Teatr nie jest towarem, widz nie jest kupcem…

Właśnie miałem wątpliwą przyjemność wysłuchać klubu trójki poświęconego teatrowi. wszyscy dyskutanci, łącznie z prowadzącą uważali, że mają prawo żyć na koszt podatnika. Zupełnie nie docierało do nich, że czasy bycia „awangardą narodu” minęły i że trzeba grać tak, by można się było z tego utrzymać, a nie wyciągać łapkę po pieniądze do władzy.
Oczywiście, jeśli władza uzna, że kultura, a teatr w szczególności jest jej do czegoś potrzebny, to krzyżyk na drogę. Nie będę protestował. Natomiast domaganie się od władzy dotacji… to jest lekka kpina.
Ciąg dalszy ewentualnie w komentarzach. :)

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Rynek

J.M. ale o ile się nie mylę, to większość z nas wychowała się w czasach, kiedy teatr był dotowany i mieliśmy dzięki temu dostęp do sztuki wysokiej. I wtedy jakoś nie narzekaliśĶy, że to na nasz koszt.

Czy marzeniem drogi J.M. jest oszczędzenie naszych pieniędzy i sprowadzenie teatru do poziomu teatrów typu Kamienica? Bo jeśli mają zarabiać na siebie, to muszą robić głownie farsy.

Miasto Warszawa podniosło budżet na promocję miasta z 30 na 60 mln podczas kiedy na wszystkie teatry jest 77. Proszę pamiętać, że teatry np Dramatyczny, znajdują się w drogich miejscach. O Narodowym czy Polskim już nie wspomnę, bo tam koszt obsługi budynku ( remonty, ogrzanie, sprzątanie….) jest niebotyczny. Na te koszty nie składają się same honoraria…
Oto ceny teatru 6ste piętro – Central Park West
I strefa VIP – 150 zł
II strefa – 120 zł
III strefa – 100 zł
Wyobraża Pan sobie wycieczkę żona/mąż/syn/córka na spektakl? za jakieś 500pln?

Narodowy Fedra
ceny bilet pełnopłatny 70 zł
Powszechny “Zły” 60 zł (normalny),

Różnica w cenie jest zasadnicza i budynki o wiele większe.

Coś się stało w Polsce. Na naukę przeznacza się 0.3% dochodu ( Bułgaria 2%). Teraz zarżnie się kulturę. Czy chcemy być pastuchami bez wykształcenia? Czy może jednak lepiej pakować pieniądze w sztukę i naukę a nie w cyrk pod tytułem stadiony? Co jest ważniejsze długofalowo dla narodu?
Czy istotnie wszystko musi być poddane mechanizmom rynkowym?
Gdzie wolałby Pan widzieć te kilka/ kilkanaście milionów obciętych z teatrów? Czy woli Pan promować Warszawę zamiast mieć dobre teatry? Teatr, przy upadku telewizji/filmu to chyba ostatnia ostoja prawdziwej sztuki – to ucieczka od chałtury otaczającej nas ze wszystkich stron. Niech Pan spróbuje kupić bilet na dowolną sztukę w dobrym teatrze. Nie ma! Wykupione. Ludziom tego brakuje.

proszę zobaczyć jaka była oglądalność Teatru TV “Skarpetki” z Pszoniakiem i Fronczewskim – to jest właśnie misja. Czy na władzach miasta nie spoczywa jakiś obowiązek misyjności? Właśnie za nasze pieniądze?


Panie Lagriffie!

Jak widać z Pana komentarza, zupełnie nie rozumie Pan mojego stanowiska. Ja nie twierdzę, że teatr nie może być objęty mecenatem władz lokalnych. Jeśli Warszawa chce się promować, to spokojnie może cały budżet na promocję władować w teatry. Znam takie, co jeżdżą do Warszawy z Wrocławia po to, by obejrzeć interesujące spektakle. Z tym, że to powinna być decyzja władz lokalnych, a nie pozycja stała w wydatkach rządu.

W czasach, gdy dorastaliśmy, mogłem być przeciwko wszystkiemu i nic z tego nie wynikało. Zatem pytanie mnie jaki był mój stosunek do „bezpłatnej” kultury, nie ma sensu.

