Nagle jakby stali się aktorami amerykańskiego filmu ze szpitalem w roli głównej: krzyki, bieganina, jakieś aparaty…
A może tylko niemymi widzami…
„KREW!!!” usłyszeli, a ona widzi, że on zsuwa się powoli po ścianie.( „Czy Pan miał zawał?” zapyta dużo później kardiolog wczytujący się w jego wyniki.)
„Sepsa. Stan krytyczny. W tym stanie bądźcie przygotowani na wszystko.”
Bądź Wola Twoja…, Bądź wola Twoja…, powtarzali jak mantrę, bo nie mogli się już modlić.
„Są zmiany w płynie mózgowo – rdzeniowym, przykro mi…”
Bądź Wola Twoja…, Bądź wola Twoja…
„Czekać i modlić się…”
Bądź wola Twoja…, Bądź Wola Twoja…,
Spokój
Bądź wola Twoja…, Bądź Wola Twoja…,
I tak przez trzy dni. Trzy dni. 72 godziny. 4320 minut. 25920 sekund. Może więcej, a może mniej…
„Stan jest nadal bardzo ciężki, ale… będzie żył.
Bądź wola Twoja…, Bądź Wola Twoja…,
„Przywieźliście trupka. Zróbcie wreszcie coś z tym Profesorem X, bo nie jesteście pierwsi.”
Długie badania, 3 tygodnie leczenia, które miało doprowadzić syna do stanu nadającego się do celów przeprowadzenia operacji. Brak TEGO leku, bez którego zmarłby. „Kupimy”. „Jedna ampułka kosztuje 1200 zł, potrzebujemy jeszcze 27…”. „Sprzedajemy mieszkanie” – błyskawicznie podjęli decyzję, bo kredyt już mieli zaciągnięty, a on właśnie stracił pracę…
Spokój.
Hucznie świętowali pierwszy miesiąc życia syna. Pierwsze urodziny – powiedziały pielęgniarki, które przyniosły baloniki. Ciasto, kawa… Powoli stawali się członkami personelu niemalże. Lubiono ich na tym i tamtym oddziale. Byli życzliwi i pomocni. Zawsze z szacunkiem…
Zmiana oddziału, 4 godz, 25 min operacji. Przetoki moczowo – skórne („Trzeba odbarczyć nerki. Gdzie wy byliście do tej pory?!” wykrzyczał lekarz, a oni milczeli, bo sami niejednokrotnie zadawali sobie to samo pytanie). Dziury w boczkach wielkości małego palca, z której wypływał mocz. „Uwaga, to otwarta droga zakażenia, to normalne w takich przypadkach”. Druga operacja, trzecia, czwarta… „Musimy usunąć nerkę, bo nie pracuje prawie, a jest źródłem zakażenia…” powiedział lekarz, który już przekonał się do nich poznając historię choroby syna.
„Dobrze. Wszystko dobrze jak do tej pory, ale to NADAL jest ciężko chore dziecko.”
Codzienna, trudna pielęgnacja… „Proszę do Państwa Blee. Oni nauczą was pielęgnacji przetok”
Uczyli, obsługiwali pompy, rozłączali kroplówki, tulili zrozpaczonych rodziców, rozdawali swój spokój, pobierali mocz bezpośrednio do pojemników, a ona nawet na jeden rzut oka umiała określić: dobry czy zły…
Syn zdrowiał, wiedzieli to.
Spotkali mamę Sebusia: „Jest tu też Jaś! Nie mieliśmy do Was telefonu, przetarliście nam szlaki. Po was było jeszcze gorzej…”
Wrócili po raz pierwszy do domu na przepustkę, po trzech miesiącach od porodu. Kochana rodzina zgotowała im królewskie powitanie.
Umówiły się we trzy, że złożą doniesienie do prokuratury. Złożyły. „Nie gniewajcie się, ale ja wycofuję… Jestem z tego środowiska, miałam już ataki…”. Zrozumiały. Pierwsze przesłuchanie miała w wigilię…
„Macie ciągle ciężko chore dziecko, będziemy spotykać się co dwa miesiące do kontroli. Dwa razy w roku badania. Krew, mocz co 2 tygodnie” powiedział lekarz na odchodne.
Na dwa dni przed czwartymi urodzinami syna lekarz powiedział: „ Ja tu już nic nie mam do roboty. Chłopie, jesteś ZDROWY. Dlaczego Pani płacze?” –„Lekarzem jest Pan znakomitym, ale kobiet nie zna wcale…”
„Nigdy nie zdarzyło się w mojej praktyce, aby ani razu nie zakazić przetok. Powinniście znaleźć się w encyklopedii zdrowia. Pan Bóg wie, komu dawać tak chore dzieci…”
Bądź wola Twoja…, Bądź Wola Twoja…,
komentarze
Szanowna Dorciu
baaardzo dziękuję(my) za tak ważną dedykację.
Pozwolisz, że nie będę komentował.
Obrazy,które kadr po kadrze płyną
Jest wiele dobrych niezawistnych ludzi i im dziękujmy.
Takimi się otaczajmy i miejmy świadomość istnienia tych zawistnych i złych
Pozdrawiam(my)
MarekPl -- 23.02.2010 - 17:34Marek
Dla Wszystkich facetów.Pl
:)
dorcia blee -- 23.02.2010 - 18:59