N spotyka (we śnie) Fukuyamę, a Pan Y jest znudzony

N przyszedł dziś, zaraz po mszy, do komputera i zeznał Panu Y, że przyśnił się jemu w nocy Fukuyama.

- Czy mianowicie Franciszek? – zapytał Pan Y, a gdy N potwierdził, to zaraz dopytał, co też ten Fukuyama, we śnie N przebywając, robił.

N powiedział, że w zasadzie niewiele. W gruncie rzeczy, to samo, co wtedy, kiedy go N widział u Cornella. Stał za katedrą i się głupio uśmiechał...

- I tak przez cały sen? – Pan Y troszkę się zdziwił.

- No nie całkiem – N w końcu się przełamał i powiedział, że nie przez cały. Bo potem zaczął się naśmiewać z niego, znaczy z N, że w pułapkę posthistoryczną wpadł. Razem z całym swoim za przeproszeniem kontekstem społecznym i etnicznym. Z narodem, znaczy.

Śmiał się i trochę podskakiwał, waląc się dłońmi po udach. Mówił, że N żyje w świecie, gdzie się nic nie dzieje, przez co ludzie się głupotami zajmują. Na przykład osoby nieumiejące czytać, a już na pewno rozumieć, co czytają, ogłaszają bojkoty przeciwko gazetom. I że to śmieszne jest.

Chichotał, że sam N też już wcale gazet nie czyta, ale nawet nie umie tego bojkotem nazwać, tylko mówi, że to dla nudy, co z gazet wieje. A wieje, jak powiadał ten Fukuyama, bo historia się zakończyła u was i już.

- Jakbyście nie skakali w górę, to nuda was będzie na dół ściągać i w impotencję intelektualną wciągać – powiada. Klątwę na was taką rzuciłem, bo was nie lubię. Nikt was nie lubi.

N opowiadał, że się strasznie w tym śnie przestraszył i spytał się tego mniemanego Fukuyamę, za co on im to uczynił?

- Za głupotę – odpowiedział Fukuyama – i za rezydua socjalistyczne. U was każdy, nawet politolog, a może nawet jak politolog, to bardziej, jest jak wystawa postkomunizmu: jesteście aspołeczni, zawistni, niezdolni do współpracy, a nawet kompromisu. Nawet dobrze się zrzeszyć nie umiecie, bo zaraz się kłócicie.

N mówi, że wtedy, we śnie, na niego słynęła odwaga i powiedz ił temu Fukuyamie, że nieprawda, że sobie może ten Fukuyama za dużo na pewnym blogowisku całodobowym przesiadywał, choć tam innostranców nie lubią. N twierdził, że bożył się, iż doganiamy i przeganiamy, wykorzystujemy sprawnie cudzy pieniądz, zdominowaliśmy światowy rynek kości do gry i zakrętek do wódki. I ponadto, że mamy wolne media obywatelskie, na które on, znaczy N, Pana Y wypuścił. I tam się o ważnych problemach współczesności rozmawia. O feminizmie na przykład, za którym on nawet bardzo jest. Zwłaszcza zaś, od niedawna, za jednodniowym.

A Fukuyama się tak strasznie śmiać zaczął, w tym śnie N, że się z żółtego cały czerwony zrobił. A przez śmiech dogryzał, że tu u nas, to feminizm jest taki, jak z koziej zadnicy instrument dęty blaszany. Że u nas wszyscy za równością są, ale to, dlatego tylko, że nie dostrzegają nierówności. Zwłaszcza zaś siebie jej promotorami nie widzą. A nie dostrzegają, nie widzą i nie pojmują, bo im kulturowe nie pozwalają bariery. I że nierówności kobiet nie widzą te kobiety, zwłaszcza, które są rzeczywiście dyskryminowane. Pogardzane, bite i wykorzystywane do prostych prac polowych, oraz seksualnie. Dla nich to naturalny porządek świata. Zaś o nierówności krzyczą te, co we tym smutnym mieście, które my za stolicę mamy, żyją, pieniądz poważny zarabiają. I one by nie widziały, ale z gazet bojkotowanych, o tej nierówności się dowiadują. I że to Niebylca jest. A potem nadął się jeszcze bardziej, tak, że aż lewicowego zaczął przypominać polityka, w końcu zaś, z wielkim hukiem i smrodem – rozpęknął. A N się obudził.

Pan Y, trochę wstrząśnięty tą dziwną historią, najpierw, żeby N nieco uspokoić, zapytał, jak to z tą nierównością jest. Czy jej nie ma, naprawdę, czy co? N nieco z tropu zbity, wyjaśnił cierpliwie, że jest oczywiście i powszechna na dodatek.

Tyle tylko, że faktycznie, nie bardzo ją potrafimy nazwać, a co za tym idzie zobaczyć. Że język jest poniekąd męski, bo kultura męska i dlatego obrazy świata są męską miarę kreowane.

A z gazet się dowiadujemy, że seksizm ma miejsce, więc jego potępiamy. Znaczy ci potępiają, co za postępem są. Nawet jak nie wiedzą, na czym ma on niby polegać. Potępiamy jakiś ogólny niesprawiedliwy świat, a nie widzimy tego, że świat nasz jest inaczej urządzony. Nawet mu się przypomniało, że jedna kobieta niegłupia określiła ten świat lapidarnie: szklany sufit i mokra podłoga, ale nie pamiętał już, która to powiedziała, bo zdaje się, że jak to słyszał, to był trochę napity.