Ja jestem zwolennikiem państwa minimum. Jeśli gmina zniesie większość podatków, pozostawiając pogłówne i „łanowe”, to Pańska rodzina będzie miała na tyle pieniędzy, by zapłacić rynkową cenę za 4 bilety do teatru raz na kwartał. To czy będzie Pan do niego uczęszczał, to będzie Pański wybór…

Ja jestem zwolennikiem odpłatności za naukę. Zamiast topić majątek na przetrzymywanie w szkole gówniarzy, co nie chcą się uczyć, zarabiać na tych, którzy chcą (lub ich rodzice chcą). Zobaczy Pan, że takie działanie podniesie jakość kształcenia.

Nie ma lepszego regulatora niż rynek. Jeśli mając pieniądze będzie wolał Pan wydać je na oglądanie farsy czy wodewilu, a nie na tragedię Sofoklesa, to będzie to Pańska sprawa. Natomiast domaganie się, by wszyscy finansowali teatr, bo Pan ma ochotę w nim obejrzeć jakieś „wybitne dzieło”, to pachnie mi socjalizmem. A ja socjalizmu nie lubię…

Pozdrawiam


Finansowanie

Tu nie chodzi o mnie i o moje pragnienia a o niesienie kaganka, o strzechy, o zmuszanie czasem leniwych dzieci do wysiedzenia w teatrze, na sztuce dobrej, acz nie komercyjnej – która nigdy by się nie uchowała w warunkach rynkowych.

No ale przecież możemy mieć w tej kwestii różne zdanie.
Ukłony


Panie Lagriffie!

Ja nie mam nic przeciwko temu, by szkoły chodziły na Antygonę, czy Romea i Julię. To nie znaczy, że ma się to dziać za pieniądze podatnika. Temu jestem przeciwny.

Poza tym, nie wie Pan, co przetrwa w warunkach rynkowych, więc niech Pan nie będzie taki pewny, że ostoją się tylko szmiry.

Pozdrawiam


Koszt ponownie

Czy pan wie ile trzeba pieniędzy na utrzymanie teatru w dużym budynku?
A jednak Antygonę, R&J, polską klasykę to chyba trzeba traktować jako proces nauczania. Czy szkoły podstawowe i licea również powinny być płatne? (moje jedno dziecko przeszło przez płatne – ale niewiele osób na to stać).


Panie Lagriffie!

Zapomina Pan, że Pan płacił za naukę swojego dziecka dwa razy (raz w podatkach, drugi raz w postaci czesnego). Gdyby władza nie zabierała Panu tych 50% wypracowanych pieniędzy, to miałby Pan na szkołę, a ona obciążona mniejszymi (żadnymi) podatkami mogłaby mieć niższe czesne. Zatem tych rodziców, którzy by chcieli uczyć dzieci, byłoby na naukę stać. Przy niskich podatkach, rozwój gospodarczy będzie 10%, więc bezrobotni będą tylko ci, którzy będą chcieli pozostawać bez pracy.

A ile kosztuje utrzymanie teatru, to nie moja sprawa. To sprawa tych, którzy chcą oferować ludziom rozrywkę w postaci sztuk teatralnych.

Pozdrawiam


podatki

Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Czy mógłby mi Pan powiedzieć w jakim kraju skutecznie stosuje się tak niskie podatki? I czy w tych krajach istotnie jest tak słodko?
Ja oczywiście wolałbym płacić mniejsze podatki – na Węgrzech jak się okazuje ludzie mający działalność gorspodarczą są obciążeni jakoś dramatycznie – chyba w okolicy 70%. I to jak widać nie działa.
Ale nie jestem ekonomistą, i dlatego pytam – gdzie niskie podatki działają.


Lagriffe - Teatr?

Taki Molier to się musiał, Panie!

Wspólny blog I & J


Panie Lagriffie!

W Rzeczpospolitej były podatki wyrażone w jednocyfrowych wielkościach. W tej chwili cały świat dąży do socjalizmu/niewolnictwa, więc podatki idą coraz wyżej. Nie trzeba być ekonomistą by wiedzieć, że im więcej zabiera się obywatelom, tym mniejszy rozwój kraju. Jest wystarczająco przykładów tego w historii.

