Szlachtung, Szlachtung

Dedykowana: Delilah

Jest taka scena w filmie King Arthur – notabene: sam film dość słaby, chyba że ktoś przepada za C. Owenem w bohaterskich rolach, z lądowania w Brytanii hordy Saksonów. Celowo nie piszę: „armii”, ani „wojsk”. Saksonowie przedstawieni są bowiem właśnie jako barbarzyńska horda, której jedynym celem jest niszczenie i topienie w „morzu krwi”. Można powiedzieć, że Antonie Fuqua postanowił tak pokazać Saksonów, by można ich było przenieść do Sevres jako wzorzec barbarzyństwa.
Saksonowie, jak na barbarzyńców przystało, posługują się w swej masie jedynie paroma słowami, a raczej: wrzaskami. Jednym z nich było kluczowe zawołanie bojowe i tu pojawiają się pewne nieścisłości. Ja zawsze twierdziłem, ze Saksonowie, uderzając toporami i mieczami o tarcze, zagrzewali się do zbliżającego się mordu okrzykiem SAXONS! SAXONS!. Natomiast w pewnej grupie pracowników korporacji powstało przeświadczenie, że Saksonowie krzyczeli SZLACHTUNG, SZLACHTUNG, co świetnie nawiązywało do planowanego „szlachtowania”. Prawda jest nieistotna – przyjęło się „szlachtung” i razem z określeniem: „morze krwi” zaczęło odgrywać ważną rolę w strategii rynkowej. Ten kod językowy, znany początkowo określonej grupie ludzi jedynie w aspekcie zawodowym, zaczął wkrótce żyć własnym życiem. Nie jest trudno się domyślić, co oznaczał. Forma relacji międzygrupowych, oparta na nieprzejednanym dążeniu do zniszczenia czy wręcz zmasakrowania adwersarza, przy wykorzystaniu możliwie najbardziej brutalnych metod i celowym dążeniem do maksymalnego barbarzyństwa – co uniemożliwiać ma powstanie choćby najmniejszej szansy na porozumienie.

Pan Yayco, w jednym ze swoich najlepszych tekstów – moim zdaniem: jednym z najważniejszych tekstów jakie w ogóle powstały na txt – opisuje ludzi z workami pełnymi kotów, krążących wokoło pręgierzy. Opisuje nas. Mógłbym zaryzykować twierdzenie, że każdy z nas taszczy na plecach worek, z którego kiedyś wyciągnął coś miauczącego. Rozumiemy się w tej koalicji kocich miotaczy, bowiem nikt nie jest bez winy, ale jednocześnie każdego ten fakt gniecie. Fakt zrobienia czegoś złego wobec innych, nie oznacza dominanty złych intencji. Wybaczamy innym, widząc w nich obraz siebie – chcąc, by i nam wybaczono słabość. I to jest kluczowe – możliwość realnego postrzegania takich zachowań jako słabości, spadku formy, chwilowego zaburzenia zasad, działania przed myśleniem. Jestem człowiekiem, nikim więcej. Zrozumcie mnie, tak ja chcę zrozumieć Was.
Coraz częściej jednak mam (i chyba mogę napisać: mamy) do czynienia z ludźmi i całymi ich grupami, którzy nie chcą rozumieć. Dla których worek z kotem to jedynie przedszkole, lekka wprawka przed tym, jak zamierzają budować relacje z „innymi”. Ta relacja ma na imię SZLACHTUNG, SZLACHTUNG. Oznacza, że w rozmowie i dyskusji słowa: zdrajca, europedał, nazista, psuedopolak, katofaszysta sypią się jak ulęgałki i każda kolejna wypowiedziana i napisana kwestia ma oddalać nas od siebie. Każde zadanie i każda linijka to kopanie coraz głębszego rowu. Tak, by uniemożliwić powrót. By zamiast „i” lub „oraz” coraz częściej było „albo”.

Na pewne różnice nic nie poradzimy. Delilah czuje się bezbronna wobec barbarzyństwa ludzi, których nienawiści wobec siebie nie rozumie, nie jest to bowiem nienawiść zindywidualizowana, tylko podyktowana po prostu „innością”. Mogę jedynie powiedzieć, że mało jest rzeczy tak sztandarowo ludzkich, jak bezinteresowna nienawiść wobec „innych”.
Problemem jest natomiast to, że znaczna część społeczeństwa daje się jak worki przerzucać i zagarniać przez barbarzyńców, kopiących nowe rowy ku własnym celom, a ludzi oszukujących jakimiś nieistniejącymi zagrożeniami. Wciskających do rąk tarcze i topory i wsłuchujących się, jak oszukani i zmanipulowani zaczynają przez zęby cedzić SZLACHTUNG, SZLACHTUNG….

