Całkiem dawno temu Igła zapytał Czy to jeszcze blog?. Jeszcze dawniej napisałem, że TXT od początku miało być wyzwaniem do przełamywania stereotypów i zgubnych nawyków, rozpanoszonych po wszystkich szczękowiskach świata.
Krok za krokiem, dzień po dniu, litera po literze, słowo po słowie, tekst po tekście, drążymy dziury w monolicie blogowiskowego owczego pędu do morza tandety, przygotowując miejsca pod laski dynamitu.
Pączkujące miasta-państwa zamiast mega-blogowisk
Wcale nie przypadkiem nazwaliśmy to budowaniem skonfederowanych, internetowych miast-państw.
Wcale nie przypadkiem promujemy koncepcję rozwoju tzw. blogosfery przez pączkowanie. Rozwój przez pączkowanie jest konieczny z 2 podstawowych powodów:
Zbyt małe obiekty nie mają ani dostatecznej siły grawitacji, ani dostatecznej siły rażenia. Z tych powodów są też podatne na kurczenie się, usztywnianie i zamykanie we własnym towarzystwie.
Zbyt duże obiekty mają zbyt wielką siłę grawitacji, a do tego zaczynają używać jako paliwa inercji zamiast innowacji. Poza tym zbyt łatwo je ustrzelić lub poddać dezintegracji negatywnej ich społeczności lokalne.
Fabryczne wady blogosferycznych matryc
Tzw. blogosfera ma oczywiście znacznie więcej krytycznych słabych punktów.
Personalizacja netowej przestrzeni, słusznie doceniana w dziele czynienia netu przestrzenią bardziej przyjazną człowiekowi, utrudnia jednocześnie prawidłowe rozpoznawanie i poruszanie się w wielu jednocześnie występujących wymiarach.
Zwłaszcza często dochodzi do mylenia wymiaru towarzyskiego z wymiarem publicznym, a zwłaszcza do oceniania jednego przez pryzmat drugiego.
Powszechna jest też tendencja do narzucania własnego stylu za pomocą tanich chwytów w rodzaju “nudno tu”, “za głośno tu”, “za cicho tu”, “za grzecznie tu” itp. połączona z totalną odmową uznania cudzej, indywidualnej odmienności klimatycznej, a także klimatyczności danego miejsca za choćby uprawnioną.
Nagminnie występuje też mylenie polemicznej pasji z agresją i pospolitym chamstwem.
Lista nieporozumień wynikających z braku jakichkolwiek współrzędnych, pomagających zorientować się, gdzie właściwie jesteśmy, czy to jeszcze klub filatelistyczny czy już polityczna mordownia itp. jest długa i jest codziennością każdego blogowiska.
Skoro cechą charakterystyczną blogowisk jest rzucający się w oczy chroniczny brak tożsamości, nie można się dziwić wnioskom, że tak naprawdę blogi i blogowiska nie istnieją, a wybuchające na nich konflikty są często walką o to, kto w końcu określi tę cholerną tożsamość.
Nieznośna łatwość anihilacji
Jednym z najsłabszych punktów tzw. blogosfery i blogowisk, punktów będących ciemną stroną błogosławionej personalizacji, jest podatność na indywidualną destrukcję dysponującą ponad-jednostkową siłą rażenia.
Wystarczy, że jeden bloger będzie miał gorszy dzień, by odesłać w nicość nie tylko jego własne teksty, ale też setki mniej i bardziej zajmujących dyskusji setek Bogu ducha winnych dyskutantów.
W ciągu niewielu minut cała, zgromadzona w jednym miejscu, pasja polemiczna setek ludzi, tysiące godzin zaangażowanego stukania w klawisze, ulotne klimaty dziesiątek niepowtarzalnych chwil, wszystko to potrafi wyparować w kosmos.
Gęstwina dróg prowadzących głównie na bezdroża
Pomimo stosowania wielu teoretycznie ułatwiających nawigację po tzw. blogosferze technik, na czele z linkowaniem polecanych blogów oraz mapami tagów, blogosfera przypomina miasto, w którym drogowskazów jest kilkaset razy więcej niż ulic i adresów.
Poruszanie się w tym gąszczu przypomina albo wpadanie co rusz w ulicę bez przejazdu lub w pętlę objazdów i skrzyżowań bez sygnalizacji.
