rozgryzając dylemat filmowo/kulinarny z cyklu: czy iść cos zjeść, czy może jednak coś oglądnąć i wybraniu drugiej opcji, zderzyłem sie z myślą, ze w związku ze zmiana repertuaru w piątek, czwartek może być ostatnim dniem na zobaczenie filmów zapisanych w głowie jako “do oglądnięcia”.
dotyczyło to dwóch obrazów, które na szczęście grane były po sobie w jednym kinie.
australijskie “Z drugiej strony” (Look Both Ways) – oczywiście spóźnione w Polsce o trzy lata. Pamiętacie mocne i świeże “Amores perros”, “11:14” ze spora dawka czarnego humoru, “Miasto gniewu” (notabene jeden z najlepszych filmów jaki widziałem) w którym nawet drobne role i sceny zapadały w pamięć lub “Babel”, który z cienia Miasta gniewu nie wyszedł nigdy i przegrał brakiem chemii pomiędzy Pittem i Blanchet? australijska produkcja wpisuje się w taką konwencję prowadzenia narracji – wielowątkowa opowieść o ludziach, którzy później różnych scenach wg pomysłu scenarzysty zderzają sie o siebie. niestety, tutaj zderzają się nieporadnie. przez cały film ani na chwile nie można poczuć do bohaterów nic poza znudzeniem. relacje są płytkie, naciągane i brak w nich ostrości, smaku, mocnej linii. film skutecznie ucieka od patosu, ale wchodzi przez to w taka zwyczajność i codzienność, ze wszystkie przypadki i spotkanie bohaterów zaczynają razić sztucznością. wątki trzecioplanowe nic nie wnoszą, a drugoplanowe w nic sie nie przeradzają i w konsekwencji cały film spoczywa na barkach Meryl (Justine Clarke), która jest jedynym jasnym punktem filmu, ale to niestety za mało. z ciekawych zabiegów stylistycznych warte zauważenia jest wplatanie arcyudanych animacji, tworzonych przez wyobraźnie Meryl – no ale ma to uzasadnienie w przeszłości reżyserki filmu – Sary Watt. muzyka taka sobie, trudno nazwać ja ilustrującą. zdjęcia: hmmm… pewnie tak to miało być: australijskie miasteczko nigdzie, składające sie z przedmieści i torów, zapadła dziura z nijakimi ludźmi i nijakimi historiami. zdjęcia wiec tez nijakie. czy można to jakoś podsumować? film słaby, z jedna dobrą rolą i jednym dobrym pomysłem (animacje).
Francis Ford Coppola i “Młodość stulatka”. muszę przyznać, ze tego filmu nijak nie potrafię sklasyfikować. długi, przegadany, przeładowany ponad miarę, niespójny, i chwilami bełkotliwy. ale w tym wszystkim uczestniczy Tim Roth i dotrzymująca mu kroku Alexandra Lara. uczestniczy tak, ze film chwilami ociera sie o geniusz.
od pierwszych scen orientujemy sie, ze film jest adaptacja książki i to ksiązki z tych, których adaptować dobrze sie nie da. traktat filozoficzno-religijny przeniesiony na ekran został spłycony do takiej postaci, ze cala opowieść traci głębie, która w niej jest kluczowa (w wersji książkowej). nadrabia ją jednak jak wspomniałem poprowadzeniem i wykonaniem roli przez Tima Rotha. nie da sie tego opowiedzieć, trzeba zobaczyć. każde ułożenie dłoni, skrzywienie głowy, zmrużenie oczu. od Rotha nie sposób oderwać wzroku. jest postacią całkowicie wypełniającą film. a jego relacja z Veronica (A. Lara) może wyznaczać wzorzec, jak unikać pretensjonalności w budowaniu filmowych intymnych spotkań i związków.
trudno pisać, o czym Coppola nam opowiada, bowiem opowiada o wszystkim i o niczym. młodość, wieczność, religia, przemijanie, wiedza, nowy człowiek, miłość, język, wędrówki dusz… każdy znajdzie cos dla siebie i jednocześnie nikt nie będzie usatysfakcjonowany. film warty zobaczenia choćby dla paru scen, drobnych sekwencji, budzących niekłamany podziw dla ręki mistrza. z jednej strony – jak na Coppole to może i słabo, ale dla wielu innych byłoby to dzieło życia. dla mnie trochę zmarnowany potencjał. ale wybaczam za możliwość zobaczenia Tima Rotha w kreacji wciskającej w fotel.
potencjalnych czytelników proszę o wybaczenie za chaos tych recenzji. na 01.08.2008 szykuje się premiera “1956 Wolność i Miłosc”. i najsłynniejszy w historii mecz waterpolo. ;-)
komentarze
Griszqu
Niestety nie oglądałam jeszcze. Albo “stety”, że nie obejrzałam. Może poczekam do dvd albo – jeszcze lepiej – do projekcji w telewizorze, skoro te produkcje wg Twojej opinii są takie sobie. Albo wcale nie obejrzę.
No nie wiem…. Mamoniowa jestem. :)
Magia -- 25.07.2008 - 11:45Magio
Młodość... polecam. Bo na ten film można bardzo różnie spojrzeć i znaleźć coś, co mi umknęło. A dla lubiocych grę aktorska (a nie tylko wystepowanie w filmie), to prawdziwa perełka. Ciekawy jestem Twojej opinii na temat tego co wyprawiał na ekranie Tim Roth.
pozdrawiam zagladajac w okno.