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

>Griszqu

Przede wszystkim dziękuję Ci najpiękniej jak potrafię za poświęconą mi dedykację:)

Tym bardziej, że wyszedł Ci przy tym bardzo dobry tekst, świetnie wpisujący się w wielkopostne rozważania dotyczące nas samych.

Czy czuje się bezbronna wobec barbarzyństwa? I tak i nie.
Nie, ponieważ temperamentna ze mnie osóbka i w razie najbardziej nawet brutalnego ataku potrafię się odwinąć w podobny sposób. Obrzucenie kogoś niewybrednymi epitetami to łatwizna.

Tak, ponieważ w gruncie rzeczy zdaję sobie sprawę z tego, że jedyne co mogę zrobić w konfrontacji z ludźmi o zaczadzonych umysłach to niestety tylko owo niewybredne “odwinięcie się”. A ono niestety nie jest wyrazem siły ani racji lecz tylko zcietrzewienia i chęci odwetu.

Mam wrażenie, że w wielu przypadkach nawet gdybym wspięła się na niedostępne dla mnie wyżyny wiedzy, erudycji, perswazji, dydaktyki, logiki, wyrozumiałości itp. to i tak nie mam szans przekonać odgórnie przekonanych.

Zresztą, jeśli ich nie przekonam to i tak pół biedy, w końcu każdy ma prawo do własnych opinii, a z drugiej strony niespecjalnie czuję w sobie zacięcie misjonarskie.

Najgorsza jest właśnie ta bezinteresowna nienawiść.


Kiedyś to się nazywało

Wyścigiem Szczurów.
Od którego, jak się zerzygałem pare lat temu, tak do tej pory uczucie wstrętu mi zostało.
I jak spojrzę w kierunku Warszawy, to nadal mam odruch wymiotny.
Igła


hmmm

zgodzę się, że mam worek, ale nie kotów tylko kamieni … w życiu nie rzuciłbym w nikogo kotem. za bardzo te zwierzaki lubię

a tak btw, to nienawiść jest integralną częścią człowieczeństwa. niektórych ludzi nie da się nie nienawidzić

“Hogy tudod te lenyelni ezt a szart kora hajnalban? A telített zsírsav lerakódik az artériádban és…”


Docencie, jak to mi powtarzała

niegdyś dość często bardzo mądra osoba – po to mamy rozum, by panować nad emocjami. nawet tymi wpisanymi integralnie w człowieka.

ja nie dyskutuje z podswiadomą niechęcią do pewnych ludzi, przechodzącej niekiedy w odrazę, obrzydzenie czy nienawiść – sam jej doświadczam, ale chodzi o podjęte działania. oczywiscie, nie ma w praktyce możliwości nawiązania dialogu z grupa szlachtungow, ale mozna przynajmniej nie zaczynac dyskusji w ten sposob.

worek pełen kotów, a nie kamieni jest integralną częścią tekstu Pana Yayco. czytałeś, bo pamiętam Twoje komentarze do niego.


Panie Igło, problem

jak napisałem – przestał być korporacyjny. I w tym tkwi problem. W dodatku wyścig szczurów to kwestia bardziej indywidualna, międzyjednostkowa, natomiast horda, zjednoczona w wizji “morza krwi”, jest w sumie dość skuteczna w potyczkach z innymi korporacjami…

biedna Warszawa z tym Pańskim odruchem – miasto samo w sobie w sumie przecież nie zasłużyło niczym na takie odruchy. W dodatku na Święta ktoś schował Syrenkę...