Większość nawigacyjnych ułatwień to zwykły miraż albo wprost utrudnienie.
Wszechobecny przymus rozmowy
To właściwie dziwne, że blogi miały kiedyś opinię internetowych pamiętników. Bo czy widział kiedyś ktoś pamiętnik skrzyżowany z książką skarg i wniosków? A takie właśnie skrzyżowanie nazwano blogiem.
W blogosferze nie ma ucieczki od przymusu rozmowy. Nie da się tak po prostu napisać tekstu do przeczytania. Takiego, z jakich składa się każda na świecie gazeta. Albo każda książka.
A przecież z dotychczasowej przewagi (nie tylko w bibliotekach) tekstów do czytania, bez załączonego pola do wpisania komentarza, wynika choćby taki wniosek, że pisanie tekstów bez wiszących pod nimi komentarzy nie jest żadnym dziwactwem.
Skutek jest taki, że wiszący na blogu tekst, pod którym nie ma ani jednego komentarza, wygląda co najmniej dziwnie, a nawet głupio.
Ktoś może argumentować, że przecież o to właśnie chodzi, że na blogach się rozmawia, że to przestrzeń dialogu a nie przestrzeń publikacji.
Jasne, tylko gdzie w takim razie bloger ma zawiesić tekst nadający się raczej do myślenia i do czytania niż do dyskusji? Albo gdzie ma umieścić fotki do kontemplacji? Albo gdzie ma napisać wiersz? Albo muzę do słuchania bez gadania?
Skoro cokolwiek napisze lub wklei, zawsze na dole automat doklei mu to wszędobylskie okienko do komentowania?
I jak to później wygląda, jak nie ma ani jednego komentarza? Nikt nie przeczytał, nie obejrzał, nie posłuchał? Olali człowieka? A może nie chcą mu robić przykrości, więc milczą zamiast powiedzieć, że “no, stary, słaaaabe”?
Tym gorzej, gdy czytelnik nie ma pewności, czy autor oczekuje akurat tym razem komentarzy, czy może wręcz przeciwnie. Dziesiątki zbędnych domysłów.
Zamiast wniosków
Nawet powyższa pobieżna wyliczanka pokazuje, że blogi, choć nie są całkiem do niczego, to zdecydowanie nie są też do wszystkiego.
Takie rzeczy oczywiście nie mieszczą się w głowie ani rzecznikowi ZUS, ani niektórym posłom i senatorom. Ci giganci polotu wierzą, że skoro blogi są modne, to trza je prowadzić i basta. A przynajmniej oddelegować sekretarkę-stażystkę do ich prowadzenia. Co za różnica, zresztą.
Jeśli ktokolwiek spodziewał się w tym miejscu, że ciąg dalszy opublikuje na koniec listę wniosków płynących z poprzednich opowieści, to ciąg dalszy spieszy zapewnić, że nic podobnego.
Wnioski będą już wkrótce, ale w postaci stopniowo wprowadzanych zmian w TXT.
Kto ma oczy, niechaj czyta.
komentarze
Panie Sergiuszu
Pan to jest spryciarz nad spryciarze.
Mówi Pan a jakby Pan nic nie powiedział.
Noooo ja akurat czepiać się ani mogę, ani chcę.
Poczekam i popatrzę.
Się nigdzie nie wybieram. Cierpliwość mi religia nakazuje.
Ale spryciarz to Pan jest.
Nizezmiennie pozdrawiam…
Gretchen -- 12.07.2008 - 22:33A ja, z kolei
to się boję, że się nie doczekam.
Znaczy przed urlopem, długim w tym roku, co go już widzę za drzewami.
A jak wrócę, to się nie odnajdę.
Bo muszę przyznać, że się trochę tych zmian boję. Widzę ich sens, ale trochę się boję, bo mi na razie dobrze tutaj.
Ale cóż, moja chata z kraja…
Pozdrawiam serdecznie
yayco -- 12.07.2008 - 22:39Panie Yayco
W Pana wieku to już ten strach jest zrozumialy he he…
Aktualnie siędzę za drzewami, albo przed – kto tam takie drzewa może znać, ale urlop to piękna jest sprawa… Pięęękna…
Zazdroszcząc pozdrawiam
Gretchen -- 12.07.2008 - 22:48Pani Gretchen,
może Pani uda się jakoś przetłumaczyć Panu Yayco, no może po znajomości lub podobnie, że mnie On tym swoim demonstrowanym frasunkiem nie sprowokuje? W każdym razie ciąg dalszy powiedział mi właśnie, że niczego z niego nie wyduszę, choćby nie wiem co. Da się?