Zawsze mnie bawi, gdy argumentem przeciwko jakiemuś rozwiązaniu jest to, że nikt tak nie robi. To, że na całym świecie państwowa służba zdrowia jest niewydolna, to nie jest argument za zabraniem tej dziedziny z łapek władzy. Bo wszyscy siedzą w tym g…nie. Ktoś musi być pierwszy mądry. Dlaczego nie miała by to być Polska? Dobrze jest umieć uczyć się na błędach innych.

Na świecie nie ma pieniądza. Funkcje pieniądza można przeczytać w każdym podręczniku do ekonomii. Niemniej jak się powie, że należy przestać honorować papierki z różnymi znaczkami $, £, € czy ¥, to od razu znajdują się mądrzy, którzy krzyczą, że oni chcą jak najwięcej tych papierków. W ten sposób sprzedaje się pomyślność kraju za kolorowe szkiełka. Tak to niestety wygląda.

Pozdrawiam


służba zdrowia

W wielu krajach gdzie za sużbę zdrowia się płaci, stać na nią jedynie osoby przynajmniej częściowo majętne. Weź pan zachoruj w USA, no tak, ale tam już z wolna komuna się wkrada, więc zły przykład.
Anglia – masakra.
Norwegia – bardzo dobrze ( ale czy tam czasem państwo nie dopłaca z ropy do tego?)
Francja – dobrze – ale jak tam z odpłatnością?

Jakoś utopijnie pan kombinujesz… moźe dobre, moe źle ale na pewno utopijnie.


Panie Lagriffie!

Jak dobrze pamiętam, to marksizm miał być naukowy w przeciwieństwie do utopijnego. Okazał się utopią…

Ja nie twierdzę, że każdego będzie na wszystko stać. Niemniej na więcej będzie Pana stać, gdy więcej pieniędzy zostanie w Pana kieszeni…

Może to jest utopia, ale inaczej być nie chce. Zajęcie się przez władzę służbą zdrowia nie powoduje wzrostu podaży usług, tylko zmienia zasady. Nie wygrywa ten z grubszym portfelem, tylko ten kto ma dojścia… Reguły gry są mniej jasne.

Pozdrawiam


zdowie

Niekoniecznie. Bo jeśli będzie pan miał ciężką operację raka mózgu na ten przykład w Luizjanie, to bez wielkich pieniędzy, bardzo drogiego ubezpieczenia – rączki do Bozi i papa. A tu? Jednak jest szansa że na Ursynowie czy na Wawelskiej strzelą operację. Mimo tych “milionów” wpłacanych co miesiąc. Jakby się zastanowić ile co miesiąc wpłaca przeciętny człowiek na zdrowie, to nie jest to aż tak dużo w porównaniu z ubezpieczeniami zdrowotnymi obejmującymi wszystko.
Co wcale nie znaczy, że nasz system jest dobry – przeciwnie, jest fatalnie.
Ale mimo to maluczki też ma szansę.

Zdaje się, że jedyne dwie utopie, które się mniej więcej sprawdzają, to antyutopie: 1984 i Huxley.


Panie Lagriffie!

Pański teoretyczny przykład by mnie może przekonał, gdyby nie był czystą utopią. Otóż średnio raz na 3 miesiące otrzymuję prośbę o wsparcie czyjegoś leczenia, bo NFZ nie finansuje tegoż (oczywiście najczęściej chodzi o dzieci, ale nie tylko). To jest miara prawdziwych szans w naszym systemie. W Stanach działa już ten sam system, bo tam też już wszyscy są „ubezpieczeni”.
Przy okazji, zawyżone ceny usług medycznych zawdzięczamy właśnie „ubezpieczeniom” przymusowym. :(