Delilah, myślę

że problem jest dość złożony. nowe rowy orają terytoria dotyczas oceniane przez nas jako integralne. i nagle w oczach ludzi, z ktorymi czulas powinowactwo, widzisz nagle owo zaczadzenie, wykluczajace w praktyce dialog. a przeciez jeszcze przed chwila byliściebylismy w “po tej samej stronie”.
można ich omijac. ale czasem nie da się zejść z drogi. pozostaje się “odwijać”, a to jest degradujące dla wszystkich.

sęk w tym, że te grupy nie powstają same z siebie. ludzie nie maja przyjemności w kopaniu rowów. poddają się po prostu manipulacjom i demagogi. a czarni spin doktorzy zacierają rączki…

wystarczy spojrzeć na krajobraz po konflikcie referendalnym. szlachtung szlachtung rozbrzmiewa z każdej strony…


Panie Griszku

Masz rację, to jest jakaś choroba korporacyjna,tyle ze przenosi się na ludzi.

Niedawno byłem świadkiem takiej sceny na szkoleniu.

Facet tłumaczy dlaczego “nasza” korporacja jest najlepsza, chociaż osiąga wyniki jedne z najgorszych.
“Panienki” łykają to jak żabę, bez żadnej refleksji.
Na rechot starych cwaniaków, z tylnych rzędów, “trener” pokazuje figę za plecami.

Powiem inaczej.
Jeżeli są już infolinie tłumaczące matołkom dlaczego należy używać musztardy np Kamis, to znaczy, że wtórny analfabetyzm jest u progu.

I to każdego domu.

Igła


>Griszeq

Wiesz co jeszcze jest w tym wszystkim zabawne?

Ci wszyscy ludzie, o których piszesz, że poddają się manipulacjom i demagogii dokładnie to samo zarzucają stronie przeciwnej.

Pamiętasz zapewne ileż to razy pojawiały się zdania, że ktoś ma “mózg urobiony przez michnikowszczyznę” albo daje się manipulować TVN-owi.

I żadne tłumaczenie że jest inaczej nie ma szans się przebić!

JA manipulowany? W życiu! To TY! ON. ONA. ONI. Nie JA. Nie MY.

No po prostu ręce opadają.


czytałem

właśnie dlatego napisałem, że jak mam rzucać to będę rzucał kamieniem nie kotem.

a poza tym nie zawsze da się panować nad emocjami, nie zawsze.

“Hogy tudod te lenyelni ezt a szart kora hajnalban? A telített zsírsav lerakódik az artériádban és…”


@ IGLO

Pracuję w dużej firmie w dziale obsługi klienta. No, z ludźmi-klientami.

I chce cię zasmucić ale wtórny analfabetyzm nie jest U PROGU, tylko WALI drzwiami i oknami.

I nie ma żadnego związku z wiekiem, “pcią”, wykształceniem.

Po prostu – w odrażający czasem sposób ludzie bez wstydu i ŚWIADOMOŚCI tego, ze robia z siebie kretynów, pokazują, że sa analfabetami funkcjonalnymi.

Bywały i panie wykładające na Jagiellonce, nie rozumiejące prostego jak cep faktu, ze faktury się płaci w terminie.

Dziś był pan, młody, wyżelowany i drogo wystrojony, który – OD ZAWSZE balansując na granicy pozwu sądowego o zwrot należności – DZIWI SIĘ, że podjęto przeciwko niemu jakieś kroki windykacyjne. Pomimo pism uprzedzających.

Patrzac na moją działkę – 80% ludzi KOMPLETNIE nie rozumie otrzymywanych pism.

PROSTYCH JAK KONSTRUKCJA CEPA.

“Informujemy, iż w drodze o dalszą współpracę...”

“Odnotowaliśmy brak wpłaty…”

“Brak reakcji na ninijesze pismo w terminie 14 dni od wystawienia…”

Jezusie drogi – ALFABET. Żadnych drobnych maczków, sztuczek i haczyków.

Ale nie – przyjść z mordą, zrobić z siebie idiotę i udowodnić wszem i wobec swój wtórny analfabetyzm.

Jest źle… ;-/

Pzdr.


Griszequ,

dobry tekst, choć tak se myślę czy potrzebny:)
Znaczy czy potrzebny wg mnie.
Bo ja chyba wybrałem ewakuację i emigrację wewnętrzną, pisanie o pierdołach, niegadanie o polityce, ideologii, niech misjonarze se nawracają i upajają swoją rację, tym, że etykietkować umieją, tym, że są lepsi od ,,lewaków”, ,,lewizny”, ,,prawakó”, europejsów czy kogoś tam jeszcze.
Miw sumie tych misjonarzy niektórych, którzy widzą świat tylko przez pryzmat ideologii/polityki/kaczyńskich/Kościoła/Żydów/Michnika, to w sumie mi ich żal.