Pan Y czepiał się dalej, ale teraz to już wrócił do tego Fukuyamy: – A z tym końcem historii to prawda jest?

- Guano prawda – odparł N. – Sen to był, wiec dostępu nie miałem do książek swoich. Zaraz bym mu pokazał, że ściągnął od Hegla ten koniec historii, a zresztą już parę rzeczy po tym końcu się zdążyło. Nawet jedna wojna światowa, choć niejawna, a przez to nienumerowana. A i to, co na nas mówił, że nie dogonimy, to też nieprawda. On może tego nie dożyje, ale to nie znaczy, że się musi nie udać.

Pan Y wolał nie dopytywać, czy niedożyć ma N, czy Fukuyama.

N tłumaczył dalej Panu Y, że z tym końcem historii, to trochę jak z Tekstowiskiem jest. Czasem tak jest już tam nuda, że nawet politolodzy nie bawią. I wtedy wydaje się, że już nic się stać nie może. Kobiety o paleniu sukienek gadają, faceci o piłce kopanej albo o tym, czy piętnastoosobowy bojkot jest dobry czy zły. Tak jakby on był, w ogóle. N uważa, że parę osób nie może ścierpieć, że zmiany nastąpiły i postanowiło tej myśli do siebie nie dopuszczać, zatkać uszy i powtarzać: nanananana, nananana. Jak nie będą robić tego za głośno, to dla N nie jest to żadna kwestia.

Albo o tym feminizmie gadają, co to jest, ale go nie ma. Albo odwrotnie.

Ta nuda z kontrastu jest, zdaniem N. Przez dwa lata wszyscy się ganiali na lodowisku z małpami. A każda małpa miała brzytwę, więc była adrenalina i zabawa. I dla tych, co się ganiali i dla tych, co patrzyli na to z zewnątrz. A teraz część małp poszła nazad do zoologu, reszcie zabrali brzytwy. Okazało się nagle, że większość tych gościna ślizgawce wcale się ślizgać nie umie. I chodzą sobie wolniutko, żeby kości ogonowej nie nadwyrężyć.
A publikę to nudzi, bo takie chodzenie wciągające nie jest. Więc się publika leje między sobą. Dla zabicia czasu. O mienie kościelne, spis lektur, albo o inną małość. Ale pewnie już zaraz będą jakieś wybory, albo inna żałobna uroczystość, czy też prądu gdzieś zabraknie. Koniec historii przestanie nas obowiązywać.

Pan Y był zainteresowany, co będzie, jeśli jednak nic strasznego się nie stanie. N nie bardzo wiedział, bo jak twierdził, w nieciekawych czasach jeszcze nie żył, ale stwierdził, że może po prostu zajmą się wszyscy ważnymi drobiazgami. Inflacją. Paliwami. Tym, że w Polsce fajne filmy nie powstają i że nie ma dobrych książek kryminalnych. Albo tym, że coraz trudniej smaczny chleb dostać.

Pan Y już więcej nie chciał wiedzieć. N go znudził. Czuł wyraźnie działanie klątwy Fukuyamy.

Nie wiedział, że N ukrył przed nim, że ten tam Fukuyama, co mu się przyśnił, twierdził, że Pan Y jest dowodem na prawdziwość teorii tegoż Fukuyamy, jako przedstawiciel, za przeproszeniem postludzkości. Czy jakoś tak.

N uważa, co prawda, że Fukuyama jest mocno przereklamowany, ale powoli zaczyna kombinować, jakby temu Panu Y, łeb cichcem ukręcić, zanim ta cała postludzkość władzę przejmie i swój koniec historii zaprowadzi

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Taki tekst

rozwiewa każda nudę. Cu-deń-ko. Ale jeszcze raz się wczytam.
Aluzju poniała.


Dziękuję Pani Magdo,

i polecam się na przyszłość.


Panie Yayco,

pan to się , widzę, multiplikuje czy jakoś tak.Przez pana już nie tylko Y i N przemawiają, ale i nawetd Fukuyama jakiś (w skrócie F.)
Nie wiem, jak to ocenić, alem zaniepokojony.
A tekst oczywiście smakowity.
Znaczy przedmówczyni co feministką jest, znaczy chciałaby być albo już nie chce, ma rację.

Pozdrawiam.


Panie Grzesiu,

a Panu się nikt nigdy w nocy nie przyśnił?

Proszę się nie niepokoić zatem i wraz z Y wysoko nieść sztandar wspieraczy feminizmu. Jednodniowego zwłaszcza.


Unplag

Koniec historii nastąpi, gdy za Szczecinem pójdzie cała RP (któraśtam), a my, przyświecając sobie zapałkami, będziemy opowiadać kawały polityczne i nie tylko.
Szanowny Autorze i Grzesiu! Proszę nie mylić mnie z Fukuyamą. Choć w jednym się z nim zagadzam, że “męską” politykę najlepiej uprawiają kobiety.