Pozdrawiam


zawyżone

U nas ceny jeszcze są średnio zawyżone, ubezpieczenia, prawnicy… powodują, że ceny usług szybują na świecie.
W tej chwili z wolna umiera ojciec mojego przyjaciela z Francji. Urodził się w Algerii. I chciałby tam wrócić do domu i umrzeć z rodziną obok.
Cóż, szpital mówi: my pana nie wypiszemy, bo nas oskarży ktoś o spowodowanie pańskiej śmierci. Będziemy w pana pakować wszystkie lekarstwa jakie się da, jak najdłużej się da. Musimy być kryci.
Syn mówi na to: ja wam podpiszę u notariusza, że nie będę rościł..... NIE, bo jakiś daleki kuzyn z USA może nagle się pojawić i wnieść oskarżenie. Nie ma mowy.
Wykraść ojca – z miejsca oskarżenie.
System rządzi. To się samo napędza. Ubezpieczenie w USA wysyła cię na badania 5 minut u pani doktor za $800… oni płacą, ale…
To zauważył pan słusznie. Mimo to twierdzę bezczelnie, że w USA biedny ma o wiele gorzej niż u nas, jeśłi chodzi o służbę zdrowia.
Może wypadałoby podać NFZ do sądu za niepłacenie za operację i uśmiercenie kogoś...
Oni patrzą statystycznie i księgowo jedynie. Nie widzą człowieka w człowieku.


Panie Lagriffie!

To nie jest kwestia widzenia człowieka. Opieka zdrowotna jest studnią bez dna. Natomiast środki są ograniczone. Trzeba wybrać co się będzie finansować…

Natomiast gdy Pan chce poświęcić coś dla swojego zdrowia, bądź zaryzykować zdrowiem dla jakiegoś celu, to Pan ocenia sobie ryzyko i może Pan robić co się Panu podoba. Tylko wtedy jest to możliwe, gdy Pan będzie płacił za to, za co Pan chce płacić. Przy czym ja Panu nie będę bronił ubezpieczyć się. Proszę tylko pamiętać, że ubezpieczając się dobrowolnie, będzie Pan szukał firmy dającej Panu najwięcej za Pańskie pieniądze. To będzie wymuszać konkurencję wśród ubezpieczycieli, a oni będą szukać najkorzystniejszych dostawców usług zdrowotnych…

Stany rajem mogły być w XIX wieku. Od prawie 100 lat zasuwają do socjalizmu tak szybko jak tylko się da, więc biednym tam musi być źle. Socjalizm zawsze bije w biednych.

Pozdrawiam


socjalizm

No dobra, to kiedy biednym, ale tak poważnie biednym było gorzej teraz, czy za socjalizmu. Tak przez grzeczność pytam.


Panie Lagriffie!

Proszę mnie nie rozśmieszać. To Pan nie zauważył, że socjalizm w całej Europie ma się świetnie? Nie jest to bolszewia, nie strzela się do ludzi zbyt często, ale wszelkie socjalistyczne zasady działają.

Solidarność osiągnęła swój cel. Mamy socjalizm z ludzką twarzą. :)

Pozdrawiam


re: Teatr nie jest towarem, widz nie jest kupcem…

J.M. o tym akurat wiem, ale to jest hiposkrycki socjlaizm.
A ja mówię o niby prawdziwym.
A skoro już o tym mowa, to w USA na kampusach już chyba nie socla ale komuna prawdziwa w umysłach. Już w 1980 kiedy siedziałem w Berkeley mówiło się o nich wszystkich PINKOS. Byłem tam ostatnio – czerowno jak na MOnte C.


Panie Lagriffie!

Zgadzam się z Panem. :)

Pozdrawiam


-->J.M.

Zgadzam się z Panem, pewnie się Pan zdziwi, że wyciąganie łap do wuuuadzy po pieniądze na teatr, to lekka kpina. Co do zasady zatem zgoda. Ale…

Ale proszę mi powiedzieć, czy ostatecznie nie będzie tak, jeśli całą tę świadomą politykę kulturalną i – nie jest to najlepsze sformułowanie, choć innego teraz nie mam – światopoglądowotwórczą państwa (dla Pana to być może socjalizm bez żadnego werbalnego zamiennika) zniesiemy, że żadnego teatru i kina w ogóle nie będzie, bo trudno tu ocenić co jest przyczyną a co skutkiem zjawiska. I odwrotnie, jeśli państwo uwolnimy od tego typu zadań jak teatr, bo kryterium działania będzie zysk czy samofinansowanie, to w krótkim czasie państwo zainwestuje w burdele i narkotyki, bo to przecież najpewniejsza lokata kapitału, prawda.

