Powoli wracała do niego świadomość. Z rozbitej głowy sączyła się ceglastoczerwona strużka. Porucznik odruchowo Sięgnął za pazuchę. Nie było portfela ani rewolweru. Pusta kabura uwierała jakby mniej. Zmienił jednak pozycję.
Czy to był przypadkowy cios, a może, też przypadkiem, natknął się na piekarza i jego synów. Mieli czekać pod jatką więc o przypadku nie może być mowy. Czyli spisek.
Porucznik podniósł się z trudem. Głowa ciężka i puste kieszenie nie zachęcały, ale jednak wszedł do knajpy “modry wieczór”. Zamówił pięćdziesiąt gram. Zapalił. Przeczekać...
...