Pani Magdo,

obawiam się, że tyle w tej koncepcji prawdy co i w reszcie jego pomysłów. Naskórkowa obserwacja, niepodbudowana niestety szerszą myślą

Z badan rozmaitych wynika, że kobiety jeśli pracują w męskim otoczeniu (w znacznej mierze – w tak zwanych, proszę wybaczy uproszczenie semantyczne, męskich zawodach) są bardzo innowacyjne i innowacyjnością mężczyzn przebijają.

Jednak im bardziej środowisko pracy się feminizuje, tym bardziej innowacyjność ustępuje adaptatywności.

Innymi słowy “męską” politykę lepiej uprawiają kobiety, ale tylko tak długo, jak długo jest ona stereotypowo “męska”.

Zamknięty krąg, cholera…

A co do wyciągnięcia wtyczki, to się zgadzam. Mam przygotowany zapas wciągających historii…


Autorze Szanowny

Zaczynam dostrzegać czemu nie zawsze komentujesz, znaczy się nie wszystko – bezpośrednio pod notkami (mam refleks:)). Bynajmniej nie z niechęci do komentowania, ale z dobroci. Tak z dobroci, bo wkomponowane w notke smakuje nad wyraz ciekawiej.
Sam sobie to wymyśliłem, co nieznaczy ze tak jest:)

Z tym chlebem, to jest naprawdę spory ploblem, ja dla spokoju uzywam tylko ciemnego ostatnio, co wcale nie oznacza że jakos super lepszejszy, raczej uspokajam sumienie

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


To jest koment

do wyższych komentów, nie do Yayca, któren se jak zwykle jajca robi.
Tym razem pod płaszczykiem Fukuyamy.

Teraz koment – eeeeeeeeetam.
Igła


Trochę ma pan rację, Panie Maxie,

czasem wolę sobie sam coś napisać, a czasem nie chcę się wdawać w polemiki. Cóś w tym jest.

Ponadto jest to wampiryzm intelektualny, bo nie muszę wymyślać tematów, tylko je przetwarzam.

Co do chleba, to ja stosuję taktykę ciągłej zmiany. Nie pozwalam sobie na przyzwyczajenie do smaku.

Aktualnie jestem w mrocznym kręgu żytniego, ciabatowego. Tak się nazywa, ale smakuje jak przyzwoity chleb, choć nieco jest ciemniejszy. Ale już zaczynam go powoli znielubiać, bo wyraźnie rozglądam się za jakimś nowym.

Jak bylem młody to podobna taktyka dotyczyła różnych dziedzin mojego życia. Dziś cieszę się, że ma jeszcze zęby, żeby chleb pogryźć...


Panie Igło,

u Pana zaczyna być jak u mnie: coraz więcej tłumaczenia się, coraz mniej treści. Za to istotnej i celnej (jeśli wiedzieć, w co Pan celował).

Może wreszcie z młodości, szczęśliwie Pan wyrasta?


Czyli:

“czarny chleb, czarna kawa…”


Pani Magdo,

niby wiem, że teraz jakiś zespół, co to dla mojej córki jest za stary, znowu to nagrał, ale i tak poruszyła Pani we mnie jakieś prehistoryczne wspomnienia…

Kto dziś pije żytnią kawę, swoją drogą? Ja to nawet normalnej nie piję, bo mam zakazane od doktorów.

Z żytnich wyrobów, sam tylko chleb mi się został...


No to cieniutko,

a może by coś z kaktusa w płynie?


Panie Yayco

do rzeczy.
Kawa Dobrzynka albo nowocześniej nazwana, z cykorii.
Sam pan wiesz, a ci co nie kumają, to nie muszą.

Chleb żytni, jak najbardziej, nawet adres panu kiedyś dawałem.
Niestety na Woli.

Igła


Pani Magdo,

ja to już w takim jestem wieku, że tylko wino piję. Czasem co prawda meksykańskie, ale na bardziej drastyczne produkty, to już u mnie pora minęła. Zapewne zanim Pani na świat przyszła.

Ale proszę sobie nie szkodować...


Panie Igło,

gdzie mnie na Wolę jeździć, za chlebem?

A względem kawy, to wolałem Turek. bo kiedyś bylem nad rzeką Dobrzynką i miałem złą konotację.

Ale wtedy to ja młody bylem i kupowałem Marago w puszce, z tajemniczą szachownicą...


...

...


Turek i owszem

Nie powiem, na zmianę z Dobrzynką.
Jak to w pobliskim GS-sie rzucili.

Co do Golubia, o ile masz to pan na myśli?
To zgoda.
Trza krok po kroku.

Tak, jak dla mnie to o tyle ten na eF. miał rację, że na chwilę stanęło.
Tak, jak i wtedy 600 lat temu.

Stanęło, co nie znaczy, że stoi.

Raczej się przeważyło.
Powoli bardzo.

Tak samo jak ten Turek co to niby ponoć we Widniu wzięty&złupiony, wędrował do nasz.
Pod nazwą Cafe.
Igła


Panie yayco

Za komentarz do Pana wpisu niech będzie opowiadanie o chlebie.
Otóż podobno są tylko trzy zboża, które pozwalają na długotrwałe używanie w charakterze pokarmu, a szkody organizmowi brakami nie czyniąc : ryż nie łuskany, kukurydza i żyto. (Gdzieś to czytałem). U nas to chyba tylko żytnie wyroby o ciemnej barwie.
Bo taka np. pszenica to już wymaga uzupełnienia winem.
Zatem należy zawsze pamiętać o podstawach. Inaczej mogą się skończyć.
Z należnym szcunkiem


Magia

Rozumiem, że osiągnęła Pani podstawowy cel sufrażystek vel normalnych feministek, czyli wyszła za mąż i urodziła dzieci?