Pozdrawiam,
referent


Panie Referencie!

Z mojego punktu widzenia, to burdel i narkotyki są zupełnie niedochodowe, bo nie używam jednego ani drugiego. Zatem o to, że państwo będzie w ten sposób zarabiać, się nie boję.

Państwo nie ma robić interesów i dlatego nie musi prowadzić przedsięwzięć nastawionych na zysk. Od zysku są prywatni przedsiębiorcy. Rząd jest od administrowania i wypełniania zasad ustalonych przez sejm (nie jest od przygotowywania projektów ustaw). Sąd jest od rozsądzania sporów legislatury i egzekutywy. To jest elementarz trójpodziału władzy, której nie zna żadna partia rządząca ani opozycyjna.

Proszę poczytać moją notkę Państwo lub podać mi adres emaliowy, na który mogę przesłać nowszą wersję…

Pozdrawiam


No tak.

Przejrzałem to opracowanie. Na kilku tematach – tak mi się wydaje – jakoś się znam. Ale nie dogadamy się, co już widzę, i w sumie nie wiem czyja to wina ;-] Może być, że moja. W każdym razie imponująco, choć z małą znajomością przyrody, proszę wybaczyć szczerość. Znowu, prawie wszystko powiedział Pan na przykład w takim zdaniu: “To jest elementarz trójpodziału władzy, której nie zna żadna partia rządząca ani opozycyjna”! Moja Referentowa, jak nie chce mnie już słuchać, zwykle mówi: “No tak, wszyscy głupi, tylko ty jeden mądry”. To jest taki kod, po którym się resetuję, bo ona nawet jak nie ma racji, to sytuacyjnie prawie zawsze trafia w takich sytuacjach w punkt. Niestety. Pozdrowienia!

referent

PS. Przy okazji, zasada trójpodziału władzy nie polega na tym, że sąd jest od rozsądzania sporów legislatywy i egzekutywy. Jak istnieje taki spór (co w ogóle jest abstrakcją), to w demokracjach parlamentarnych rząd podaje się do dymisji albo jest odwoływany. Ewentualnie egzekutywa wysyła wojsko, żeby aresztowało parlament i mamy rewolucję albo tzw. przewrót majowy. Sądy wymyślono po to, żeby rozsądzać spory i gwarantować wykonywanie prawa (w tym prawa człowieka) w relacjach organy państwa (egzekutywy, legislatywy łotewer) – obywatel. No niech Pan pomyśli, czy to Pana twierdzenie ma jakikolwiek sens. Z kolei argument, że projekty ustaw nie mają pochodzić od egzekutywy jest i kontrfaktyczny i niepragmatyczny. Parlament uchwala ustawy, prowadzi politykę państwa przez stanowienie prawa, ale projekty ustaw są zwykle zgłaszane przez rząd, który ma wszystkie dane o procesach społeczno-gospodarczych i zajmuje się bieżącym rządzeniem. W Niemczech zmiany prawa inicjuje praktycznie tylko rząd. To co Pan opisuje nie występuje ani w życiu, ani w tej bardziej klasycznej literaturze przedmiotu. Ale to oczywiście niczego nie przesądza. Ważniejsze jest to, że nie za bardzo to się trzyma logiki.


Panie Referencie!

referat

No tak.
Przejrzałem to opracowanie. Na kilku tematach – tak mi się wydaje – jakoś się znam. Ale nie dogadamy się, co już widzę, i w sumie nie wiem czyja to wina ;-] Może być, że moja.

Szukanie winnych, to mało produktywne zajęcie. Lepiej przedstawić krytyczne uwagi. Nawet jeśli się z nimi nie będę zgadzał, nie będzie to czas stracony, bo może potrafię dzięki nim jaśniej wyłożyć temat.

W każdym razie imponująco, choć z małą znajomością przyrody, proszę wybaczyć szczerość.

