Długo się leczyła.
„Nigdy nie zostaniecie rodzicami” – powiedział znakomity doktor przy kolejnej wizycie. Wróciła do domu jak w amoku, do śmieci wrzuciła wszystkie lekarstwa, kapsułki, żelki, ziółka, kalendarze, monitory…
Czuła się źle. „To zespół odstawienia” mówiła. On kupił test ciążowy. Rzuciła nim w Niego, wtedy pokłócili się pierwszy raz w życiu na poważnie.
Ale miał rację: była w ciąży, co potwierdził ten test i inny już lekarz, który nieomal zgiął się pod ciężarem kobiety znienacka wskakującej mu na głowę…
„Z radością zawiadamiamy, że w dziś o 18.45 urodził się Marcel Jan B****, śliczny i zdrowy chłopczyk”- wystukała na klawiaturze zanim zapadła w sen po narkozie… „Witaj na świecie, to ja, mamusia…” wyszeptała i ucałowała bordowy nosek, kiedy przynieśli jej dziecko. Ale zabrali, (pewnie dlatego, że sknocili znieczulenie i musieli ją uśpić do cesarki), dobrze, odpocznie. „Coś nie tak z dzieckiem” – szeptały złe usta. „Jak: nie tak? Przecież dostał 10punktów” – pomyślała przed zaśnięciem.
Ale złe usta miały rację. Stan bardzo poważny. Szpital jeden, drugi, oddział jeden, drugi – „Jeszcze nic nie wiemy”. Relanium, pyralgina… Dla syna, bo ona musiała być w pełni świadoma. Być matką.
A on umierał.
Podczas ataku bólu, kiedy piszczał tak przeraźliwie, jedyne, co mogła, to tulić go do bezmlecznych piersi. „Co to za matka, która nie karmi swojego dziecka!” – znów złe usta. Ale nie martwiła się tym, ani bólem brzucha (cięli ją przecież kilka dni temu), ani tym że zemdlała w łazience (słaba była przecież), ani zawrotami głowy… Dziecko, tylko dziecko – myślała wtedy.
Aż wzięła goluśkie, przeraźliwie piszczące dziecko pod paszki, w pozycji pionowej na wysokości swojej twarzy i wyszeptała: synu, jak mam pomóc… A on spojrzał jej prosto w oczy („Takie dziecko nie patrzy” – to złe usta), posikał się i zemdlał….
Układ moczowy!!!-krzyknęła lekarka, a oni paradoksalnie poczuli ulgę.
„Kieruję was na oddział do Profesora X. On się na tym zna. Trzeba mu zaufać” – powiedziała lekarka, a oni po raz pierwszy poczuli ten dziwny ucisk w dołku…
komentarze
MarekPl
NIe mam zwyczaju o tym mówić.
Ale po przeczytaniu “Adrian, mój syn” poczułam, że muszę...
Dziwne nawet…
W ostatnim czasie wszystko żywo wróciło. Ale z innego powodu.
Opiszę, jeśli zechcesz.
Jeśli nie – rozumiem i w tym momencie kończę.
Uściski :)
dorcia blee -- 17.02.2010 - 17:21Dorciu
Opisz, chcę :)
Obok mnie jest Kamil – 1 punkt APGAR. Tyle wpisali po czwartej próbie wezwania do życia
Dziś ma 187 cm wzrostu i silny jest jak tur :) i kochany jest i ma wielkie pełne miłości serce :)
Ale ja w sercu gdzieś jeszcze czuję tamten strach..
Dziękuję Ci Dorciu, bardzo
MarekPl -- 18.02.2010 - 08:11Teraz nie mogę, Panowie...
Strasznie mnie ruszyło, jak przeczytałam o Adrianie.
Poza tym sprawa w sądzie…
I wspomnienia..
Jestem sponiewierana emocjonalnie, ale napiszę.
Obiecuję.
I zmienię tytuł.
Kamil, jesteś bohaterem, ale pewnie już o tym wiesz :)
dorcia blee -- 17.02.2010 - 17:46