Szit hapens … Miałem iść do pracy żeby nadrobić tydzień, ale noga mnie tak napierdala, że nie dałem rady nawet wstać. A, że jet taki rosyjski zwyczaj, że aby wyjść trzeba najpierw trochę posiedzieć, to siedzę. Poza tym mam jeszcze czas …
Obejrzałem ostatnio niezły film – “Cadillac Records”. Trochę komiks, ale akurat w tym przypadku to się sprawdza. Rzecz jest o powstaniu założonej przez polskiego Żyda Lejzora Czyża (Leonard Chess po amerykańsku) wytwórni płytowej Chess Rec.
Chess, właściciel klubu dla czarnych pod wrażeniem talentu, ale też charakteru muzyka z Delty McKinley’a Morganfielda proponuje mu nagranie płyty. Tak powstaje pierwsza płyta Chess i pierwsze nagrania Muddy Watersa. Rodzi się chicagowski blues.
“Leonard Chess nie miał żadnych uprzedzeń do koloru skóry liczył się kolor kasy i to w takiej ilości by przestać byćżydkiem, by przestać być kolorowym” – wspomina Willy Dixon.
Leonard Chess
Chess miał szczęście bo trafił na genialnych muzyków. To dzięki ich talentowi zarobił miliony, ale i oni wyszli z nędzy i upokorzenia.
Muddy Waters
Mocną stroną filmu Derella Martina jest jego anegdotyczny charakter. Nie ma tu jakiegoś silenia się na dokumentalizm czy wierność faktom, jest za to masa krwistych (czasami dosłownie) historii z niemowlęcych czasów chicagowskiego bluesa.
Rzadko też spotyka się tak ciekawą galerię postaci. Chess (grany przez Adreina Brody’ego) chociaż od początku wiemy, że chodzi mu o zysk, budzi sympatię, bo staje po stronie swoich muzyków, szanuje ich.
Waters to zadufany w sobie gwiazdor i macho, Little Walter – typowy świr, jakby protoplasta Sida Viciousa (ale z prawdziwym talentem do grania, a nie tylko destrukcji), demoniczny Howlin’ Wolf, zawsze skłonny do kompromisu Willie Dixon (który w filmie pojawia sięjako narrator z offu) czy szalony Chuck Berry to ludzie z krwi i kości.
Howlin’ Wolf
“Caddilac Records” pokazuje nie tylko początki jednego z gatunków bluesa. Opowiada historię o tym jak kształtował sie współczesny show business z tak nieodłącznymi jego elementami jak przekupywanie DJ‘ów czy wymierzanie sprawiedliwości za pomocą rewolweru. To w końcu film, który wskazuje gdzie są korzenie rock’n‘rolla. Amen…
Little Walter
Nie jest to jakieś wybitne dzieło. Tak jak napisałem, to raczej komiks, ale w tym akurat amerykanie są dobrzy. Potrafią opowiedzieć o swojej historii prosto, ciekawie i, w tym przypadku, z szacunkiem dla ludziom którzy ją tworzyli.
Idę na kawę ... :)
Docent Stopczyk