Szczerość za szczerość. Jakoś nie potrafię się przejąć Pańską opinią. :)

Znowu, prawie wszystko powiedział Pan na przykład w takim zdaniu: “To jest elementarz trójpodziału władzy, której nie zna żadna partia rządząca ani opozycyjna”!

Przecież ja opisuję świat, a nie kłócę się z partiami. Jeśli Pan wskaże mi przykład działań którejkolwiek partii sejmowej, pokazujący, że rozumie ona zasadę trójpodziału władzy, to wycofam to zdanie. Problem w tym, że Pan też tego nie łapie, co wykażę analizując Pańskie post scriptvm.

Moja Referentowa, jak nie chce mnie już słuchać, zwykle mówi: “No tak, wszyscy głupi, tylko ty jeden mądry”. To jest taki kod, po którym się resetuję, bo ona nawet jak nie ma racji, to sytuacyjnie prawie zawsze trafia w takich sytuacjach w punkt. Niestety.

Tak jak napisałem, użycie takiego tekstu jako argumentu w dyskusji, rzeczywiście ją blokuje. Niemniej żadna z partii nie była adresatem mojej wypowiedzi, więc nie powinien się Pan najeżać.

Pozdrowienia!

referent

Nawzajem

PS. Przy okazji, zasada trójpodziału władzy nie polega na tym, że sąd jest od rozsądzania sporów legislatywy i egzekutywy.

To dlaczego kompetencja sądownicza powinna być oddzielona od kompetencji wykonawczej i prawodawczej?

Jak istnieje taki spór (co w ogóle jest abstrakcją), to w demokracjach parlamentarnych rząd podaje się do dymisji albo jest odwoływany.

Założenie, że prawodawca jest zawsze jednomyślny z wykonawcą prawa jest tak abstrakcyjne, że trudno w ogóle dyskutować z takim poglądem. Przecież, prawodawca, nie jest w stanie przewidzieć wszystkich możliwych okoliczności stosowania prawa, zaś wykonawcza kompetencja władzy ma zwyczaj interpretować prawo tak, by było jej wygodnie, a nie zgodnie z intencją kompetencji prawodawczej. (Przy okazji warto zauważyć, że to może być wójt i rada gminy, a nie rząd i dwuizbowy sejm, choć ta druga ewentualność też wchodzi w grę.)
Egzekutywa powinna rezygnować ze swojej misji, nie wtedy, gdy ma w jakiejś sprawie inne zdanie niż legislatura, lecz wtedy, gdy uzna, że ramy nakreślone przez prawodawcę uniemożliwiają realizację zadań wykonawcy. To stawia sprawę w trochę innym, bardziej sensownym świetle.

Ewentualnie egzekutywa wysyła wojsko, żeby aresztowało parlament i mamy rewolucję albo tzw. przewrót majowy.

To jest działanie poza systemowe i w czasie przewrotu majowego zamachowcy walczyli z rządem, a zatem z egzekutywą. Sama ze sobą kompetencja wykonawcza się naparzała?

Sądy wymyślono po to, żeby rozsądzać spory i gwarantować wykonywanie prawa (w tym prawa człowieka) w relacjach organy państwa (egzekutywy, legislatywy łotewer) – obywatel.

Sądy najniszego szczebla jak najbardziej. Niemniej czy jest Pan pewny, że po to istniej trybunał konstytucyjny? Pan raczy żartować…

No niech Pan pomyśli, czy to Pana twierdzenie ma jakikolwiek sens.

Jak Pan zapewne zdążył zauważyć, ma. :)

Z kolei argument, że projekty ustaw nie mają pochodzić od egzekutywy jest i kontrfaktyczny i niepragmatyczny. Parlament uchwala ustawy, prowadzi politykę państwa przez stanowienie prawa, ale projekty ustaw są zwykle zgłaszane przez rząd, który ma wszystkie dane o procesach społeczno-gospodarczych i zajmuje się bieżącym rządzeniem. W Niemczech zmiany prawa inicjuje praktycznie tylko rząd. To co Pan opisuje nie występuje ani w życiu, ani w tej bardziej klasycznej literaturze przedmiotu. Ale to oczywiście niczego nie przesądza. Ważniejsze jest to, że nie za bardzo to się trzyma logiki.