...

...


Panie Jajco!

A co to jest koniec historii?

Pozdrawiam


Pani Magio,

w byciu kobietą pomóc nie mogę.

Co zaś do feminizmu i sprzeczności.

Nie ma jednego feminizmu. Feministka liberalna, nie dogada się z marksistowską. Chyba,że tak jak rozmaite partyzanckie formacje, które się czasem dogadywały, gdy znajdowały wspólnego wroga.

Jeszcze moment i feministki same do rozumu dojdą, że sama nazwa jest stygmatyzująca i bardziej przeszkadza niż pomaga.

Pozdrawiam też, choć ślizgawek się boję


Panie Igło,

mnie się nic nie przeważylo.

Im po prostu wyczerpał się słownik do opisywania świata.

Teraz układają sobie nowy.

Wańkowicz kiedyś wymyślił takie słowo: międzyepoka.


Panie Wojtasie,

w kwestii chleba zdaję się na Pański autorytet.

W kwestii feminizmu – raczej nie.

Pozdrawiam


...

...


Panie Jerzy

to tytuł książki Fukuyamy. Jest do nabycia, jeśli Pana interesuje – proszę sobie przeczytać.

Przy okazji, proszę aby Pan nie przekręcał mojego nicka. To nieładnie jest.


Magia

Ależ droga Pani. Podstawowym celem ruchów feministycznych jest uzyskanie lepszych kontraktów małżeńskich.(pomijam dewiacje). Tzn. takich, gdzie kobiety będą miały większy wpływ na życie rodzinne. Tylko niekiedy, u jednostek o nadmiernie wybujałych ambicjach, albo całkowicie odrzuconych, pojawiają się wersje “wojny do upadłego”, czyli o nic.
Kiedyś pisałem, że już w okresie akadyjskim stworzono instytucję “kobiet leżących odłogiem”. To byłoby bardzo przydatne w naszych czasach.
(A określenie jest adekwatne: kiedyś na takich samych zasadach traktowano kobietę jak i ziemię; i jedna i druga rodziły. Jeśli nie rodziły to znaczy, że są odłogowane).
Pozdrawiam zdegustaowany nieco brakiem skojarzeń, co poczytuję jako celową złośliwość.


Panie yayco

Trochę Pan uprościł. O chlebie było paralelą do końca historii.


Niestety p.Magio

muszę zgodzić się z przedmówcą.

OGŁOSZENIE

Niniejszym poszukuję dewiantki w celu spłodzenia normalnego potomstwa

Jak mawiają pijane Irlandczyki.

Polisz votka, polisz dzewcyny, polisz ogurki.
Wszak głupota nie boli.
Nieprawdaż?

Igła


Panie Wojtasie,

moje uproszczenie jest niczym wobec tego, co Pan wypisuje o feminizmie.

Przykro mi to mówić, ale nie ma Pan zielonego pojęcia o tej problematyce.

Proszę nie traktować tego jako zarzutu, nie każdy się zna na wszystkim. Ja na przykład, jak się przed chwilą okazało, nie znam się na Tybecie.


Panie Igło,

jeżeli będzie Pan wypisywał na moim blogu nie związane z jego przedmiotem głupoty, to będę je usuwał.

Mnie cudza głupota boli.


Panie Yayco

Z przykrością konstatuję, że tez nie znam sie na wszystkim.
To boli.

Tnij pan.
Byle równo.
Igła


Coś w tym jest

Pani Magio;-)


Panie Igło,

mam wrażenie, że są na TXT co najmniej dwa wątki w których może Pan propagować swoje poglądy na temat feminizmu.

Jeden z nich sam Pan sobie założył, więc tam nikt Pana cenzurował nie będzie.

I u mnie może pan pisać glupoty, jeśli Pan sobie życzy.

Ale w innej formie, jeśli łaska.


Panie Yayco

Tnij pan – to było tylko nadstawienie łba.
Nic więcej.

Międzyepoka mnie pasuje.
Choć kim ja jestem wobec nazwawcy?

Wiem – nikim.
Igła


Panie …co!

Jak wymówić „yay”? Jeśli nie ma to być odczytane „jaj”, to jak? Ja jestem dysortografikiem, a nawet chyba dyslektykiem, więc piszę tak jak słyszę. Wychodzi „Jajco” o czym powiadamiam Pana ze smutkiem.

Może Pan oczywiście ujawnić swoje imię (nawet nieprawdziwe) i wtedy będę używał tego imienia. (Tą metodą panią Dorotę nazywałem Zofią.)

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

myli się Pan.

Wychodzi jajko.


Panie Igło,

mnie się też międzyepoka podoba, choć Wańkowicz ukuł to słowo dla opisania czasow, które się zaczęły w 1945.

Ale może to on miał rację, a nie my?