Albo inaczej są smiertelnie nudni is ą przewidywalni, nawet jak czytam, to prawie nie komntuję, bo i po co, wiem, co odpiwedzą, wiem jak odpowiedzą.
Wiem, że mają rację, oni to wiedzą.
A ja se żyję w moim świecie, gdzie zupełnie inne rzeczy sa ważne, gdzie nikogo nie nawracam ani mnie nikt nie nawraca.
I tyle.

Pzdr


Docencie, każdy

czasem rzuci jakimś kamieniem, i widząc jak leci zaklnie szpetnie pod nosem.

nie spodziewam sie panowania nad emocjami, nie jesteśmy automatami. ale jako facet wiesz, ze mozna sobie dac nawzajem w morde, a na drugi dzien wypic browar. a można konflikt sprowadzic natychmiast do takiego poziomu gnoju, aby mosty płonęły żywym ogniem. o ile w ogole były. i tą drugą wersję oglądam niestety coraz częściej.


Griszeg

masz rację tylko, jak mi na kimś zależy to ja tego browara wypiję – gęba nie szklanka … tylko musi mi zależeć ... są jednak ludzie (tutaj też), wobec których ciężko zachować nawet pozory kurtuazji … oni nie rzucają kotami, nie rzucają nawet kamieniami, tylko rozpylają ekskrementy

“Hogy tudod te lenyelni ezt a szart kora hajnalban? A telített zsírsav lerakódik az artériádban és…”


Griszeq

dobre:)

problemem jest “ja”. “Ja” i moja d..a
Bo to “ja” nie lubię ludzi jedzących mięso/nie jedzących, pijacych alkohol/nie pijących, palaczy i nie. Bo to “ja” jestem pępkiem świata. Moja wolność jest najwazniejsza, granica jej nieograniczona,“ja” jestem super-katolikiem/ateistą, “ja” mam papiery z tej czy tamtej szkoły.

Tak “ja” i moja najśiwtsza d..a

wkurzyłeś mnie tym postem:)))

Prezes , Traktor, Redaktor


Docencie, wiesz ze

można się omijać. także tutaj. wiem, że to w sumie jakis knebel dla samego siebie (a to budzi wewnetrzny sprzeciw), ale dla dobra tego miejsca (a jest warte ustępstw) można założyć nieistnienie drugiego czlowieka i zglosic koniecznosc nieistnienia dla tego kogos. jest to do zalatwienia i jak sie rozejrzysz – paru osobom sie udalo.


Maxie,

jak to slusznie zauważyła kiedys Gretchen, “ja” jestem najważniejszy i muszę siebie kochac, aby dac ludziom coś poza frustracjami i złością. ludzie zaniedbują siebie. kreuja sie na wielkich altruistów (straszny zabobon), a u siebie maja kipisz maksymalny. i potem tą niechęć do siebie przenoszą na reszte świata.
ale Gretchen to napisała znacznie lepiej i zborniej – to był jakiś post poldka34 o milosci blizniego. warto poszukać i przeczytac.

nie wkurzaj sie, tylko zjedz mandarynke. ;-)


Griszeq

ktoś postuje na mieso ja na mandarynki (skoro i tak nie jadam mięsa)

:))

altruizm i dobroczynność jaka znamy są najbardziej przerekalmowanymi “dobrymi postawami”.

W istocie to napychanie “dobrem” własnego “ego”

Prezes , Traktor, Redaktor


na mięso, a raczej jego brak

narzekał Igła (WSP) :P

“Kto nie pije wódki, ten jest gruby i malutki”


Docent

zaprzeczam pogłoskom że jestem gruby i malutki:)

Prezes , Traktor, Redaktor


>Misqot

Jeden z moich znajomych poprosił mnie, abym Ci przekazała, że zdania:
“Informujemy, iż w drodze o dalszą współpracę...” on również za cholerę nie rozumie. Gotów jest nawet przyznać się do funkcjonalnego analfabetyzmu.


Grześ(iu)

nie bedę dyskutował, czyt tekst jest akurat Tobie potrzebny, bo nasze pisanie w ogóle jest chyba najbardziej potrzebne nam samym, a dopiero potem komuś.
ale w tą Twoją emigrację wewnętrzną i opowieści o braku zaangażowania, zważywszy że jesteś w ekstralidze pisatieli emocjonalnych, to ja raczej nie uwierze.
pozdrawiam imienniku.


