Dziękuję za mądry i pełen empatii tekst. Dziękuję za stawianie dobrych pytań i zwrócenie uwagi na pewne słowa. Szczególnie na słowo “walka”, występujące tak często zestawieniu z wieloma chorobami (walka z nowotworami, walka z chorobami serca, walka z AIDS, itd.) ale też w związkach typu “walka z narkotykami”, “walka z terrorem”, czy w kretyńskim oksymoronie “walka o pokój”.
Tam gdzie występuje “walka”, naturalnym jest rozpatrywanie efektów tejże w kategoriach “wygranej” lub “przegranej”, na co bardzo przytomnie zwróciła uwagę Pino. Ale to jeszcze nie wszystko.
Słowo “walka” niesie w sobie ładunek agresji i przemocy, co – jeśli walkę zestawiamy z chorobami – niejako automatycznie “wdrukowuje” w umysły potrzebę stosowania środków i metod wojennych, czyli agresywnych terapii, stępiając jednocześnie zainteresowanie ich skutkami ubocznymi. No, jeśli z czymś trzeba walczyć to cel (odniesienie zwycięstwa) uświęca środki. Hurrra! Do ataku! Bij, zabij! Na ten przykład – raka.
Zwykle bywa też tak, że w ferworze walki, przestajemy się interesować faktycznymi przyczynami, dla których walkę toczymy. Koncentrujemy się na zwalczaniu wroga, który jest ledwie symptomem, objawem pewnego długotrwałego procesu. Procesu, z którego obecności, przyczyn i przebiegu nie zdajemy sobie (lub nie chcemy zdawać) sprawy. Nie sporządzamy uprzednio bilansu potencjalnych zysków i strat. Liczy się sama walka. Walka z “objawionym” wrogiem – np. rakiem.
Ba! Tu nawet w idiotyczny sposób pojmowana profilaktyka, przypomina kosztowny wyścig zbrojeń, niosący więcej zagrożeń niż korzyści. No, ale trzeba się przecież przygotować do walki, żeby jej nie przegrać.
Gretchen
Dziękuję za mądry i pełen empatii tekst. Dziękuję za stawianie dobrych pytań i zwrócenie uwagi na pewne słowa. Szczególnie na słowo “walka”, występujące tak często zestawieniu z wieloma chorobami (walka z nowotworami, walka z chorobami serca, walka z AIDS, itd.) ale też w związkach typu “walka z narkotykami”, “walka z terrorem”, czy w kretyńskim oksymoronie “walka o pokój”.
Tam gdzie występuje “walka”, naturalnym jest rozpatrywanie efektów tejże w kategoriach “wygranej” lub “przegranej”, na co bardzo przytomnie zwróciła uwagę Pino. Ale to jeszcze nie wszystko.
Słowo “walka” niesie w sobie ładunek agresji i przemocy, co – jeśli walkę zestawiamy z chorobami – niejako automatycznie “wdrukowuje” w umysły potrzebę stosowania środków i metod wojennych, czyli agresywnych terapii, stępiając jednocześnie zainteresowanie ich skutkami ubocznymi. No, jeśli z czymś trzeba walczyć to cel (odniesienie zwycięstwa) uświęca środki. Hurrra! Do ataku! Bij, zabij! Na ten przykład – raka.
Zwykle bywa też tak, że w ferworze walki, przestajemy się interesować faktycznymi przyczynami, dla których walkę toczymy. Koncentrujemy się na zwalczaniu wroga, który jest ledwie symptomem, objawem pewnego długotrwałego procesu. Procesu, z którego obecności, przyczyn i przebiegu nie zdajemy sobie (lub nie chcemy zdawać) sprawy. Nie sporządzamy uprzednio bilansu potencjalnych zysków i strat. Liczy się sama walka. Walka z “objawionym” wrogiem – np. rakiem.
Ba! Tu nawet w idiotyczny sposób pojmowana profilaktyka, przypomina kosztowny wyścig zbrojeń, niosący więcej zagrożeń niż korzyści. No, ale trzeba się przecież przygotować do walki, żeby jej nie przegrać.
Kółko się zamyka. Chocholi taniec trwa.
Magia -- 29.01.2012 - 10:35