Tak tylko kombinuje

Czy jaki mądrala a nawet akademik zaparł się, że wie jak długo moze trwać międzyepoka?

Jak przeczytałem to co wyżej napisałem, to się wystraszyłem, tym bardziej, że ciemno już za oknem.

Wszak obaj wiemy, czym się kończy każda miedzyepoka?
Choć ja, jako widzący spodziewam się tego już od dawna.

Nie wiem tylko – kiedy?
I mam dzieci

Igła


Panie yayco

Odnoszę wrażenie, że poczuł się Pan urażony. Pana uwaga dotycząca feminizmu jest nieco dziwna. Każdy z nas miał w swym życiu doświadczenia z kobietami. Akurat przytoczona opinia wynika z poglądów majej znajomej, z którą równo i przez wiele lat “darliśmy koty”. A ona stwierdziła, że największym błędem mężczyzn jest opinia, że kobiety są różne. I wzajemnie, że błędem kobiet jest twierdzenie, że wszyscy mężczyźni są tacy sami.
Trochę jestem przy tym zawiedziny, że nie podejmuje Pan abstrakcyjnej dyskusji ograniczając się do standardowych sformułowań i to bez podania uzasadnienia.
Przykro mi. Żegnam


Panie Wojtasie,

ja nie mieszam doświadczenia osobniczego z wiedzą uogólnioną.

I staram się nie rozmawiać abstrakcyjnie wtedy, gdy z jednej strony (mojej) jest ograniczona wiedza, z drugiej zaś pewność własnej racji, oparta na pewności własnej racji.

Zaproponuję panu kilku autorów, którzy piszą o feminizmie. Mężczyzn, żeby było latwiej:

Anthony Giddens,
Robert W. Connell
Jonathan Rutherford
Henryk Domański

Myślę, że lektura uczyniłaby dyskusję mniej abstrakcyjną.


Panie Igło,

to za trudne jest pytanie.

My nawet nie wiemy, czy w Polsce jest zmiana społeczna, czy transformacja społeczna, czy może tranzycja społeczna.

A kiedy się skończy, to nawet nie pytamy.

Teraz popularne jest pojęcie_społeczeństwa ryzyka_, które oznacza generalną niepewność..


Panie Yayco

Ja tu tak tylko na chwilę.

Chciałem pańskiej gibkości intelektualnej i sprawności rzemieślniczej hołd należyty oddać.

świetny tekst

kłaniam się do podłogi.

I znikam


Szanowny Panie Yayco

Mam niejasne wrażenie, że w niektórych przypadkach poniedziałek zaczyna się już w niedzielę pod wieczór. Sam mogę to zilustrować następująca sekwencją odczuć, jakie zaobserwowałem u siebie wyjeżdżając na tzw. weekend do Szczawnicy. Dawno dawno temu w niedzielę po południu zaczynałem popadać w zły humor z powodu konieczności powrotu do grodu Kraka, a tym samy do pracy w poniedziałek.

Póżniej nieco zły humor zaczął się pojawiać w sobotę na myśl o niedzielnym popołudniu itd. Potem czyli teraz, niedobrze mi się robi już w piątek przed wyjazdem w góry na myśl etc.

Natomiast co do innych wątków Pańskiego tekstu to zastanawiam się, co będzie, gdy wyczerpie Pan wszystkie litery alfabetu, by opisać rzeczywistość, z która uporczywie walczy nasz dzielny Naród, którego nic tak nie doprowadza do szału i poczucia schizofrenii (a może raczej ambiwalencji – zależy od natężenia), jak zwykła normalność. Bo z jednej strony Naród jakoś do niej tęskni (dając temu wyraz w rozlicznych dywagacjach), z drugiej zaś ów stan wyimaginowanej normalności nudnym się wydaje, co samo w sobie utrudnia wszelkie działania mające na celu jego osiągnięcie.

Pozdrawiam poniedziałkowo


Panowie X i L

Dziękuję Panom za dobre słowa.

Nie wiem, czy powinienem jeszcze się odzywać, albowiem zostałem odkryty (wraz z Panią Magią i Docentem Stopczykiem) jako spisek, oraz układ.

Przyznam, że się nawet ubawiłem, bo przypomniał mi się jeden proces sowiecki z lat 30, ubiegłego wieku, kiedy to na ławie oskarżonych zasiadło (uwaga!): Prawicowo-Lewicowe Centrum.

Myślę, że to jest właśnie to, do czego niektórzy tęsknią.

Pozdrawiam


Szanowny Panie Yayco

W dążeniu do elitaryzmu (bo wbrew pozorom tak naprawdę większość dąży do niego, a nie egalitaryzmu) sam udział w spisku jest dowodem na elitarność.

Elitarność zaś siłą rzeczy jest ciekawsza i bardziej różnorodna niż egalitaryzm. Ponieważ lubię rzeczy ciekawe, więc jestem zwolennikiem spisków.

Proszę kontynuować, Szanowny Panie Yayco.

Pozdrawiam cynicznie


3 osobowy układ

to już coś.
Pan możesz polewać, p.Magia zatańczy i zaśpiewa a Docent przeprowadzi badania naukowe na populacji UKŁADU.
Wszystko to w przerwach na rozdawanie kart.
Igła


Szanowny Panie Lorenzo,

nie wiem jak pozostali uczestnicy spisku się na to zapatrują, albowiem jakoś jeszcze nie sprawdzałem, czy wiedzą, że są ze mną w spisku, ale jeśli idzie o mnie, to przyjmuję Pana deklarację z uznaniem.