Pozdrawiam :)
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 22:50Panie Yayco,
a te drzewa to jak daleko? Bo się lekko zgubiłem z powodu zmian w terminach itd. ? Tak pytam, bo jak już wspomniałem, ciąg dalszy jest nieubłagany. Jak to on.
Pozdrawiam serdecznie.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 22:53Panie Sergiuszu,
ja pana nie prowokuję, choć onegdaj (w sensie ścisłym i kanonicznym) zastanawiałem się, czy ten Pana serial aby ludzi nie odstrasza.
Bo niektóry człowiek, słysząc że bedą zmiany, na wszelki wypadek walizki pakuje i zmyka, zakładając, że lepiej się zmianie przyjrzy z oddali.
Ale pewnie się mylę. To u mnie nagminne, ostatnio
Pozdrawiam
yayco -- 12.07.2008 - 22:55s e r g i u s z
Gretchen Cie wypunktowała, spryciarz z Ciebie niezły, i techniki znający- że tak Igłą polecę:))
Żeby użyć pozytywnie kojarzącego słowa…te, no służące zaciekawieniu czytelnika:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 12.07.2008 - 22:57Pani Gretchen,
u mnie deszcz pada i burza jest.
Pięknie, swoją drogą. Co i raz od komputera odchodzę, żeby sobie tym powietrzem pooddychać.
Chociaż to miasto…
Pozdrawiam, nucąc pod nosem
PS Ja faktycznie bojaźliwy z natury jestem. Może być, że z wiekiem mi się pogłębiło…
yayco -- 12.07.2008 - 22:58Panie Sergiuszu,
między drzewami to , wedle relacji, Pani Gretchen siedzi, nocy się nie bojąc.
Ja raczej nad morze się udaję, stare kości na piachu wygrzać i na (m)łódki się pogapić odrobinę.
Za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżam. W piątek.
Pozdrawiam
yayco -- 12.07.2008 - 23:00Panie Yayco,
ciąg dalszy pozwoilł mi powiedzieć tylko takie cóś, z tego gatunku “nie potwierdzam, nie zaprzeczam”, że te zmiany będą super sprytne, bo będą tak zrobione, że kto ich nie potrzebuje, to ich nawet nie zauważy, a kto potrzebuje, będzie z radości skakał pod Niebiosa. Tak mi to cd polecił opisać.
A co do tego przestraszania, to jeśli ktoś faktycznie wnioski walizkowe wysnuł i/lub zrealizował, to jak zobaczy to, czego cienia tak się wystraszył, to będzie miał powód do auto-kulania się ze śmiechu do końca roku. Albo dłużej. Ponoć.
Ale jak ktoś lubi się bać, to przecież zakazu nie ma :)
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:04Panie Yayco,
a to w takim razie na wakacje wybierze sie Pan już po spotkaniu oko w oko bejbe ze zmianami na TXT. To nawet dobrze, tak myślę.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:11Panie Sergiuszu,
to ja sobie
obstaluję
mocniejsze okulary
Czy cóś
Przepraszam, ale jak błyska, to mi ręka przeskakuje
Pewnie ze strachu
Pozdrawiam
yayco -- 12.07.2008 - 23:13Maxie,
jak mnie tak będziecie razem z Panią Gretchen naświetlać tym przenikliwym reflektorem, znaczy… rentgenem czy radarem to zastosuję takie.. no… wiadomo… antyrakietowe ;)
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:15Panie Sergiuszu
Ja na te anty to odporna jestem hi hi… Max jak go znam to też a jak nie to udzielę Mu wsparcia.
Panu Yayco wytłumaczę oraz objaśnię po znajomości, niech ma w końcu Mentor jest.
Będę jutro nazad bo mi tu zrzędzą, że jestem uzależniona.
:)
Gretchen -- 12.07.2008 - 23:23Panie Sergiuszu!
Pisze Pan, że to okienko do komentarzy się zawsze otwiera, a pod jednym wpisem pana Adama nie ma tego okienka… To jak to jest?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.07.2008 - 23:23Pani Gretchen
Pani przejmuje złe nawyki i słów nadużywa. Nieładnie, Proszę Pani.