Delilah, poziom

otrzymywanej informacji schodzi na psy. często pisze o tym w ostrych jak brzytew słowach Pan Igła – ja sam, widząć gadające głowy w TVN otwieram czasem za zdumienia oczy. taka na przykład Magia nasza Textowiczowska, to zjadłaby 3/4 tamtejszych ekspertów na śniadanie… ;-). bez popijania.

w praktyce, kiedy ta sama wiadomość podawana jest w skrajnie różnym świetle, rzec by można – zmieniającym całkowicie jej wydźwięk, przy jednoczesnym uporczywym powtarzaniu, ze “tamto medium jest wrogie”, ludziom pozostaje faktycznie wierzyć informacjom serwowanym im jak nieświeży kurcza umyty ludwigiem, tyle że z jednej tylko stacji. nie ma co się potem dziwić, ze o tym samym ludziska mówią zupełnie nieprzystające do siebie rzeczy.

a Tobie niech ręce nie opadają, bo mazurki trza piec!


W zasadzie, jako żywy klasyk,

nie powinienem się wypowiadać, ale chcę.

Cieszę się, że Pan to napisał, Panie Griszequ.

Jesteśmy otoczeni nienawiścią. Nieozumiejącą i pewną swego.

Nierozumiejącą, że obie strony mogą nie mieć racji. Albo ją mieć.
Pewną tego, że racja jest tylko po jednej stronie i my koniecznie tam jesteśmy, gdzie racja.

To, że potrafimy oponentom udowodnić głupotę, nie oznacza wcale, że sami jesteśmy od niej wolni.

To, że inni nie znoszą nas, stosując nazbyt szerokie kwantyfikatory, nie powinno nas upoważniać do posobnych zachowań.

Jeśli rzucamy kamieniami, powinniśmy być gotowi na kamienie. Miłość do kotów nie uchroni nas przed kotami.

Dzisiejszy dzień jest doroczną pamiątką falszywego triumfu nienawiści.

Triumfu większości nad mniejszością.

Triumfu starego nad nowym.

Triumfu naszości nad odmiennością.

Nienawiść wygrała.

Na krótko.

Wierzę w to.

Życzę wam wszystkim, żebyście pojutrze nie mieli wątpliwości Kto wygrał i Co wygrało naprawdę.

I podobnych, choć może małych, na ludzką miarę skrojonych, zwycięstw przez cały rok.

Życzę tego Wam i sobie.

y


Ja tylko skromnie się do życzeń dołączę

bo wpis, jak i komentarze, doskonały. Nic dodać, nic ująć.


Panie Yayco oraz Panie Oszuście

dziękuję za życzenia.
może to zabrzmi górnolotnie – ale czyż to nie czas na pozwalanie sobie na górnolotność? – to miejsce i część ludzi tutaj, mocno prostuje kręgosłup. otwiera oczy na to, jakie zwyciestwa są ważne i co jest w ogóle jest prawdziwym zwycięstwem. nawet takim małym, ludzkowymiarowym, o którym pisze Pan Yayco.


Słów kilka do Klasyka czyli Pana Yayco

W zasadzie to ja się z Panem Klasykiem zgadzam.
Trochę gorzej jest jeśli chodzi o szczegóły.

“Nierozumiejącą, że obie strony mogą nie mieć racji. Albo ją mieć.
Pewną tego, że racja jest tylko po jednej stronie i my koniecznie tam jesteśmy, gdzie racja”

Wszystko to prawda.
Ale jest jeszcze jeden aspekt tej prawdy, którego nie wziął Pan pod uwagę.

Racja i prawda nie zawsze są pojęciami nadanymi niejako “odgórnie”, często trzeba do nich dojść.
Często ta droga nie jest ani łatwa ani krótka. A staje się tym trudniejsza i cięższa im pod większym ostrzałem rzucanych kotów czy kamieni się znajduje. I niestety, czasem nie ma wyboru, aby iść dalej trzeba część tych kotow i kamieni odrzucić.
Dla wielu taka droga okazuje się nie do przejścia, właśnie z uwagi na mnogość latających wokół obiektów różnej maści. Jesteśmy wszak wyposażeni w coś takiego jak instynkt samozachowawczy, o ile to możliwe unikamy ran, stresów czy zbyt traumatycznych przeżyć. Wracamy do punktu wyjścia.
Do “swojej” racji i “swojej” prawdy.

