Śmierć na skutek nowotworu jest o tyle trudna i koajrząca się z przegraną – wg mnie – że jest to proces, w którym bardzo mocno zdajemy sobie sprawę, że może zakończyć się śmiercią. Ta świadomość jest mocnym doswiadczeniem.
W przypadku innych śmierci jest to mniej bolesne, mam tu na myśli śmierć “nagłą”. Natomiast nowotworowa śmierć jest jakby świadomym umieraniem.. – jeśli się nie uda uleczyć.
W mojej rodzinie dwie osoby wygrały z rakiem. Jedna, po przejściu wyczerpującego leczenia była w beznadziejnym stanie. Wylądowała w hospicjum na “dożycie”, by do 3 miesięcy umrzeć.
Obecnie jest radosną, wyleczoną z komórek rakowych emerytką cieszącą się zdrowiem i wnukami.
Druga osoba miała raka piersi, po amputacji jednej piersi i chemioterapii komórki rakowe się “rozpłynęły”. Już pięc lat jest ok.
Przegrała zaś jedna osoba. Od diagnozy do śmierci upłynęło niecałe pół roku.. .
W śmierci powodowaną chorobą, tym co dodaje dramaturgii i mocnych przeżyć jest cierpienie przez które przechodzi zarówno osoba chora jak i cała rodzina i znajomi. Można powiedzieć, że przez proces umierania osoby chorej nieuleczalnie przechodzi zarówno osoba chora jak i cała jej rodzina i przyjaciele jej.
Bardzo ważne jest aby umieć ten proces przejść w sposób dobry.. . Są takie smierci które są budujące oraz proces ich przeżywania jest integrujący i wyzwalający w pewnym sensie dla wszystkich którzy ją przeżywają. Są też takie śmierci z których nic dobrego nie wynika a ich wspomnienie budzi strach i grozę oraz traumę.. .
Trzeba umieć umierać.. , i chyba dotyczy nie tylko chorych na nieuleczalne choroby ale wszystkich śmiertelników( mnie piszącego też) – kilka minut pisania komentarza przybliżyło mnie do niej.. .
Gretchen
Śmierć na skutek nowotworu jest o tyle trudna i koajrząca się z przegraną – wg mnie – że jest to proces, w którym bardzo mocno zdajemy sobie sprawę, że może zakończyć się śmiercią. Ta świadomość jest mocnym doswiadczeniem.
W przypadku innych śmierci jest to mniej bolesne, mam tu na myśli śmierć “nagłą”. Natomiast nowotworowa śmierć jest jakby świadomym umieraniem.. – jeśli się nie uda uleczyć.
W mojej rodzinie dwie osoby wygrały z rakiem. Jedna, po przejściu wyczerpującego leczenia była w beznadziejnym stanie. Wylądowała w hospicjum na “dożycie”, by do 3 miesięcy umrzeć.
Obecnie jest radosną, wyleczoną z komórek rakowych emerytką cieszącą się zdrowiem i wnukami.
Druga osoba miała raka piersi, po amputacji jednej piersi i chemioterapii komórki rakowe się “rozpłynęły”. Już pięc lat jest ok.
Przegrała zaś jedna osoba. Od diagnozy do śmierci upłynęło niecałe pół roku.. .
W śmierci powodowaną chorobą, tym co dodaje dramaturgii i mocnych przeżyć jest cierpienie przez które przechodzi zarówno osoba chora jak i cała rodzina i znajomi. Można powiedzieć, że przez proces umierania osoby chorej nieuleczalnie przechodzi zarówno osoba chora jak i cała jej rodzina i przyjaciele jej.
Bardzo ważne jest aby umieć ten proces przejść w sposób dobry.. . Są takie smierci które są budujące oraz proces ich przeżywania jest integrujący i wyzwalający w pewnym sensie dla wszystkich którzy ją przeżywają. Są też takie śmierci z których nic dobrego nie wynika a ich wspomnienie budzi strach i grozę oraz traumę.. .
Trzeba umieć umierać.. , i chyba dotyczy nie tylko chorych na nieuleczalne choroby ale wszystkich śmiertelników( mnie piszącego też) – kilka minut pisania komentarza przybliżyło mnie do niej.. .
Pozdrawiam.
poldek34 -- 28.01.2012 - 15:19************************
Kopię tunel.. .