Aby zaś ów elitarny spisek mógł się rozwijać, niezbędne wydaje mi się jego nieznaczne rozszerzenie.

Czy mógłby Pan rozważyć wejście w skład przyszłej Rady Tajnej?

Kreślę się cyrklem i pompką rowerową


Panie Igło,

niestety Pańskie zaangażowanie w układ administracyjny na TXT uniemożliwia mi zaproszenie Pana w skład naszego tajnego przedsięwzięcia, mającego na celu podniesienie poziomu wyedukowania niektórych tutejszych blogerów.

Proszę przyjąć stosowne w tej sytuacji wyrazy żalu i ubolewania.

Mimo to liczymy na Pańską niejawną przychylność


Ależ naturalnie, Szanowny Panie Yayco

włącznie z konsekwencjami, które wydają się być interesujące :-)

Pozdrawiam powiewając fartuszkiem

PS. Nie wiedzieć czemu mam skojarzenia z p. M. Piccoli i “Wielkim żarciem”, a właściwie końcem tego przedsięwzięcia


Panie Yayco

Pojawił sie tu chyba błąd założeniowy , uczestnicy najczęściej nie mają prawa wiedzieć w czym uczestniczą, gdyż groziłoby to dekonspiracją i cała wielopiętrowa siatka (w tym wypadku trzy piętra (nazwy pięter od nicków spiskowców) stałaby się obiektem niewybrednych ataków, zmasowanej kontroli antyspamowej, antynotkowej i antykomentatorskiej

prosze o życzliwe rozważenie mojego komentarza

w konspiracyjnym ukłonie pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


Bo to, drogi Maxie,

jesli dobrze poznałem intelektualna przewrotność p. Yayco, będzie konspiracja jawna, przez co trudniejsza do zidentyfikowania. Albo wręcz niemożliwa, biorąc pod uwagę domniemywane zdolności tych, co to wiedzą i pilnują.


Panie Lorenzo,

jakkolwiek trochę mnie Pan przestraszył ostatnim skojarzeniem (czy Pan się aby nie przejadł w czasie weekendowego wywczasu?), cieszę się z Pańskiej gotowości.

Ze względu na tajność zamierzenia, nie zostanie Pan (mam nadzieję, że to zrozumiałe) powiadomiony o posiedzeniu Rady Tajnej. Proszę być w nieustannej gotowości.

Pozdrawiam, owijając się czarną peleryną


Szanowny Panie Yayco

Używając słownika Pana Igły: “zawijam kiecę i lecę”. Co oznacza, że od tej chwili znajduję się w nieustającej podróży na zebranie RT.

Pozdrawiam równie tajemniczo


Panie Maxie,

co prawda Pan Lorenzo (przez nikogo nie upoważniony, co może wróżyć rychłym rozłamem w naszej nieistniejącej przecież organizacji, który niewątpliwie ją wzmocni) wyjaśnił Panu pewne elementy strategii, to ja z szacunkiem przyjmuję do widomości Panską kompetencję w dziedzinie działań niejawnych.

Chętnie widział będę Pańskie współuczestnictwo, gdyż wobec zagrożenia wynikającego ze wzmocnienia przez wzmiankowanego Lorenzo frakcji centrowej, pragnę wzmocnić skrzydło klerykalne.

Czy zgodziłby się Pan przewodniczyć nieistniejącej (bo jak inaczej?) Komisji Wewnętrznej Czystości Poglądów i Higieny Ogólnej, która dbać będzie o dostateczną tajność działań niejawnych i ukrytych?

Ze względu na dyskretność ogólną zamierzenia, proszę swego entuzjazmu nie wyrażać wprost.

Pozdrawiam, znikając stopniowo we mgle


Panie Lorenzo,

powiem Panu w tajnym zaufaniu, że bardzo liczę na bojkot naszej organizacji, który pozwoli nam zewrzeć szeregi

Pozdrawiam, szukając zagranicznych źródeł finansowania


Jak na razie

powstrzymam się od interwencji.
Niemniej wypuszczam szpiegowskiego Predatora.

Proszę zauważyć, że jestem lepiej uzbrojony niż WP.
I czujny jak Macierewicz.
Igła


...

...


Szanowny Panie Yayco

By wzlecieć, potrzebne są co najmniej dwa skrzydła, co Pan wie przecież najlepiej. Dobrze widziana jest także umiejętność ziania ogniem oraz galopowania na dwóch łapach. W sukni barwnej i z buławą w dłoni.

Pozdrawiam enigmatycznie


Panie Igło,

dziękuję!

Nic tak nie wzmaga czujności jak inwigilacja.

Czy moglibyśmy jeszcze prosić o jakiegoś niedużego prowokatora?


...

...


...

...