Po czym z tego bezpiecznego kokonu naszości bombardujemy kolejnych śmiałków, podejmujących desperacką próbę dotarcia do prawdy jedynej.


Czcigodna Pani Delilah

prawda nie jest relatywna.

Nieważne, czy odwoła się Pani do Świętego Pawła ( Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was mówię, nie ma równocześnie tak i nie -2 Kor 1,18); czy też uzmysłowi sobie, że każde zdanie w sensie logicznym można zakwalifikować zerojedynkowo, jako fałszywe lub prawdziwe.

Zresztą tu się chyba zgadzamy (co mnie cieszy).

Natomiast problemem jest uporczywe mylenie zdań ocennych z opisowymi. To one, zwłąscza zaś oceny utylitarne dzielą nas i różnią najbardziej. Bo różniąc się potrzebami, różnimy też – celami. I vice versa, żeby było śmieszniej.

Natomiast, co do docierania do tej prawdy jedynej na poziomie przystępnym ludziom to jestem, jako zawodowo empiryczny, dość sceptyczny.

Dla nas – empirycznych, nigdy nie ma dość doświadczeń i powtórzeń. Dla kolegów apriorycznych też zmiłowania nie ma, bo zawsze może dotknąć ich przekleństwo rewolucji paradygmatycznej.

Dlatego, chyba lepszą postawą, będzie postawa etyczna, która nie pozwoli nam rzucać kotami, nawet jeśli wiemy, że inni z tego nie zrezygnują.

Życzę Pani Pokojowej Refleksji z okazji Największego ze Świąt .


>Wielce Dostojny, Czcigodny i Szanowny Panie Yayco

Zdarza mi się mieć wrażenie, że wyrażam sie zbyt pokrętnie i niezrozumiale dla potencjalnych słuchaczy bądź czytelników, jeśli to prawda, to jestem jedynie skromna adeptką sztuki, w ktorej Pan osiągnął mistrzostwo.

Pański tekst musiałam przeczytać dwa razy aby go zrozumieć i jeszcze raz aby stwierdzić że nie do końca piszemy o tym samym (chociaż koty są jednakowe)

Trzymajmy się więc tych kotów i zobaczmy dokąd nas zaprowadzą.

Zatem Panie Yayco Esq.
Ogólnie rzecz biorąc nie jestem fanką dyscypliny pt. “rzut kotem”, choć podejrzewam, ze nie brak mi wrodzonych talentow aby osiągnąć w niej dobre wyniki. Może nawet jakiś lokalny sukces, kto wie?
Jednakże właśnie postawa etyczna ktorej hołduję stoi w głębokiej sprzeczności z uprawianiem tego sportu. (co wcale nie znaczy, że “kotomiotactwo” nigdy mi się nie zdarzyło, a i owszem, czasem jakiś kot sam wpada w ręce)

Potrafię jednak nie zwracać uwagi na koty miotane w moim kierunku przez innych.
Do czasu drogi Panie Yayco, do czasu.
Dopóki sierść kocia ściele mi się u stóp zachowuję spokój niczym imć Longinus Podbipięta pod gradem strzał tatarskich.
Nie jestem jednak w stanie trwać w owym spokoju, widząc że koty zaczynają mnie zasypywać po kokardę. Rada nierada muszę je odrzucać (razem z zasadami etycznymi) po to by ratować własną skórę.
Pojmuje Pan?

A poza tym jestem wręcz przepojona pokojowymi refleksjami, zwłaszcza że prace kuchenne na dziś zakończyłam.


@ DELILAH

Jezusicku, to POMYŁKA ;-)

Dobrze, że to znalazłaś. Automatyczna korekcja w Wordzie zrobić mi musiała z “troski” tą nieszczęsną DROGĘ ;-)

Poprawnie ma być:

“W trosce o dalszą współpracę...”

Jezusicku ;-)

Pzdr.


Poszanowania Godna Pani Delilah,

ja też na dzisiaj skończylem, jeszcze tylko bigos wystawię na balkon i fajrant.

Skoro Pani musi (to w kwestii zwierząt, od których kaszlę), to ja już nic na to nie poradzę.

Życzę Pani na To Święto, żeby Pani jak najmniej musiała.


Subskrybuj zawartość