Griszeq -- 25.07.2008 - 11:48mAGIO
W tv NIE DOCZEKASZ, NO ALBO w porze wczesnego śniadania, cos ok. 3 nad ranem:))
p.s czy ktoś oglądał Death Proof Quentina?
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 25.07.2008 - 11:58Maxie
no ja na przykład…
Griszeq -- 25.07.2008 - 11:59pozdrawiam.
Maksiu
To prawda, że nie znam dnia ani godziny ale zakładając pozytywną dla mnie decyzję Niebios, to spieszę uprzejmie donieść, że aż tak stara to jeszcze nie jestem, żeby nie doczekać...
Pozdrawiam przyglądając się cierpliwie, jak sobie grabisz… :)
Magia -- 25.07.2008 - 12:14Magio
spieszac z odsiecza Maxowi, pragne zauwazyć, ze nie wskazywał na Twoje lata, tylko dupiata polityke TVP w zakresie wyboru repertuaru. Nie doczekasz, bowiem w ogole nie puszcza, a nie ze puszcza jak Ciebie juz nie byndzie na tym łez padole.
pozdrawiam Panią ogrodnik.
Griszeq -- 25.07.2008 - 12:20Osz Ty...
aż tak niecne założenie przyjęłaś?
no ja Ci życzę żebyś była wtedy online w drugiej fazie snu, tej
najprzyjemniejszej podobno:)))
prezes,traktor,redaktor
max -- 25.07.2008 - 12:24Griszqu
A kto Tobie i Maksowi naopowiadał, że ja TVP ( bogowie zmiłujcie się nad nią albo w kosmos wywalcie ) oglądam, hę? No właśnie, kurde. Teraz już sobie grabicie wspólnie. :)
A wracając do meritum, to “Młodość” pewnie obejrzę. Dla gry Rotha. Jakoś tak się porobiło, że ja go jeszcze w kiepskiej formie aktorskiej nie widziałam. I to bez względu na to, czy był na pierwszym czy na dalszych planach.
Pozdrowienia stanowcze…
Magia -- 25.07.2008 - 12:28Magio
no niewazne, TVP, TVN czy jaka cholera. tak ze sie droga Panno nie czepiaj szczegółów, bowiem o meritum chodzi czyli o DVD lub kino jako jedyna mozliwosc filmu zobaczenia.
Pan Tim Roth, od czasu Wsciekłych psów, Rob Roya oraz 1900 czlowiek legenda to jeden z moich ulubionych aktorow. Zagrał wprawdzie w paru szmirach, ale jemu jestem w stanie wybaczyc wszystko.
Griszeq -- 25.07.2008 - 12:38Maksiu
Ja przyjęłam niecne założenie? No, kurde.
I co Ty kombinujesz z fazami snu, co? Coś ściemniasz chyba. :)
A filmowo, to “Wielki sen” polecam. Genialny i niezapomniany duet Bogie’go & Bacall.
Pozdrawiam w tonacji film-noir…
Magia -- 25.07.2008 - 12:50Griszqu
Się będę czepiać. Tym bardziej, że o “Czterech pokojach” zapomniałeś. Albo “Zabić króla”. Na przykład. :)
Też go lubię. Niestety. ;-)
Pozdrawiam cierpliwie…
Magia -- 25.07.2008 - 12:56Magio
nie zapomniałem, Cromwell w wykonaniu Rotha genialny, a w czterech pokojach rola bagażowego to raczej zabawa aktorka – ale jak zawsze z klasa (ta czapeczka).
Ostatnio chyba Banan mnie naprowadził na ślad rezyserii Rotha – War Zone. Ale nijak nie moge znaleźć. :-(
czepiaj się czepiaj… oby jak najczęściej.
Griszeq -- 25.07.2008 - 12:59Chaos recenzji mi nie przeszkadza,
ale zdania można by zaczynhać wielką literą i na interpunkcję zważać:)
Chyba, że to strumień świadomości i celowe, a ja znowu nie rozumiem.
No cóż zawsze byłem jakoś tam konserwatywny.
Przynajmniej pod względem upodobań literackich.
A co do treści, to ciekawie.
grześ -- 26.07.2008 - 14:30W sumie z dobrych filmów ostatnio to polecam dwa francuskie (czy ja kiedyś mówiłem, że wspólczesne kino francuskie, szczególnie komedie, to jest i lekkie i ciepłe i nie głupawe, a nawet jak głupawe, to w mądry sposób-jednym słowem warto)
Więc polecam ,,Jeszcze dalej niż pólnoc” i ,,Dwa dni w Paryżu”.
Nie arcydzieła na pewno, ale filmy, które warto obejrzeć.
Bo dobre.
Grzesiu
ja z natury unikam wielkich liter, no chyba ze w pisowni nickow.
Griszeq -- 28.07.2008 - 08:25oczywisice obydwa wskazane przez Ciebie filmy mam zaliczone i o ile goraco polecam “jeszcze dalej…”, na ktorego wysyłam kogo mogę (widzialem trzy razy i za kazdym obśmiałem się do łez), to “dwa dni…” są w sumie porażką. nie da sie tego filmu nie porownywac do “before sunset” i “before sunrise”, no a przy tamtych dokonaniach jule delpy “dwa dni…” to kotlet. odgrzewany. polecam tamte dwa. najlepiej smakuja obejrzane razem.
pozdrawiam imienniku.