Szanowny Yayco

KWCPHO* zyska wiernego i czystopoglądowego przewodniczącego, jestem za a nawet przeciw (dla zmyłki)

Swoje talenta sprzedałem kiedys na światło dzienne u referenta, doskonale kreśląc portret psychologiczny grzesia, jego motywacje pozasieciowe i plany wywrotowe. Wrodzona skromność nie pozwala napisać że to był majstersztyk pracy wywiadowczej.

wiele pracy przede mną ale zatem wzniesiemy się ponad nasze ułomności, ponad na…(studzę entuznajm)

pozdrawiam zza winkla
Prezes , Traktor, Redaktor


Pani Magio,

cieszę się potrójnie.

Po pierwsze, z Pani dyskretnego sceptycyzmu, który nic nie ujawnia, sprzyjając tajności.

Po drugie, zatroskaniem o los naszego lewego skrzydła, które być może nie wie, że musi nam pomóc wzlecieć na przestwór.

Po trzecie zaś, z niebezpośredniego wsparcia idei zasadniczej, wyrażającego się w uzurpacji wpływu na decyzje personalne.

Czy mogła by Pani, w wolnej chwili, kiedy nikt nie będzie Pani obserwował, zwłaszcza zaś Igła Kozak, wymyślić jakieś zawołanie i tajne znaki, po których się będziemy rozpoznawać? Zgadzam się z Panią, że wymachiwanie fartuszkiem może być nieco krępujące…

Pozdrawiam, zapoznając się z pismem urzędowym, choć nie powiązanym…


Szanowna Pani Magio i Ty, Panie Yayco

Winienem wyjaśnienia związane z “Wielkim żarciem”. Z jednej strony to ten elitaryzm mnię zafascynował, z drugiej proza życia. oto bowiem od piątku wieczór jestem gospodarzem dziecięcia z Niemiec, ktore nawiedziło nasz dom w ramach wymiany miedzyszkolnej. Dzięcie owo okazało się być przedstawicielką nurtu “emo” (Wasze dzieci wyjaśnią Wam, o co łazi; w każdym razie dość barwne zjawisko), na dodatek będące wegetarianką. Już dzisiaj rano przed oczyma jawiły mi się zwoje kiełbas dorodnych, kotletów wieprzowych z zapiekana kapustką. Co zobaczę wieczorem (oczyma wyobraźni) doniosę niezwłocznie.

Pozdrawiam cichutko


Panie Lorenzo,

Pańska propozycja Tajnego Stroju Organizacyjnego zostaje odrzucona.

Proszę to odczytywać jako impertynencję i parcie do secesji

Pozdrawiam zdawkowo


Już są wśród was

a i tak będziecie mieli następnych.
Igła


Szanowny Panie Yayco

Zaskoczę Pana zgadzając się zarzutami, a nawet więcej – niniejszym czynię i odprawiam samokrytykę. I co teraz, hę?

Pozdrawiam ulatując w stronę słońca


Panie Maxie,

teczkę tzw. “Grzesia” proszę przekazać władzom zwierzchnim, do zapoznania się.

Pozdrawiam, witając Pana w Służbie


Panie Yayco peleryniasty

znaczy sie tego calego Fukuyame to mam sobie darowac? bo jakos sie przymierzalem wlasnie do “ameryki na rozdrozu”. ale moze wydam te pieniadze inaczej.


Pani Magio

Pani ma zbyt wybujałe oczekiwania w stosunku do mnie.
Szczególnie pod płaszczykiem.

Ostrzegam wielce zaniepokojony, rozglądając się łapczywie za błękitną pastylką.

Igła


Panie Griszequ,

nie chcę Panu narzucać mojego gustu.

Dla mnie (z empirycznej, zatem, perspektywy) nie jest to wiele warte. Może dla Amerykanów, bo to jest tak bardzo amwrykańskie jak ichni prezydent.

Choć trzeba przyznać, że mądrzejsze.

Jakbym coś miał Panu (szczerze) polecić, to bym polecił zamiast tego książkę Ulricha Becka, Społeczeństwo ryzyka. Albo, jeśli już koniecznie ma być o Ameryce, to choćby Rewolucyjne bogactwo Tofflerów.

Ale niektórym się Fukuyama podoba, bo ładny ma styl pisania, co powoduje, że nam się podoba. I jeszcze: tak umie pisać, że mamy wrażenie, że pisze to, co myśmy od dawna sobie myśleli. Co zresztą jest zwykle prawdziwą konstatacją.

Ale czy koniecznie trzeba czytać cudze książki, żeby wiedzieć co, sami sobie, myślimy?

Pozdrawiam, zachęcając do niejawnego wspierania nieistniejącego spisku


Panie Yayco

ja o zadnym nieistniejacym spisku pisac nie moge, bo co to za pisanie o czyms, czego nie ma i o czym sie nie wie ze tego nie ma? nie mowiac o popieraniu. ale jakby jakiegos cyngla jakis spisek potrzebowal, to ja z racji swej niezbornosci umyslowej i zbornosci fizycznej.. ekchm… ekchm… ale moge tez robic za niejawna wtyczke.

umiejetność pisania Fukuyamy to skarb jest, oczywiscie jesli chodzi o generowanie przychodow. a mowienie tego, co chcemy uslyszec i co wiemy ma swoja dluga historie. i wielu robi z tego sposob na zycie. chocby polityczne. natomiast z tym czytaniem cudzych ksiazek… wielu (jesli nie wiekszosc) ludzi, potrzebuje nazwania przez mądrzejszych (lub sprawniejszych jezykowo) rzeczy po imieniu. dlatego dosc czesto podpisujemy sie pod kims, uznajac ze sami bysmy nie powiedzieli/napisali tego lepiej. choc Pan zapewne coś innego mial na mysli, a ja jedynie zdryfowalem.

niepozdrawiam, przestawiajac jedynie 76 doniczek na 98 pietrze od zachodniej strony.


