzi, nadający się na jedynkę do Timesa. Tacy byli bohaterowie. Mało, że nikt nie sikał na portret Rydza-Śmigłego. Tam w ogóle nikt nie sikał! Polacy- rodacy, którzy giną za ojczyznę nie są już ludźmi. Spływa na nich boska łaska, dzięki której obcy im jest zapach strachu i gorzały. Tak Panie Nowaku. Tacy są prawdziwi bohaterowie.
Klasyczne. W ten sposób można wyśmiać właściwie każdy kontragument w tej sprawie, bo sztuka i swoboda twórcza nie powinna być ograniczana przez bezdusznych urzędników. Szkoda tylko, że to Ci urzędnicy dają pieniądze, więc narzekać można tylko półgębkiem.
Cała afera wokół filmy wydaje mi się cokolwiek nadęta – ale biorąc pod uwagę, jak niski jest poziom polskiej kinematografii i jak żenująco wypada ona w tematyce wojennej, naprawdę nie mam nic przeciw żeby taki kubeł zimnej wody naszym gwiazdom na łby wylać. Bo sikał czy nie sikał to naprawdę sprawa drugorzędna.
W “Szeregowcu Ryanie” Amerykanie na plaży Omaha wściekli po stratach przy lądowaniu rozwalają więźniów którzy ewidentnie się poddają, a całe zdarzenie kwitują żarcikiem “nie zrozumiałem co mówił”. W rosyjskiej “9 Kompanii” chłopaki urządzają sobie całym plutonem seksik z wynajętą panienką, wszystko w kolejności i porządku, jak to w armii. Przykładów może dać więcej – pokazując wojnę i armię, filmowcy pokazują sprawy szokujące, bo takie i owszem w armii mają miejsce.
Rzecz w tym, że to nie te sceny są kwintesencją kina wojennego, ale solidne potraktowanie widza oczekującego pokazania realiów a także rozmach, kiedy rozmach jest oczekiwany. A co mamy w przypadku “Tajemnic Westerplatte”? Do cholery, nawet tytuł wskazuje, że film skoncetruje się na jakichś sensacjach i tajemnicach, a nie na tym, co się rzeczywiście działo przez 7 dni w placówce celnej. I jak często w naszej rodzimej kinematografii, zabraknie tego co najważniejsze – spójnej akcji, wiarygodnych bohaterów i rozmachu w scenografii, bo dziury w tych elementach ma pokryć tania sensacja. A szczerze – uważam, że cała zadyma którą mamy to poprostu pomysł PR-owca (dość standardowy) który puścił plotkę o filmie, licząc na to że kontrowejsyjne sceny zaciekawią przyszłą publikę i nie zdawał sobie sprawy, że zadyma może mieć prawdziwe, finansowe skutki dla projektu. Ot ironia.
Może nadinterpretuję – ale kiedy wymyśla się tytuł projektu filmowego, to ma on na celu uchwycenie kwintesencji dzieła. Jeśli kwintesencją przyszłego filmu mają być jakieś “tajemnice”, to ja wychodzę z kina, bo to nie jest kino wojenne.
post-nowoczesnyRadośnie
Radośnie skąpani we własnej krwi, dumni, wyprostowani. Piękni i młodzi, nadający się na jedynkę do Timesa. Tacy byli bohaterowie. Mało, że nikt nie sikał na portret Rydza-Śmigłego. Tam w ogóle nikt nie sikał! Polacy- rodacy, którzy giną za ojczyznę nie są już ludźmi. Spływa na nich boska łaska, dzięki której obcy im jest zapach strachu i gorzały. Tak Panie Nowaku. Tacy są prawdziwi bohaterowie.
Klasyczne. W ten sposób można wyśmiać właściwie każdy kontragument w tej sprawie, bo sztuka i swoboda twórcza nie powinna być ograniczana przez bezdusznych urzędników. Szkoda tylko, że to Ci urzędnicy dają pieniądze, więc narzekać można tylko półgębkiem.
Cała afera wokół filmy wydaje mi się cokolwiek nadęta – ale biorąc pod uwagę, jak niski jest poziom polskiej kinematografii i jak żenująco wypada ona w tematyce wojennej, naprawdę nie mam nic przeciw żeby taki kubeł zimnej wody naszym gwiazdom na łby wylać. Bo sikał czy nie sikał to naprawdę sprawa drugorzędna.
W “Szeregowcu Ryanie” Amerykanie na plaży Omaha wściekli po stratach przy lądowaniu rozwalają więźniów którzy ewidentnie się poddają, a całe zdarzenie kwitują żarcikiem “nie zrozumiałem co mówił”. W rosyjskiej “9 Kompanii” chłopaki urządzają sobie całym plutonem seksik z wynajętą panienką, wszystko w kolejności i porządku, jak to w armii. Przykładów może dać więcej – pokazując wojnę i armię, filmowcy pokazują sprawy szokujące, bo takie i owszem w armii mają miejsce.
Rzecz w tym, że to nie te sceny są kwintesencją kina wojennego, ale solidne potraktowanie widza oczekującego pokazania realiów a także rozmach, kiedy rozmach jest oczekiwany. A co mamy w przypadku “Tajemnic Westerplatte”? Do cholery, nawet tytuł wskazuje, że film skoncetruje się na jakichś sensacjach i tajemnicach, a nie na tym, co się rzeczywiście działo przez 7 dni w placówce celnej. I jak często w naszej rodzimej kinematografii, zabraknie tego co najważniejsze – spójnej akcji, wiarygodnych bohaterów i rozmachu w scenografii, bo dziury w tych elementach ma pokryć tania sensacja. A szczerze – uważam, że cała zadyma którą mamy to poprostu pomysł PR-owca (dość standardowy) który puścił plotkę o filmie, licząc na to że kontrowejsyjne sceny zaciekawią przyszłą publikę i nie zdawał sobie sprawy, że zadyma może mieć prawdziwe, finansowe skutki dla projektu. Ot ironia.
Może nadinterpretuję – ale kiedy wymyśla się tytuł projektu filmowego, to ma on na celu uchwycenie kwintesencji dzieła. Jeśli kwintesencją przyszłego filmu mają być jakieś “tajemnice”, to ja wychodzę z kina, bo to nie jest kino wojenne.
Barbapapa -- 06.09.2008 - 20:44