Rząd jest od rządzenia jak sam Pan zauważył. Jest naturalnym procesem, że jeśli pozwolimy komuś regulować zasady swojego funkcjonowania, nawet gdy ograniczymy to prawo tylko do zgłaszania projektów regulacji, to ten ktoś będzie pisał przepisy pod siebie. W efekcie ma Pan alienację władzy, jej arogancję i księżycową ekonomię, tak charakterystyczną dla gospodarki socjalistycznej.
Trójpodział władzy po to wymyślono, by poszczególne kompetencje nie wspierały się, tylko kontrolowały. To, że współcześnie w Europie nie ma takiego podziału, to nie znaczy, że jest niesłuszny. To znaczy, że ludziom wydaje się, że można oszukać ludzką naturę, że rządzący, jak ich się dobrze wybierze, to będą przedkładać interes ogółu nad swój własny. A to się nie sprawdza w systemach europejskich. Wszędzie, jak Europa długa i szeroka, ludzie są niezadowoleni ze swojej władzy. Niech Pan zgadnie jakie są tego przyczyny systemowe. Bo to, że winą rządzących jest, że nie są aniołami, tylko ludźmi, to jest wytłumaczenie, ale na to nie mamy wpływu, a na system sprawowania władzy możemy mieć.
Moje propozycje, wbrew Pańskiemu przekonaniu są logiczne i spójne. Co więcej nie zakładają dobrej woli z czyjejkolwiek strony, tylko budują system wymuszający działania pro pvblico bono. Nie twierdzę, że w takim systemie jest łatwo sprawować władzę. Kto powiedział, że rządzenie ma być łatwe, miłe i przyjemne? Proszę to przemyśleć…

Pozdrawiam


Przemyślę, rzecz jasna przemyślę

Widzi Pan, problem nie polega na tym, że Pan ma swoje poglądy i pisze książki, w których prezentuje stanowisko na temat uniwersum. Każdy może pisać i większość to zresztą robi. Problemem jest to, że jest niewielu takich i nie przebijają się ze swoim głosem, którzy są w stanie wiarygodnie rozsądzić, kto mówi z sensem, a kto bełkocze. Dotyka to najmocniej tzw. nauk społecznych, gdzie sprawdzian nie jest taki prosty jak np. u architekta: most albo stoi, albo się zawali. Od Pana dziełłła nic się nie zawali, może stać na półce. Mam w tym momencie już tylko taki komentarz: niech Pan da komuś do recenzji swoje opracowanie, do kogo ma Pan szacunek i zaufanie, ale nie hr Ponimirskiemu czy innej wirtualnej postaci ;)))

Na koniec odnotuję tylko, że Pana riposty są zupełnie od czapy, bo nie dotyczą mojego komentarza. Pan debatuje sam ze sobą; jest Pan idealnie samowystarczalny. Perpetuum mobile.


Nie wytrzymałem ;-)))) (jedno zamiast wielu)

“Sądy najniszego szczebla jak najbardziej. Niemniej czy jest Pan pewny, że po to istniej trybunał konstytucyjny? Pan raczy żartować…”.

Jestem pewny. Słyszał Pan o skardze konstytucyjnej? Albo actio popularis w niektórych krajach, gdzie nie ma klasycznej skargi? To są przecież wnioski (skargi) obywateli czy innych podmiotów podobnych przeciwko władzy publicznej, która stanowi wadliwe prawo, naruszające ich konstytucyjne prawa i wolności. Sąd konstytucyjny (zakładając, że to w ogóle sąd, bo tyle jest zwolenników tej klasyfikacji, co i przeciwników, a Hans Kelsen, który – mówiąc bez przesady – wymyślił sądownictwo konstytucyjne i był prezesem historycznie pierwszego sądu konstytucyjnego, uważał że są one formą władzy ustawodawczej, konkretnie są tzw. negatywnym ustawodawcą) bada hierarchiczną zgodność prawa, jednocześnie pełni funkcję gwaranta praw i wolności obywatelskich na szczeblu krajowym. I co teraz? Zaprzeczy Pan? Nie da się. Dżentelmeni nie spierają się o fakty.


Subskrybuj zawartość