Panie Griszequ,

miałem na myśli właśnie to.

Pana skłonność do czytania myśli cudzych, wraz z deklarowaną sprawnością fizyczną, pozostaną niewątpliwie niewykorzystane. Bo i któż miałby je wykorzystać?

Pozdrawiam, zwracając uwagę, że pelargonia (ta 6 od lewej) może spaść komuś na głowę. Ta możliwość wydaje się, niektórym niezwiązanym ze sobą osobom, zachęcająca…


Panie Yayco sokolooki

ja Pana błagam, Pan niech tak otwarcie mi nie wskazuje tej pelargonii, bo mnie nieistniejacy szef niezalożonej Komisji Wewnętrznej Czystości Poglądów i Higieny Ogólnej obetnie zlecenia, albo w ogole coś obetnie… wie Pan przecież, jacy są Ci w wydziałach wewnętrznych. znaczy sie Pan nie wie, bo i skąd, a i o kim skoro o nikim, ale…


Panie Griszqu

ja nawet nie wiem, o czym Pan do mnie pisze.

Na wszelki wypadek dodam złotą myśl Fukuyamy na temat Rosji:

“Rozkradanie zasobów publicznych przez tak zwanych oligarchów poważnie przyczyniło się do osłabienia prawomocności postkomunistycznego państwa rosyjskiego”


Panie Yayco

a to ja w ogole do Pana pisze? Pan sobie cos imaginujesz, ja Pana nie znam. powtarzam to wyraznie, aby wszyscy uslyszeli. i to tyle, co mam do niepowiedzenia lub czego nie mam do powiedzenia.

ps: Becka bede mial jutro. ale wlasnie sie dowiedzialem, ze REWOLUCYJNEGO... to nawet w bibliotece slaskiej nie ma… dziwne… bede musial poszukac gdzie indziej.

kobyła kobyła dwa semafory. widelec w zlewie.


Panie Griszequ,

Alvin Toffler i Heidi Toffler, Rewolucyjne Bogactwo, Wydawnictwo Kurpisz S.A., Przeźmierowo 2007. ISBN 978-83-7524-003-0

Fajna książka.

Np teza 4 o wiedzy:

“Wiedza jest relatywna. Każdy wybrany fragment wiedzy zachowuje swe znaczenie tylko wówczas, gdy zestawimy go z innymi fragmentami, stanowiącymi kontekst. Czasem kontekst trzeba sygnalizować bez słów: uśmiechem czy grymasem”

Pozdrawiam, sugerując używanie w korespondencji algorytmów steganograficznych


Griszeq

kolego sympatyczny, rozlicz najpierw kartę służbową, nie pasuje mi pozycja “wydatki towarzyskie, bezy”

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

tofflerowska teza 2 o wiedzy:

“Wiedza jest niematerialna. Nie możemy jej dotknąć, pogłaskać ani uderzyć. Ale możemy – i korzystamy z tej możliwości – manipulować nią”

Precz z bezami!


Maxie

to ja mam karte sluzbowa? hmmm… cholera, to ten lajkonik mi ja zawinal, jak bylismy na szkol… wróć... gdy nasze losy poplątane ludzkiego zywota ścieżki na chwilę ulotną złączyły…

juz ja go i wtedy… pelargonia, no po prostu pelargonia.


A co z widelczykiem, Szanowny Panie Yayco?

Pardą – z łyżeczką.

I właśnie sobie przypomniałem, że miałem komuś odpowiedzieć opowiadając, jak to (i czy jeszcze) w mieście Krakowie obiera się owoce. Tylko komu i gdzie mam odpowiedzieć?

Pozdrawiam sklerotycznie (co w przypadklu spisków nieistniejących jest wręcz zaletą)


Panie Yayco kryptograficzny

ja to sie obawiam, ze w zamencie algorytmow Pan mi prześlesz zdjęcie ukochanego Grochowa do podziwiania, a ja wysadze Hale Ludową, wbije szpile Panu Igle i skopie ogródek Pana Zenka… albo na odwrót.

a tak w ogole: to nie pomyślał Pan o tagu: biblioteczka Yaycarska?


Panie Griszqu,

teza 9 o wiedzy:

“Wiedza może być jawna lub ukryta, wyrażona lub niewyrażona, udostępniana lub niema. Nie istnieją natomiast niejawne stoły, ciężarówki czy inne dobra materialne”

Tofflerowie się mylą. Proszę czym prędzej zniknąć wiadomą Panu ciężarówkę.


Panie Yayco tofflerowski

szyfrem:
Ciężarne kobiety są marudne. Żaru im brakuje. Równa krzyczą za to na wszystkich. Katastrofa, normalnie katastrofa.

bez szyfru: zniknięta.

ps – oddalam sie do innych zadan.


Subskrybuj zawartość