Znowu mam cytować księgę Amosa, co to Pani i tak nie wie czy to był czwarty muszkieter, czy kto?
Dobranoc Pani
yayco -- 12.07.2008 - 23:38Panie Yayco,
dobra myśl, znaczy z tymi okularami, w tej sytuacji.
Albowiem nie ukrywam, że liczymy z Igłą na wnikliwe opinie itp.
W tym przed faktem, o czym osobno.
Jak błyska, to zwykle Na Górze chyba jakieś porządki robią,
bo strasznie przy tym hałasują.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:29Pani Gretchen,
yyy.. ałć! ciąg dalszy właśnie ugryzł mnie w język.
Ten to dopiero spryciarz jest.
Żeby człowieka, w język.
Pozdrawiam :)
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:34Panie Sergiuszu,
Pan może na takie opinie liczyć, ale mam wrażenie, że nadużywa Pan liczby mnogiej.
Przepraszam, ale przez jakiś czas, dłuższy zapewne, mogę być nadwrażliwy.
Jeśli będę jeszcze przyobecny to na pewno będę się czepiał.
Mogę nawet teraz: dlaczego mogę zobaczyć, kto z tych, których mam za ulubionych jest obecny na TXT, ale nie mogę (kiedyś mogłem) zobaczyć, kto jest obecnych z tych, co mojego skromnego bloga polecają?
No zepsute jest proszę Pana…
Pozdrawiam, powoli o zasypianiu myśląc
yayco -- 12.07.2008 - 23:37Panie Jerzy,
Pan jesteś bystry obserwator, to się domyśl :)
Nic więcej nie powiem, póki co.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:37Panie Sergiuszu!
Ja swoją teorię mam. Myślę, że Pan jest ludziom życzliwy, więc Pan spełnił prośbę pana Adama. Czyż nie?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.07.2008 - 23:41Panie Yayco,
tam się na zapleczu wciąż jakieś upgrade-y odbywają, chciane i nie, więc jeśli coś nie działa jak powinno, a mi to umknęło, proszę o info dokładniejsze mailem, bo nie o wszystkich technicznych sprawach można pisać publicznie, z różnych względów.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:47Panie Jerzy,
czyż tak.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 12.07.2008 - 23:49Panie Yayco,
znalazłem i naprawiłem, proszę wypróbować.
Pozdrawiam.
s e r g i u s z -- 13.07.2008 - 00:01Panie Sergiuszu,
gro i bucy!
Dziękuję bardzo!
yayco -- 13.07.2008 - 09:46Panie Yayco
oscypek na śniadanie?
:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 13.07.2008 - 09:52Panie Maxie,
prawie. Choć ser był węgierski, ale mi na myśl przywiódł prawdziwe oscypki.
Takie z przed lat.
Pozdrawiam
yayco -- 13.07.2008 - 11:18Panie Yayco
Prawdziwe oscypki są jeszcze na tym świecie do nabycia. Tak prawdziwe, że trzeba się natężyć by ukroić plaster nożem. Ostrym.
Tak prawdziwe by, po wrzuceniu tychże plastrów na ruszt, ostała się chrupiąca skórka i miękki, rozpływający się w ustach miąższ…
Czy jakoś tak…
Sergiusza przepraszam za kulinarny wtręt do tak ważnego tematu… Tematu o zmianach. Choć mam nadzieję, że nie rewolucyjnych, bo ja jakoś zawsze do rewolucji plecami się odwracałam mając w atencji ewolucję. Może być, że źle…
Magia -- 13.07.2008 - 15:26Lubię takie, Pani Magio
z kminkiem i plasterkiem wędzonej surowej szynki…
Ale są one tak rzadkie…
yayco -- 13.07.2008 - 17:25Panie Yayco
Ale one są, istnieją – te prawdziwe oscypki. Im rzadziej spotykane, tym bardziej nęcące. I czekają na ten plasterek wędzonej surowej szynki.
A kminek mógłby taki oscypek na tymianek zamienić? Na przykład.
Ale przymusu nie ma…
:)
Pozdrowienia kulinarnie ekskluzywne zasyłam…
Magia -- 13.07.2008 - 17:58Przywieźć, Panie Yayco?
Ale dopiero pod koniec sierpnia.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 14.07.2008 - 09:04